Grzeszny zdobywca. Seksowny duet. Tom 1. Laurelin Paige
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Grzeszny zdobywca. Seksowny duet. Tom 1 - Laurelin Paige страница 5
– Chce połączyć swoją firmę z naszą agencją reklamową. Nie byłaby to wielka strata. Dyson i tak słabo działa na rynku reklam. Większość uwagi firmy skupia się na telewizji. Byłaby to niewielka cena za kontrolę nad przedsiębiorstwem. – A przynajmniej taką miałam nadzieję. Niewiele wiedziałam o agencji reklamowej Dysona.
W zasadzie to w ogóle nie miałam pojęcia o działalności Dyson Media.
Ani o biznesie jako takim.
„Aa! Co ja, do diabła, wyprawiam?”
Zachowywałam się niedorzecznie, skakałam na głęboką wodę i porywałam się z motyką na słońce. Wstałam i zbliżyłam się do krawędzi dachu, po czym wyjrzałam na ulicę poniżej.
– To głupi pomysł – skomentowałam. Cała pewność siebie opuściła mnie w jednej chwili. – Dziś po południu mam spotkanie z Donovanem. Zamierzałam mu odmówić, ale kiedy zobaczyłam, co wyprawia Darrell… Sama nie wiem. Pomyślałam, że powinnam coś zrobić. Nie wiem czemu.
Usłyszałam, jak nóżki leżaka szurają po podłodze za moimi plecami. Po chwili matka objęła mnie w pasie.
– Chciałaś coś zrobić, bo wiedziałaś, że możesz – powiedziała ciepłym głosem.
Westchnęłam głośno.
– Elizabeth, jeśli firma jest dla ciebie taka ważna, powinnaś podjąć każde możliwe ryzyko, by ją dostać w swoje ręce. Przykro mi, że nie mam dla ciebie lepszej rady. Uwierz mi, że bym chciała. Sęk w tym, że jesteś córką swojego ojca.
Przeszły mnie ciarki zażenowania i obrzydzenia.
– Nie patrz tak na mnie, to prawda. I to wspaniale. Bo gdybyś była podobna tylko do mnie, nawet byś nie przemyślała tej oferty. Uważam, że to niesamowite, iż rozpatrujesz tak wielki krok. Twój ojciec do niczego by nie doszedł, gdyby sam w siebie powątpiewał. Nigdy nie uważał własnych pomysłów za głupie. Jeśli to ma cię uszczęśliwić, powinnaś skorzystać z tej okazji. Albo z Donovanem Kincaidem, albo z kimś innym.
– Naprawdę tak myślisz? – Spojrzałam na nią i tym razem nie spuściłam wzroku. Szukałam wsparcia w jej oczach. Dzięki niej mój plan nie wydawał się już taki głupi.
– Pewnie, że tak. Wejdź na to spotkanie z uniesioną głową. Pokaż im, że masz jaja jak ojciec! – Przytuliła mnie mocno. Po chwili nagle wykrzyknęła: – Moje paznokcie! Moje paznokcie!
Puściłam ją, by mogła spojrzeć na swój manicure i upewnić się, że nie ucierpiał.
Z mieszkania rozległo się bicie starego zegara, oznajmiające pełną godzinę.
– Już pierwsza? – Popatrzyłam na zegarek na nadgarstku, aby się upewnić. – Cholera. Muszę lecieć, inaczej nie zdążę do śródmieścia na trzynastą trzydzieści. Z lunchem mogę się już pożegnać! Dzięki, mamo, za radę i za wysłuchanie. – Pocałowałam ją w policzek, po czym podeszłam do Marie.
– W lodówce są kanapki z kurczakiem – rzuciła, ściskając mnie w przelocie. – Weź sobie na drogę.
– Dziękuję, wezmę. – Ruszyłam do środka.
– Elizabeth! – zawołała za mną mama. Odczekała, aż się do niej odwrócę. – Masz zamiar zrealizować ten plan?
Wzruszyłam ramionami.
– Jeszcze nie wiem. Może. Tak. Chyba. Nie poznałam jeszcze kandydata na męża. Nie zgodzę się, jeśli mi się nie spodoba. Może to i udawane małżeństwo, ale mam swoje standardy. Tu chodzi o moje dobre imię.
– Może ci się poszczęści i okaże się, że to jakiś przystojniak! Miło by było, gdyby czasem to kobiecie trafił się mąż na pokaz, a nie na odwrót!
Zaśmiałam się, choć w duchu wątpiłam, żeby tak się stało. Wzięłam jednak do serca radę matki. Jeśli plan Donovana miał wejść w życie, on sam nie mógł się zorientować, że nie miałam pojęcia, co robię. Musiałam być pewna siebie i stanowcza – tak zrobiłby mój ojciec.
Musiałam pokazać panom z Reach, że mam jaja.
3
Weston
– Weston, przestań się kręcić w kółko i usiądź na dupie – zażądał stanowczo Donovan. Sam siedział już na kanapie. Była trzynasta trzydzieści. – Przez ciebie kręci mi się w głowie.
Łatwo było mu mówić. Siedział sobie i popijał szkocką. Nie miał kaca ani pięćdziesięciotonowego pierścionka w kieszeni. Przesunąłem dłonią po włosach, ignorując jego żądania.
– Nie mam pojęcia, jak udało ci się mnie w to wciągnąć. Wrzuciłeś mi coś do drinka? – A właściwie do drinków. Liczba mnoga. Mocno mnoga. Tyle drinków…
– Z tego, co pamiętam, zgadzając się, byłeś jeszcze całkiem trzeźwy.
Wyjrzałem przez okno i przez chwilę podziwiałem panoramę miasta. Nasze biuro znajdowało się na szczycie biurowca King-Kincaid. Widok był spektakularny. Zaprojektowaliśmy przestrzeń tak, że każdy z nas miał okna od podłogi do sufitu, a sala, w której przyjmowaliśmy klientów, wyróżniała się najlepszym widokiem ze wszystkich pomieszczeń.
Zwykle przyglądanie się malutkim ludzikom w dole, na ulicy, dawało mi poczucie władzy i potęgi – coś, co Donovanowi przychodziło naturalnie. Dziś jednak czułem się podenerwowany, jakby ci wszyscy ludzie byli bezcennymi pionkami w partii szachów, a ja mogłem ich zgnieść, jeśli zrobię niewłaściwy ruch.
– Nate nadawałby się do tego tak samo dobrze jak ja – skomentowałem, odwracając się do Donovana. – Dwadzieścia lat różnicy to nic w dzisiejszych czasach. To i tak małżeństwo dla pozoru. Kogo to obejdzie?
– Liczy się to, żeby wyglądało jak prawdziwe. Zarządzający firmą nie będą chcieli jej oddać, więc muszą być przekonani, że się kochacie. Inaczej będą się stawiać. Nathan nie sprawia wrażenia idealnego pana młodego.
– A ja niby sprawiam… – Przerwałem, gdyż w tym momencie otworzyły się drzwi do sali. O wilku mowa – do środka wmaszerował Nate i rozejrzał się gorączkowo.
– Uff, dobrze, nie spóźniłem się.
Owszem, spóźnił, ale ta cała Dyson też.
– Wykłócałem się o odcienie zielonego z jednym z zespołów projektantów. Przysięgam, połowa naszych pracowników to daltoniści.
– Świetnie wyglądasz. Nie masz ani trochę kaca? – Wypił co najmniej tyle samo, co ja, widziałem przecież. Jak to było możliwe?
Nate wyhamował nieco w drodze do minibarku i zmarszczył brwi.
– Kaca? Nie – odparł, jakby sama myśl o kacu