Nie wiesz wszystkiego. Marcel Moss
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nie wiesz wszystkiego - Marcel Moss страница 7
– Niech pani najpierw porozmawia z nią – wyrywa się Daria.
– Z kim?
Dziewczyna unosi podbródek i wskazuje siedzącą w milczeniu Martę.
– Ona najlepiej znała tę wariatkę.
– Dość tego! – uciszam ją. – Nie możesz tak o niej mówić.
– Kiedy to prawda. – Daria wzrusza ramionami. – Wszyscy wiedzą, że miała nierówno pod sufitem.
Spoglądam kątem oka na Martę. Widzę, że jest na granicy wytrzymałości.
– Wyjdź – mówię do Darii – i przemyśl na korytarzu swoje zachowanie.
Dziewczyna ochoczo podnosi się z krzesła i idzie w kierunku drzwi.
– Telefon – mówię, kiedy sięga do klamki.
– Słucham? – Siudym obraca się na pięcie.
– Daj mi swój telefon. Masz pomyśleć o swoim zachowaniu, a nie przeglądać Instagram.
Dziewczyna powoli idzie w moją stronę z wyciągniętą ręką.
– Nie może pani.
– Czyżby? – Zabieram jej smartfon i chowam go do szuflady. – W takim razie idź na skargę do dyrektora.
Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni byłam wobec uczniów tak stanowcza. Muszę jednak chronić Martę. Widzę, że ledwo daje sobie radę. Powinnam czym prędzej zaprowadzić ją do Olka. Albo nie. Lepiej niech od razu jedzie do domu.
Przez resztę zajęć próbuję prowadzić normalnie lekcję. Nie mogę się jednak skupić na temacie i co chwilę gubię wątek. Widzę zresztą, że i tak nikt mnie nie słucha. Uczniowie szepczą między sobą i patrzą w smartfony. Upominam ich kilka razy, ale w pewnym momencie odpuszczam. Ten dzień dopiero się zaczął, a ja już chcę, by dobiegł końca…
Oddycham z ulgą, słysząc dzwonek na przerwę. Uczniowie wybiegają z sali, a ja zostaję z Martą. Dziewczyna szlocha, a potem pyta, czy mogłaby zadzwonić po mamę.
– Chcę iść do domu.
– Oczywiście. Zadzwoń, a ja poczekam z tobą.
Mam teraz godzinne okienko, które zamierzam wykorzystać na zorientowanie się w temacie. Muszę się dowiedzieć, co tak naprawdę wydarzyło się zeszłej nocy.
Dwadzieścia minut później jak zwykle wystrojona i starannie umalowana pani Najdowska odbiera zapłakaną córkę ze szkoły.
– Zaczekaj na mnie w samochodzie. – Wręcza Marcie kluczyki. Gdy dziewczyna się oddala, kobieta zwraca się do mnie: – Czy to prawda, pani Julio? Doszły mnie słuchy, że Otylia i jeszcze jakiś chłopiec popełnili samobójstwo…
– Nie znam jeszcze okoliczności tragedii, ale wiem, że nie żyją – potwierdzam.
– To straszne. – Pani Lilia zakrywa usta dłonią. – Wiem, że Marta lubiła się z tą dziewczyną. Kilka razu przyprowadziła ją do domu. Nie przypadła mi do gustu. Te tatuaże, bransoletki z kolcami, czarny strój i makijaż… Sama nie wiem, może zbyt pochopnie ją oceniłam?
– Nie uczyłam Otylii, ale słyszałam, że wbrew pozorom była bardzo dobrą uczennicą.
– A ten chłopak?
– Alan. Uczeń trzeciej klasy. Przez jakiś czas przychodził na kółko poetyckie. Bardzo wrażliwy chłopiec, choć szybko wpadł w złe towarzystwo. Ogromna strata. Zawsze wierzyłam w to, że zajdzie daleko, jeśli tylko przestanie zadawać się z mniej ambitnymi rówieśnikami.
– Myśli pani, że naprawdę odebrali sobie życie? – dopytuje Najdowska. – Bo widzi pani, martwię się o Martę. Ta Otylia miała na nią duży wpływ. Moja córka i tak ma słabą psychikę. Boję się, że jeszcze wpadnie jej do głowy jakieś głupstwo…
– Niech zostanie w domu na kilka dni i ochłonie. Kiedy wróci, postaram się z nią porozmawiać.
– Tak zrobię. Dziękuję.
W pokoju nauczycielskim jest kilka osób, w tym Artur Zawada, nauczyciel matematyki i wychowawca Otylii.
– Policja bada miejsce tragedii. – Siedzi przy stole i masuje się po wilgotnym czole. – Wstępnie uznali, że to było samobójstwo. Przesłuchują też rodziny.
– Podobno wczoraj była jakaś impreza urodzinowa zorganizowana przez jedną z uczennic – wtrącam. – Wiesz coś o tym? – Przerzucam wzrok na pijącą kawę Olgę Bień-Kraszewską, opiekunkę klasy drugiej C.
– Coś słyszałam – odpowiada nauczycielka biologii. – Rozmawiałam z paroma osobami i wszyscy potwierdzają, że Nina Rosicka wyprawiła wczoraj imprezę dla Sary.
– Sara to dziewczyna Alana, tak? – dopytuję.
– Wiem, że spotykali się przez pewien czas. Sara miała na niego fatalny wpływ – potwierdza moje przypuszczenia.
– Nic nie mogłaś – odzywa się Artur Zawada. – To nie nasza wina. Nauczyciele nie powinni odpowiadać za wszystkie durnoty, które przychodzą młodym do głowy. A poza tym to stało się poza szkołą i godzinami lekcyjnymi.
– Powiesz mi o niej coś więcej? – wypytuję Olgę o Sarę.
– To córka Zuzy Haman, aktorki z tego tasiemca na Dwójce. Nie pamiętam tytułu… – Bień-Kraszewska drapie się po podbródku. – Nie przypomnę sobie. W każdym razie dziewczyna nieustannie mi podpada. Otacza się gromadą wpatrzonych w nią koleżanek, które robią wszystko, co im każe. Na początku roku namówiła połowę klasy na wagary w dniu ważnego sprawdzianu. Gdy zagroziłam, że poproszę dyrektora o wyciągnięcie konsekwencji, zaśmiała mi się w twarz i życzyła powodzenia. Zastanawiam się, gdzie popełniliśmy błąd…
– Nie mogę tego słuchać. – Zawada odchodzi od stołu. – Właśnie takim zachowaniem sprawiacie, że wizerunek nauczyciela w Polsce jest taki, a nie inny.
– Daj już spokój, Artur. – Olga kręci głową z dezaprobatą.
– A co, nie mam racji? Tylko czekać, aż wszystkie media podchwycą temat śmierci tej dwójki. Zacznie się prasowe dochodzenie i nieskończona liczba artykułów z każdą możliwą wersją wydarzeń. Na koniec dokopią się do naszego życia prywatnego i zaczną pisać o tym, jaki jest nasz ulubiony kolor bielizny.
– Oszalałeś do reszty. – Bień-Kraszewska przewraca oczami.
– Zrobią z nas kozła ofiarnego – ciągnie Zawada. – Oskarżą o to, że zamiast interesować się swoimi uczniami, marnowaliśmy czas na strajki i użalanie się nad sobą. Zobaczysz, tak będzie. Jeszcze wspomnisz moje słowa. Wszyscy wspomnicie.
Grozi