Nie wiesz wszystkiego. Marcel Moss

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nie wiesz wszystkiego - Marcel Moss страница 14

Nie wiesz wszystkiego - Marcel Moss

Скачать книгу

szkoły. Sprawiała wrażenie spokojnej, ale w jej oczach widziałam smutek. Poprosiłam Kubę, jej kolegę z ławki, by mnie informował, gdyby z Martą działo się coś złego. Zmartwiła mnie nieobecność Najdowskiej na spotkaniu kółka poetyckiego, dlatego prosto ze szkoły jadę do jej domu – chcę wybadać sytuację i przedstawić jej pomysł, na który wpadłam wczoraj wieczorem przy kieliszku wina.

      – Dzień dobry, pani Lilio – mówię przez domofon. – Tu Julia Wolska, wychowawczyni Marty.

      – Proszę.

      Idę szarą kostką brukową w stronę nowoczesnego domu z mnóstwem dużych okien i dachem wyłożonym panelami słonecznymi. Lilia Najdowska czeka na mnie w drzwiach.

      – Coś się stało, pani Julio? Marta coś zrobiła? Mam ją zawołać?

      – Nie, wszystko w porządku.

      – W takim razie czemu zawdzięczamy pani wizytę?

      – Przyszłam, by sprawdzić, jak się czuje pani córka. Nie miałam dziś okazji porozmawiać z nią w szkole. Marta nie została też po lekcjach na nasze spotkanie poetyckie.

      – Zabrałam ją wcześniej. Zadzwoniła, że źle się czuje.

      – Rozumiem. To może w takim razie nie będę jej przeszkadzała?

      – Ależ skąd. Na pewno się ucieszy z pani wizyty.

      Pani Najdowska prowadzi mnie na górę do pokoju na końcu korytarza.

      – Córeczko, masz gościa.

      Zaglądam niepewnie do przytulnej sypialni z kilkoma półkami, na których znajdują się dziesiątki książek. Marta leży na łóżku ze słuchawkami w uszach. Zauważa nas dopiero po chwili.

      – Pani profesor? – pyta zaskoczona.

      – Cześć… Pomyślałam, że zajrzę i sprawdzę, jak się masz.

      – Przepraszam, że nie zostałam na kółko. Nie miałam siły.

      – Nic nie szkodzi.

      – A może poczytasz pani profesor wiersze, które przygotowałaś przed… – urywa – jakiś czas temu?

      – Świetny pomysł – odpowiadam. – Bardzo chętnie je usłyszę.

      – W takim razie nie będę przeszkadzała. – Pani Lilia uśmiecha się do mnie i żegna delikatnym skinieniem głowy. Robię dwa kroki do przodu, a wtedy Marta zeskakuje z łóżka i podchodzi do biurka.

      – Może pani usiąść na krześle. – Odsuwa je i stawia przede mną.

      – Dziękuję.

      – Odsłonię żaluzje – proponuje dziewczyna.

      – Nie musisz – zapewniam. – Najważniejsze, żeby tobie było wygodnie.

      – Odrobina słońca mi nie zaszkodzi – stwierdza. – Nie mogę ciągle odcinać się od świata.

      – Cieszy mnie to, że wyciągnęłaś takie wnioski.

      Marta głośno wzdycha, wyglądając przez okno.

      – Brakuje mi jej docinek.

      – Wiem, Martusiu.

      – Otylia potrafiła być bezwzględna, ale nigdy nie miała wobec mnie złych zamiarów. Wiele jej zawdzięczam.

      – Łączyła was bliska więź, prawda? – próbuję dowiedzieć się czegoś więcej na temat ich relacji.

      – Była moją jedyną przyjaciółką.

      – Mówiłyście sobie wszystko? – dopytuję.

      – Ależ skąd, pani profesor. – Zwraca się w moją stronę. – Otylia miała wiele tajemnic. Za każdym razem, gdy próbowałam z niej coś wyciągnąć, prosiła, bym na nią nie naciskała. Mówiła mi tyle, ile chciała, a ja musiałam się tym zadowolić.

      Jestem ciekawa, jak wiele sekretów wyjawiła jej Otylia…

      Postanawiam wykorzystać chwilę słabości Marty i wypytać ją jeszcze o kilka kwestii.

      – Pytałaś ją kiedyś o przeszłość? Zastanawiam się, co musiała przeżyć w dzieciństwie tak specyficzna nastolatka…

      – Niewiele wiem, pani profesor. – Najdowska spuszcza głowę. – Otylia kiedyś próbowała się zabić. Miała wtedy trzynaście lat.

      – Dlaczego to zrobiła?

      – Nie wiem… Zdradziła mi tylko, że czuła w tamtym okresie ogromny smutek. Tak naprawdę nigdy sobie z nim nie poradziła. Jej zachowanie, styl bycia…

      – Znieczulica – wchodzę jej w słowo, bo wiem, do czego zmierza.

      – Właśnie… To wszystko było tylko zasłoną dymną. Otylia nie chciała, by ktokolwiek poznał jej prawdziwą twarz. – Marta siada na skraju łóżka i pociąga nosem. – Wierzyłam, że kiedyś ją zobaczę, ale nie zdążyłam.

      – Otylia na pewno doceniała tak lojalną przyjaciółkę – próbuję ją pocieszyć.

      – Chcę w to wierzyć. – Zapada chwila ciszy, po której Marta dodaje: – Nie wierzę za to, że popełnili samobójstwo.

      – W takim razie co mogło się stać?

      – Nie mam zielonego pojęcia – odpowiada zrezygnowana Najdowska. – Myślę o tym dniami i nocami. Próbuję przypomnieć sobie jakiś szczegół w jej zachowaniu, coś, co zignorowałam, a co mogło mieć znaczenie. Wiem, że Otylia przeżywała trudny okres, ale nic nie wskazywało na to, że chciała odebrać sobie życie. Nic już nie rozumiem, pani profesor.

      – Ja też nie – wzdycham. – I właśnie dlatego chciałabym ci coś zaproponować. – Przysuwam się do niej na krześle. – Dużo rozmawiałam z mężem o problemach współczesnych nastolatków. Być może to, co powiem, będzie nietypowe jak na nauczycielkę, ale naprawdę uważam, że dzisiejsza młodzież jest nierozumiana i wystawiana na wiele zagrożeń. Żyjemy w czasach, w których nastolatkowie muszą się zmagać z ogromną presją i wygórowanymi oczekiwaniami.

      – Ma pani rację – wtóruje mi Marta.

      – Rywalizacja między ludźmi jest teraz wyjątkowo zacięta – kontynuuję. – Wszyscy marzą o tym, by wyróżnić się w tłumie ślepo podążającym za tym samym. Social media tworzą wizję idealnego świata, która tylko nasila kompleksy młodych, uzmysławia im, że nie mogą okazywać słabości, i sprawia, że pragną czegoś, co nie istnieje.

      – Właśnie dlatego nienawidzę Instagrama – przyznaje się Najdowska. – Brzydzę się tymi sztucznymi, idealnymi zdjęciami. Im dłużej się w nie wpatruję, tym bardziej wierzę, że mam beznadziejne życie.

      –

Скачать книгу