Zabójczy pocisk. Jakub Małecki
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zabójczy pocisk - Jakub Małecki страница 3
Wiadomo, jak u nas jest. Ciągną cię przedwojenne czynszówki o brudnych gardłach bram, z rzędami brudnych okien, z których, w lecie, sterczą wytatuowane ramiona. Życie biegnie powoli i raczej bez celu. Ludzie stawiają drobne kroki, jakby obawiali się, że popękany chodnik otworzy się i wciągnie ich w głąb ziemi. Nocą brzmią krzyki, trzaskają zapalniczki, brzęczy szkło. Spince zabrakło sił, by stąd wyjechać. Postanowiła, że zostanie, a jednak – ucieknie.
Za łuszczącymi się drzwiami jej mieszkania otwierał się inny świat, z podłogą starą i błyszczącą, ciepłą zielenią ścian i dziecinnym pokojem tonącym w pluszu. Nad łóżeczkiem obracały się plastykowe ptaki. W kuchni można było wypić najtańszą herbatę z kolorowego kubka. Na zniszczonej kanapie i fotelach pojawiły się błękitne narzuty. Nie starczyło na wymianę okien, więc Spinka zadłużyła się na bazarze i zawiesiła rolety w oknach. W ten sposób odgrodziła się od Pragi.
Zapisała się na portal randkowy, gdzie czekało ją rozczarowanie. Młodzi faceci byli nudni, a starzy żonaci i rozczarowani. Zresztą, większość czasu pożerała pogoń za groszem oraz kłopotliwy Antoni. Wieczorami oglądała seriale na starym laptopie i wypijała kieliszek półwytrawnego wina. Czasem zachodziła do biblioteki, żeby potem zasnąć nad otwartą książką.
Dzieci są wielką radością, ponieważ rosną, a wówczas opieka nad nimi spada częściowo na innych. Antoni pochodził z rodziny ubogiej i niepełnej, więc dostał miejsce w przedszkolu. Spinka odprowadzała go, zasmarkanego, i drałowała na plac. W niektóre popołudnia po malca przychodziła ciocia Nika, żeby mama mogła popracować dłużej. Spinka stała na placu do późna, i tak wpadła w oko Boldogowi.
Boldog po staremu chodził na baby, lecz nie angażował się w romanse. Uważał, że nie przystoi to człowiekowi w stałym związku. Początkowo wyglądało, że tak będzie i tym razem. Spinka wypiła parę drinków i wylądowała na tylnym siedzeniu jego passata. Do domu wróciła późno i bardzo przepraszała Stalową Nikę, tłumacząc, że zatruła się nieświeżym mlekiem dodanym do kawy. Boldog nie potrafił o niej zapomnieć i wkrótce spotkali się ponownie.
Jak większość złych ludzi, Boldog miał w sobie cząstkę dobra i nie miał pojęcia, co z nią zrobić. Uwierała go ta kruszynka, odbierała sen. W końcu postanowił ofiarować ją Spince. Zabierał ją do dobrych chińskich restauracji i wykupywał pokoje w trzygwiazdkowych hotelach. W szafie Spinki pojawiły się markowe ubrania, a łazienkę zapełniły kosmetyki za siedemdziesiąt złotych, albo i droższe. Próbował dać jej to, czego nigdy nie miała. Sam nie wiedział dlaczego. Zapewne zobaczył w niej, coś co dawno temu dostrzegła Stalowa Nika. Niekiedy właśnie tak się dzieje. Zwykli ludzie jawią się niezwykłymi w oczach innych.
Takich rzeczy nie sposób utrzymać w sekrecie i prawda o romansie wkrótce dotarła do Stalowej Niki. Zareagowała najrozsądniej, jak potrafiła. Przymknęła oko. Naprawdę wierzyła, że Boldog wkrótce znudzi się Spinką. Wciąż odbierała Antoniego z przedszkola i prowadziła rachunki. Przyjaciółce okazywała serdeczność. Coraz częściej krzyczała na handlarki, których musiała pilnować.
Stalowa Nika otrzymała od życia wiele dobrego. Miała pieniądze i ludzi pod sobą. Szturmówki i polar zamieniła na obcisłe spodnie i bluzki w krzykliwych kolorach. Chętnie obwieszała się złotem. Podcięte włosy przefarbowała na blond i rozganiała ławicę zmarszczek odwiedzinami u kosmetyczki. Prócz rzeczy dobrych pojawiły się dwie złe: rozpacz i czas wolny. Puchły. Mościły sobie miejsce w jej życiu, aż zawarły sojusz.
Zew butelki najgłośniej brzmi w pustym mieszkaniu. Nika podążyła za tym wołaniem. Widywano ją jak chwieje się pod „Koneserem” o piątej rano. Jej praski szlak znaczyły małpki po wiśniówce. Zgromadziła wokół siebie kilku młodszych facetów. Nie zapraszała ich do mieszkania Boldoga. Pili po bramach, na skwerku u wylotu Brzeskiej i w melinach. Śmiała się po staremu i dużo mówiła, by raptem zamilknąć ze wzrokiem utkwionym w przestrzeni. Przypomniała sobie też, co znaczą krótkie noce na cudzym materacu.
Wkrótce do wódki doszedł proch. Amfetamina pozwalała wypić więcej, a kreska zamiast porannej kawy przywracała Nice energię i radość życia. Zaraz drałowała na plac, żeby trochę porządzić. Dziwiła się tylko, że Boldog tak chętnie jej unika. Brązowiejące zęby pokrywała cienką warstwą wosku i nakładała coraz mocniejszy makijaż. Chętnie mówiła o radosnej przyszłości, o tym, co niedługo zrobi i jak urządzi sobie życie.
Wciąż doglądała interesów Boldoga, ale ludzie wiedzieli swoje. W warsztacie samochodowym zaczęły się lewizny. Lombard sprzedawał z pominięciem doli dla szefa. Baby na placu robiły, co chciały. Boldog, niezbyt biegły w rachunkach, długo o tym nie wiedział. W końcu jednak się zorientował i poszedł porozmawiać ze Stalową Niką. Powiedział, że znajdzie kogoś innego do zarządzania swoim kieszonkowym królestwem. Odebrał władzę na placu i poradził Nice, żeby znalazła sobie jakiś dach nad głową. Kiedyś bardzo kochał tę dziewuchę i wybił jej te trzonowce tylko dlatego, że pyskowała.
Dawno temu Stalowa Nika uratowała Spinkę. Ludzie szybko o tym zapomnieli, pamiętała jednak Spinka i poszła wstawić się za przyjaciółką. Boldog początkowo nie chciał o tym słyszeć, zmiękł jednak prędko i podjął taką decyzję: Stalowa Nika straci wszystko, poza pozycją na placu. Niech dogląda handlarek. Do tego, zdaniem Boldoga, doskonale się nadawała. Nika przyjęła swój los z uśmiechem. Całe dnie kręciła się po placu, ale, jeśli tylko mogła, nie rozmawiała ze Spinką.
Antonii poszedł do pierwszej klasy, korzystając z drzwi, które rząd otworzył sześciolatkom. Prócz tornistra i piórnika z Zygzakiem McQueen dostał też niespodziankę w postaci braciszka. Pod sercem Spinki puchło nowe życie, którego przyczyną był Boldog.
Spinka liczyła, że teraz Boldog weźmie ją do siebie, a nawet poślubi. Sam zainteresowany po raz pierwszy okazał rezerwę. Nie po to przepędził jedną babę, by natychmiast brać sobie kolejną. Ludziom mówił jednak co innego. Twierdził, że jego dziecko (a także Antoni) nie może wyrastać w otoczeniu, w którym obraca się ojciec. Obiecywał mu normalne życie, zabawki i dobrą szkołę. Skarby świata są rozmaite. Afryka ma złoto, Ameryka krzem. Bogactwem Pragi są plany jej mieszkańców i niewiele więcej.
Kupił wózek i posmarował lekarzom z oddziału położniczego Szpitala Praskiego pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego. Opłacił remont, a odmalowany pokój dziecinny zapełnił się pluszakami. Nad łóżeczkiem zawisły podświetlane gwiazdy. Boldog po prostu słuchał, czego potrzebuje Spinka, sypał stówkami z portfela i wracał do siebie. Gdy urodził się Sebastian, wyprawił pępkówkę na pół Pragi. Podczas imprezy siedział przy krótkim końcu stołu, jadł ciastka i oblizywał krótkie palce.
Złoty czas handlu na powietrzu przypada na grudzień, choć nieźle bywa też przed Wielkanocą i pod koniec lata, kiedy wszędzie wyrastają pudła pełne zeszłorocznych podręczników, a ludzie potrzebują tanich bluz i swetrów. Również Święto Zmarłych przynosi żywym radość i zarobek. Schodzą znicze, ale też pasty do odnawiania grobów i mdłe cukierki. Boldog posłał Spinkę wraz z Niką pod mur cmentarza bródnowskiego, żeby handlowały pańską skórką.
Spinka zabrała ze sobą wózek z małym Sebastianem, a Stalowa Nika spóźniła się półtorej godziny. Chciała palić przy dziecku i zaraz