Hotel 69. Sonia Rosa

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hotel 69 - Sonia Rosa страница 7

Автор:
Серия:
Издательство:
Hotel 69 - Sonia Rosa

Скачать книгу

Trafiła kosa na kamień. – Mrugnęła do niego.

      – Nigdy się nie zakochujesz?

      – A ty?

      – Ja? Ostatnio w Annice, lata temu.

      – I co się z wami stało? – zainteresowała się dziewczyna.

      – Trudno powiedzieć. Wciąż ją kocham, ale…

      – Daj spokój, to nazywasz miłością? Poderwałeś mnie w metrze i zaliczyłeś na drugiej randce. Tak się zachowuje kochający facet?

      – Nigdy nie twierdziłem, że jestem wierny. – Uśmiechnął się krzywo.

      – Jakie to wygodne. – Sylwia zdusiła niedopałek w przepełnionej popielniczce, spięła włosy znalezioną na parapecie frotką i powiedziała, że idzie pod prysznic. – Przyłączysz się?

      – Jasne – powiedział.

      W strugach wody, w ciasnej zaparowanej kabinie, mydląc Sylwii plecy, nagle pomyślał o Annice. Wyobraził ją sobie kręcącą się po ich apartamencie, pakującą ostatnie drobiazgi i wypatrującą jego powrotu. Naprawdę jeszcze ją kochał? A może to było tylko przyzwyczajenie? Czasem myślał, że byli jak dwoje wyrzutków, wykorzenionych z miejsca urodzenia, obcych w nowym świecie. Kochał Polskę. Miał tu babcię, jego matka pochodziła z Kaszub. A jednak to Sztokholm przez pierwszych kilkanaście lat jego życia nazywał domem, tak jak Annika. Byli z tego samego rocznika, poznali się na studenckiej imprezie w jednym z klubów na Powiślu. I żeby było śmieszniej, okazało się, że oboje dorastali w Djursholm, najbardziej elitarnych przedmieściach Sztokholmu, ale dowiedzieli się o swoim istnieniu dopiero w Warszawie.

      – Zamilkłeś. – Głos Sylwii wyrwał go z zamyślenia.

      – Myślałem o Szwecji.

      – Tęsknisz?

      – Czasem, chociaż to akurat nie problem, bo przecież zawsze mogę lecieć do domu. Bardziej zastanawia mnie to, czy jeszcze gdziekolwiek poczuję się jak u siebie.

      – Aż tak? Nie wyglądałeś mi na kogoś dotkniętego traumą – rzuciła Sylwia lekkim tonem.

      – To nie trauma. Po prostu dziwne poczucie wykorzenienia.

      – Gdzie mieszkałeś w Sztokholmie? – zapytała, sięgając po szampon.

      – Na przedmieściach – odpowiedział nieco wymijająco, ale ona wyraźnie zapragnęła drążyć temat.

      – A konkretnie?

      – W Djursholm.

      – Żartujesz? W tej snobistycznej dzielnicy rezydencji z własnymi przystaniami? Czytałam o niej niedawno, przeglądając przewodnik.

      – Nie lubisz snobów? – Mrugnął do niej, uchylając drzwiczki od dusznej i zaparowanej kabiny.

      – Wow, ty naprawdę jesteś paniczykiem. – Roześmiała się.

      – Masz mi za złe, że bocian podrzucił mnie do świata sztokholmskich elit? – zażartował.

      – Nie. Po prostu nagle zdałam sobie sprawę, jak wiele nas dzieli.

      – Nie zauważyłem, żeby cokolwiek nas dzieliło – powiedział, przyciągając ją do siebie. – Myślisz, że mamy czas na jeszcze jedno bzykanko?

      – Wybacz, nie dziś. Za półtorej godziny muszę być na uczelni. Ale na pewno będę czule wspominać twojego ptaka. – Sylwia musnęła dłonią wnętrze jego ud i delikatnie, samymi opuszkami palców pogładziła jego na wpół uniesionego penisa. – Wychodzę, przesuń się – poprosiła chwilę później.

      – Hej! Tak się nie zostawia faceta. – Złapał ją za rękę.

      Poślizgnęła się i prawie upadła. Podtrzymał ją w ostatnim momencie i zaczęli się całować.

      – Tylko szybko. Mówię poważnie, mam dziś rozmowę z dziekanem.

      – Będę szybki jak bolid formuły jeden – wymruczał, dociskając wargi do jej wilgotnej szyi.

      Chwilę później wbił się w nią i posuwał. Mocno, coraz szybciej, skupiony tylko na przyjemnym cieple w lędźwiach. Skończył w ekspresowym, niemal żenującym tempie. Tym razem nie dbał o jej przyjemność, liczyła się wyłącznie jego chuć.

      – Faktycznie. Powiedziałabym, że prześcignąłeś nawet bolid formuły jeden – rzuciła Sylwia z przekąsem.

      – Przecież chciałaś szybko.

      – Szybko, nie w piętnaście sekund. – Posłała mu złośliwy uśmieszek.

      – Uraziłem cię czymś? Zachowujesz się nagle, jakbyś miała mi coś za złe – zauważył, ubodzony jej kąśliwością.

      – Nie – mruknęła, nie patrząc mu oczy.

      Chwilę później jeszcze raz weszła pod prysznic i zamknęła za sobą zaparowane szklane drzwiczki.

      Alexander sięgnął po ręcznik i wytarł się do sucha. Zakładając dżinsy, zastanawiał się, czy to możliwe, że poczuła się oszukana. Fakt, wychował się w rezydencji z własną przystanią i nigdy jej nie zdradził, jak nieziemsko bogata jest jego rodzina, ale to chyba nie powód do rzucenia focha? To w końcu nie jego wina, że stary był jednym z najbogatszych szwedzkich deweloperów?

      – Pójdę już – bąknął, kiedy Sylwia wyłoniła się z obłoku pary i stanęła przed lustrem, żeby osuszyć ręcznikiem włosy.

      Był w korytarzu, gdy przypomniał sobie o prezencie dla niej i wyjął z kieszeni skórzanej kurtki niewielkie aksamitne puzderko.

      – Dla ciebie – powiedział, kiedy ruda pojawiła się w kuchni.

      – Co to jest? – Sylwia, która właśnie opasywała się olbrzymim kąpielowym ręcznikiem, zerknęła w stronę prezentu, ale nie wyciągnęła po niego ręki.

      – Kolczyki, drobiazg na pamiątkę ostatnich kilku tygodni. Kupiłem je w Wenecji.

      – Kiedy byłeś w Wenecji? – zdziwiła się.

      – Trzy dni temu. Wpadłem na kilka godzin, spotkałem się z dawnymi znajomymi i wypadłem.

      – Czy to Cartier? – Na widok widniejącego na puzderku logo Sylwia na chwilę zaniemówiła. – Wow… Idę o zakład, że są droższe od mojego samochodu.

      – Szczerze? Odrobinę. – Uśmiechnął się.

      – Nie mogę ich przyjąć. – Zatrzasnęła aksamitne pudełeczko.

      – Serio? Ale z czym masz problem? – Alexander wyglądał na kompletnie zaskoczonego.

      – Serio. Zabierz je, Alex.

      –

Скачать книгу