Nie wiesz wszystkiego. Marcel Moss
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nie wiesz wszystkiego - Marcel Moss страница
Dzisiejsza młodzież jest nierozumiana i wystawiana na wiele zagrożeń. Żyjemy w czasach, w których nastolatkowie muszą się zmagać z ogromną presją i wygórowanymi oczekiwaniami.
Rywalizacja jest teraz bardzo zacięta. Wszyscy marzą o tym, by wyróżnić się w ślepo podążającym za tym samym tłumie. Social media tworzą wizję idealnego świata, która tylko nasila kompleksy młodych, uzmysławia im, że nie mogą okazywać słabości, i sprawia, że pragną czegoś, co nie istnieje.
Kreowana w internecie iluzja sprawia, że młodzi są niezadowoleni ze swojego życia. Nastolatkowie tłumią w sobie emocje, z którymi ewidentnie sobie nie radzą.
Dorośli nie rozumieją swoich dzieci. Oczekują od nich coraz więcej i są przekonani, że dzisiejsza młodzież nie ma praktycznie żadnych zmartwień.
PROLOG
MARTA
W dniu śmierci moja najlepsza przyjaciółka Otylia Kumin ma na sobie swoją ulubioną czerwono-czarną spódniczkę w kratkę. Gdy po raz pierwszy przyszła w niej do szkoły, nie minęło pół godziny, a już dostała wezwanie do gabinetu dyrektora. To prawda, wygląda w niej wyzywająco, ale właśnie taka jest Otylia. Przez długi czas próbowałam zrozumieć, jak dziewczyna, która ma za sobą tyle traumatycznych przeżyć, może się zachowywać i ubierać w ten sposób. To trochę tak, jakby igrała z losem i próbowała za wszelką cenę ściągnąć na siebie kłopoty.
A może Otylia lubi kłopoty i nie zamierza wyciągać wniosków z przeszłości?
Idzie z podniesioną głową wzdłuż ciemnej ulicy na obrzeżach Warszawy w kierunku starej, nieużywanej hali produkcyjnej. Czasem zza któregoś płotu zaszczeka na nią pies, jakby wyczuwał zbliżającą się tragedię. Nie może jednak powstrzymać Otylii. Moja przyjaciółka wszystko sobie zaplanowała. Nie ma odwrotu. Miesiącami układała w głowie misterny plan odebrania sobie życia i tylko czekała na odpowiedni moment, by go zrealizować. Wybrała ostatnią środę września.
Okrąża halę i znajduje zewnętrzne metalowe schody prowadzące na dach. Przechodzi pod grubym, prowizorycznie obwiązanym wokół dwóch słupków łańcuchem i ostrożnie pokonuje każdy stopień, trzymając się mocno metalowej poręczy. W końcu dociera na dach. Staje na krawędzi i rozgląda się dookoła. Niebawem wybije północ. W większości domów, które od hali dzieli może sto metrów, nie pali się już światło. Nie ma szans, by o tej porze ktoś obcy kręcił się w pobliżu i ją zauważył. Nikt nie zadzwoni nagle po policję i nie udaremni jej planu. Otylia nie musi się więc spieszyć ze skokiem.
I tak nie zamierza robić tego od razu. Czeka na kogoś.
– Przepraszam za spóźnienie – mówi Alan Zajdel, najpopularniejszy uczeń w szkole, i dosiada się do Otylii. – Długo czekasz?
– Jakieś piętnaście minut – odpowiada dziewczyna. – Ładnie tu o tej porze, prawda?
Wpatrują się w spowite mrokiem przedmieścia Warszawy. Alan stara się zapamiętać każdy szczegół, jakby to miało jakieś znaczenie… Przecież za chwilę i tak zniknie.
– Zimno – zauważa chłopak. Cały drży.
– Nie przesadzaj. – Otylia ostentacyjnie rozpina skórzaną kurtkę. – Czuję, jakbym miała zaraz spłonąć.
– Może to z ekscytacji? – sugeruje Alan.
– Pewnie tak – kłamie Otylia.
Moja przyjaciółka dobrze wie, jakie uczucia towarzyszą człowiekowi w ostatnich chwilach przed samobójstwem. Zamyka oczy i cofa się do wspomnień sprzed niecałych pięciu lat. Ogarnia ją obezwładniający chłód, który z każdą sekundą pozbawia ją czucia w kolejnych kończynach. Zupełnie jakby jej ciało się buntowało i krzyczało: „Nie rób tego! Opamiętaj się! Daję ci ostatnią szansę!”.
Otylia przyzwyczaiła się do zimna. Z czasem nawet je polubiła.
– Boisz się? – pyta swojego towarzysza. – Tak… boisz się. Widzę to w twoich oczach.
Alan nie odpowiada. Patrzy przed siebie i unika spojrzenia Otylii. Zaciska zęby i napina mięśnie w całym ciele. Zaraz będzie po wszystkim.
– Jak to jest? – odzywa się po dłuższej chwili. – Jakie to uczucie?
– Chodzi ci o umieranie? – dopytuje Otylia. – Całkiem przyjemne. To trochę tak, jakbyś w środku zimy wziął gorącą kąpiel, a potem cały mokry wyszedł przed dom. Trzeba wytrzymać kilka sekund szoku, a później jest już z górki.
Po raz pierwszy targnęła się na swoje życie, kiedy rodziców nie było w domu. Wyszli tylko na godzinę. Pojechali do sklepu ogrodniczego po nowe sadzonki. Otylia nie mogła zmarnować takiej okazji. Nie wydziwiała. Zamknęła się w łazience, usiadła w pustej wannie i podcięła sobie żyły na nadgarstkach. Płakała, wpatrując się w sufit i czekając, aż obraz przed jej oczami zacznie się rozmywać. Nawet nie zauważyła, kiedy odpłynęła. Ocknęła się dopiero w sali szpitalnej. Gdy zobaczyła siedzącą przy łóżku matkę, chciało jej się wyć z wściekłości.
Przecież miało być już po wszystkim.
Tym razem matka jej nie przeszkodzi. Pewnie nawet nie przeczuwa, co zamierza zrobić jej jedyna córka.
– Otylia… – szepcze Alan. – Zrobisz coś dla mnie?
– Co? – Dziewczyna przysuwa się do chłopaka.
– Pocałuj mnie. Proszę. Chcę to poczuć ostatni raz.
Całują się powoli i czule na tle nocnego nieba. Po wszystkim Alan się kuli i wybucha płaczem.
– Uspokój się. – Otylia poklepuje go po plecach. – Nie bądź mazgajem.
Gdy Alan miał sześć lat, jego ojciec porzucił rodzinę i odszedł do innej kobiety. Zajdel robił wszystko, by ten fakt nie odbił się na jego psychice. W jego życiu nie było miejsca na słabość. Szybko znalazł sobie zajęcie, którym wypełniał wolny czas. Widział w sobie przyszłego reprezentanta Polski w siatkówce. Rósł jak na drożdżach i każdą wolną chwilę spędzał na treningach. Nic dziwnego, że już po pierwszym półroczu w liceum pokonał starszych kolegów i został wybrany na kapitana szkolnej drużyny. Bliscy Alana pękali z dumy i jednocześnie pilnowali, by chłopak nie osiadł na laurach. Niewielu wiedziało, że poza sportem Zajdel miał też inne pasje.
Ja wiedziałam. I żałuję, że nie było mu dane lepiej ich rozwinąć.
Otylia wciąga powietrze ustami, a jej ramiona delikatnie się unoszą.
– Myślę, że to ten moment.
Podnosi się i czeka, aż Alan zrobi to samo. On jednak siedzi po turecku i ociera dłońmi mokrą od łez twarz.
– Chyba nie dam rady.
– Dasz – odpowiada stanowczo Otylia. – Przecież tego chcesz.
– Sam już nie wiem.
– Zawsze tak jest – wyjaśnia Kumin. – W ostatniej chwili oblatuje nas strach i chcemy się wycofać. Dlatego lepiej mieć to z głowy. No chodź, wstawaj.
Alan niepewnie się podnosi i staje obok