Nie wiesz wszystkiego. Marcel Moss

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nie wiesz wszystkiego - Marcel Moss страница 6

Nie wiesz wszystkiego - Marcel Moss

Скачать книгу

Nie wiedziałam – odpowiadam. – Jak nowa klasa?

      – Nie wiem. Nie miałam okazji się z nimi zapoznać.

      – Jak to?

      Otylia parska śmiechem.

      – Ten szmaciarz, to znaczy nasz wychowawca, wyprosił mnie z sali. Powiedział, że jestem ubrana niezgodnie ze szkolnymi zasadami. Jakimi, kurwa, zasadami? Teraz każą mi nosić kiecki za kolana i zapięte pod szyję koszule?

      – Myślę, że wystarczyłyby zwykłe spodnie i coś, co… – urywam, nie chcąc jej urazić.

      – Nie będę ich zakrywała – stwierdza Otylia. – Jeśli komuś nie podobają się moje tatuaże, to jego problem. – Rzuca papierosa na chodnik i rozdeptuje go. – To co, Marta? Idziemy się poszwendać po mieście?

      – Teraz? – pytam zaskoczona.

      – No a co? Nie ma nawet jeszcze południa. To ostatni dzień wolności.

      Nie lubię być poza domem. Odkąd kilka razy natknęłam się w centrum na swoich prześmiewców, wolę spędzać wolny czas w swoim pokoju. Jednak gdy czasem rozmyślam o ostatnich latach, próbuję dla odmiany znaleźć jakieś pozytywy. Przez paniczny strach przed poniżeniem miałam dużo czasu na rozwijanie swoich pasji. Pochłaniałam książkę za książką i próbowałam swoich sił w poezji. Założyłam bloga, na którym publikowałam osobiste wiersze. Nie doczekałam się dużej publiczności, ale to nie miało dla mnie znaczenia. Liczył się fakt, że dawałam upust emocjom, które zżerały mnie od środka. W trudnych chwilach zanurzałam się w świecie liter i tworzyłam własną rzeczywistość. Taką, w której czułam się bezpiecznie.

      Taką, w której to ja miałam głos.

      Cieszę się, że pani Julia poprowadzi kółko poetyckie. Już nie mogę się doczekać pierwszych zajęć.

      – To dokąd idziemy? – pyta Otylia. – Znasz jakieś fajne miejsce?

      – Szczerze? Trochę zgłodniałam…

      – No dobra. Niedaleko jest fajna wegańska knajpa.

      Patrzę na nią błagalnie.

      – Wiesz co… Myślałam raczej o burgerze – mówię z zażenowaniem.

      Otylia delikatnie się uśmiecha.

      – Miałam nadzieję, że to powiesz. Sama wpieprzyłabym takiego z podwójnym bekonem.

      – Brzmi idealnie – odpowiadam z niekrytą radością.

      JULIA

      TERAZ

      Marta potrzebuje chwili, by przetrawić moje słowa. Dopiero gdy dociera do niej powaga sytuacji, zalewa się łzami.

      – Otylia była ostatnio trochę przygaszona, ale kto by nie był po śmierci rodzica? – Ociera mokre oczy. – Dużo rozmawiałyśmy i wiedziałam, że Otylia z tego wyjdzie. To niemożliwe.

      – Bardzo mi przykro, Martusiu. – Kucam przed nią i ściskam jej dłoń. – Też bym chciała, by to nie była prawda.

      – Nie jest! – Marta zrywa się z krzesła i podchodzi do okna. – Ona by tego nie… – Łapie się za głowę. – A Alan? Co on w ogóle z nią tam robił? Nawet ze sobą nie… nie wierzę w to. Muszę zadzwonić do Otylii.

      Wyciąga z kieszeni telefon. Widzę na ekranie kilka powiadomień, pewnie wiadomości od znajomych. Marta je ignoruje i wybiera numer swojej przyjaciółki.

      – Za chwilę zacznie się lekcja – mówię możliwie spokojnie. – Jeżeli chcesz, mogę cię zwolnić do domu. Czy rodzice mogliby cię odebrać? Nie chciałabym, żebyś wracała sama.

      – Nie wiem… – Marta wciąż próbuje się dodzwonić do Otylii. – Dlaczego ma wyłączony telefon? – pyta spanikowana.

      – Jeżeli chcesz, porozmawiaj z moim mężem. Przyjedzie tu za godzinę. Możesz poczekać na niego w pokoju nauczycielskim.

      – Muszę porozmawiać z Otylią – mówi jak w transie. Zupełnie nie dopuszcza do siebie wiadomości, że jej przyjaciółka nie żyje.

      Rozlega się dzwonek. Za chwilę koledzy i koleżanki z klasy Marty wejdą do sali. Muszę ją stąd jak najszybciej wyprowadzić. Nie chcę, by czuła na sobie dwadzieścia sześć spojrzeń zmieszanych uczniów. Jest już jednak za późno. Ktoś otwiera drzwi i sala momentalnie się zapełnia. Marta w pośpiechu ociera łzy z twarzy, a ja próbuję ją zasłonić. Miny uczniów świadczą o tym, że tragiczne wieści dotarły już do wszystkich. Mimo to będę im to musiała oficjalnie ogłosić.

      – Chcesz wyjść? – pytam Martę, ale nie odpowiada. Zatapia wzrok w telefonie i chyba pisze wiadomość do Otylii. – Dobrze. Usiądź zatem na swoim miejscu.

      Zapada kompletna cisza. Jeszcze nigdy w swojej karierze nie doświadczyłam czegoś podobnego. Część osób wpatruje się we mnie i czeka, aż zabiorę głos. Inni siedzą ze spuszczonymi głowami i grzebią w telefonach. Trzecia grupa nie spuszcza wzroku z siedzącej w pierwszym rzędzie Marty. Patrząc na ich miny, domyślam się, że tylko czekają, aż Najdowska na oczach wszystkich wybuchnie płaczem. Młodzi potrafią być tacy okrutni…

      – Zapewne słyszeliście już o wydarzeniach ostatniej nocy – zaczynam. – Na pewno dla wielu z was jest to bolesne przeżycie. Chciałabym wam tylko przypomnieć, że w każdej chwili możecie skorzystać z pomocy szkolnego psychologa.

      – Niech to pani powie Marcie – odzywa się siedzący z tyłu Kamil Cichoń. Wokół niego rozlega się chichot.

      – Spróbujcie choć raz zachować się stosownie do sytuacji – zwracam im uwagę. – Szczególnie teraz szkoła oczekuje, że uczniowie będą się nawzajem wspierali.

      – Czy to prawda, że Otylia zabiła Alana? – pyta nagle Daria Siudym, zdolna uczennica, która na początku roku wpadła w złe towarzystwo. Jej oceny bardzo się przez to pogorszyły.

      – Skąd masz takie informacje? – pytam zaskoczona.

      – Od Sary.

      – Której Sary?

      – Sary Haman z drugiej C. Dziewczyny Alana – precyzuje. Kojarzę ją tylko z widzenia, bo nie uczę tej klasy.

      – A niby skąd ona to wie? – dopytuję.

      Daria wzrusza ramionami.

      – Nie zdążyłam jej wypytać, bo zadzwonił dzwonek. A teraz nie odpisuje.

      – Pewnie rzyga w kiblu po wczorajszej imprezie – mówi Radek Jasiniak. – Podobno było grubo.

      Kilka osób głośno się śmieje i muszę ich uciszać.

      – Jakiej imprezie? O co chodzi?

      – Pani chyba naprawdę nic nie wie…

Скачать книгу