Nie wiesz wszystkiego. Marcel Moss
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nie wiesz wszystkiego - Marcel Moss страница 8
– To już nie są dzieci – zauważam. – Sami odpowiadają za to, co robią. A poza tym nie jesteś ich matką. Gdzie byli rodzice tych dwojga? Zdaje się, że Artur o nich zapomniał.
Zawada ma dużo racji. W ostatnich latach zawód pedagoga był wielokrotnie ośmieszany, a nasz autorytet został podważony. Nie mam jednak siły na snucie rozważań o tym, czy jako nauczyciele możemy zrobić coś więcej, by ochronić młodzież przed jej autodestrukcyjnym zachowaniem.
– Wróćmy do wczorajszego wieczora – odzywam się po chwili milczenia. – Powiesz mi coś więcej na temat tej Niny? Nie kojarzę jej.
– To nowa uczennica. Przeniosła się tutaj ze szkoły w Konstancinie. Nie wiem o niej zbyt wiele oprócz tego, że ma trudną sytuację rodzinną. Jej ojciec zaginął kilka lat temu, a matka wpadła w ciężką depresję. Gdy któregoś razu poruszyłam jej temat przy Ninie, dziewczyna odparła, że sama potrafi się sobą zająć.
– Wygląda na to, że szybko złapała kontakt z rówieśnikami – zauważam.
– To nie nasza sprawa, co dzieciaki robią po lekcjach – stwierdza Olga. – Dopóki Rosicka nie zaniedbuje zajęć, może robić, co jej się żywnie podoba. Podobno matka sprzedała rodzinną firmę i przekazała córce majątek. Nina osobiście kupiła posiadłość na Mokotowie. Wiem, że organizuje tam imprezy.
– A więc było ich więcej?
– Co najmniej jedna w tygodniu.
– Nic dziwnego, że tak szybko wkupiła się w łaski szkolnej elity – prycham. – Dołączyła do nich z darmową meliną w pakiecie.
– Coś w tym stylu. – Olga dopija kawę.
– Dzięki. Zmykam. Muszę jeszcze porozmawiać z panem dyrektorem – kładę akcent na dwa ostatnie słowa.
– Pan dyrektor może być zajęty – Bień-Kraszewska odpowiada w podobnym tonie. – Widziałam dwóch policjantów idących do jego gabinetu. Pewnie mają sporo do omówienia. Przydałoby się też jakieś oświadczenie dla mediów – zauważa. – Na pewno się tym zainteresują. W tej kwestii zgadzam się z Arturem.
– Tak czy inaczej, muszę z nim porozmawiać.
– Dlaczego tak się tym interesujesz? – Olga podnosi się z krzesła. – Przecież to nie byli twoi uczniowie.
– Lubiłam Alana. Żałowałam, gdy wypisał się z kółka poetyckiego. Z kolei Otylia była przyjaciółką mojej ulubionej uczennicy.
Jest też jeszcze jeden powód, o którym jej nie mówię. Powód, którego nie zdradzę nikomu.
– Jak uważasz. – Olga wzrusza ramionami. – Ja wolę się trzymać od tej sprawy z daleka. Mam wystarczająco dużo swoich problemów, a bądźmy szczere, ta praca nie jest warta dodatkowego stresu.
Rozbrzmiewa dzwonek na przerwę. Mam dziesięć minut, by porozmawiać z Romanem i wybadać, co wie na temat zeszłej nocy. Czy Otylia i Alan naprawdę odebrali sobie życie?
To pytanie od dwóch godzin nie daje mi spokoju.
MARTA
ROK PRZED TRAGEDIĄ
– Słyszałaś, jak nas nazywają? – pyta Otylia podczas przerwy obiadowej. Czuję się niezręcznie, widząc jej skromny talerz z sałatką. Sama wzięłam mielonego z puree ziemniaczanym i mizerią. – Wyrzutki. Słyszałam, jak jedna z tapeciar tak o nas mówiła.
Pierwsze trzy tygodnie w nowej szkole upłynęły mi spokojniej, niż przypuszczałam. Już pierwszego dnia zajęć udało mi się zakolegować z kimś z klasy. Siedziałam przy ścianie nieopodal sali, w bezpiecznej odległości od innych uczniów, gdy szczuplutki chłopak o jasnych kręconych włosach i bladej cerze podszedł i spytał, czy może się dosiąść. Otworzyłam usta ze zdziwienia i przez moment zastanawiałam się, czy jest prawdziwy. Nikt nigdy z własnej woli się do mnie nie dosiadł.
– Czego słuchasz? – Wyjął mi słuchawkę z ucha i zaczął nucić pod nosem przebój Lady Gagi Always Remember Us This Way. – Narodziny gwiazdy. Uwielbiam ten film. Widziałaś?
– Dwa razy – odpowiadam z uśmiechem.
– Ja jakieś cztery. Płakałaś na zakończeniu?
– Nie płaczę na filmach – kłamię.
– Ja ryczałem jak dziecko. Chyba nawet bardziej niż na Królu Lwie.
– Starym czy nowym? – pytam.
– Starym oczywiście.
– Tego nie widziałam.
Chłopak mruży oczy i otwiera szeroko usta.
– Że co proszę? Jak można nie znać starego Króla Lwa? – Przygląda mi się z niedowierzaniem. Delikatnie wzruszam ramionami, na co on dodaje: – W takim razie musimy sobie urządzić kiedyś wspólny seans.
– Serio?
– A co? Nie chcesz?
– Nie no… Pewnie. Superpomysł.
Rozmowę przerwał nam dzwonek na lekcję chemii. Nie pamiętam z niej nic, bo myślałam tylko o tym, że pierwszy raz w życiu obejrzę film z kimś innym niż moja siostra. Zanim weszliśmy do sali, chłopak zdążył mi się przedstawić jako Kuba Kozyra. Do tej pory w ogóle nie zwróciłam na niego uwagi. Tak jak ja trzymał się na uboczu i nie zabiegał o względy innych. W tamtej chwili uwierzyłam, że los postanowił mi wreszcie wynagrodzić lata strachu przed światem i przepraszania za to, że żyję.
– Wyrzutki… – Otylia przeżuwa powoli duży kawałek sałaty, spoglądając w stronę stołu, przy którym siedzi grupa dziewczyn z równoległych klas. – Lepsze to niż dziewczyny do towarzystwa.
Nie pamiętam ich imion, ale wiem, że blondynka z surowym spojrzeniem i prostymi, opadającymi na ramiona włosami ma na imię Sara. Kilka dni po rozpoczęciu roku szkolnego wpadłam na nią przypadkiem w damskiej toalecie.
– Patrz, jak idziesz, grubasko! – krzyknęła przy wszystkich, po czym ostentacyjnie wyszła, okręcając sobie wokół palca różowe pasemko. Wiem, że muszę trzymać się od niej z daleka. Widzę, jak inne dziewczyny na nią patrzą. Jeśli ktokolwiek podpadnie Sarze, podpadnie całej jej bandzie.
– Może powinnaś trochę spuścić z tonu? – sugeruję. – Po co robić sobie wrogów?
– A co, boisz się ich? – Otylia uśmiecha się szelmowsko. – Tylko mi nie mów, że wystraszyłaś się tej blond cizi, która nimi dyryguje?
Zerkam na Sarę w nadziei, że do jej uszu nie dotarły słowa Otylii.
– Nie o to chodzi.
– A niby o co?
– Czasem odnoszę wrażenie,