Dracul. Dacre Stoker
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dracul - Dacre Stoker страница 19
Było już późno, prawie jedenasta, rodzice siedzieli u siebie w sypialni. Thornley i Thomas nie wydawali żadnego dźwięku, który by świadczył o tym, że jeszcze nie śpią; w ich pokoju panowała cisza, a spod drzwi nie przesączało się światło. Każdy spowodowany przez nas odgłos wydawał się wzmocniony, od skrzypnięcia desek pod stopami po szczęknięcie zamka przy otwieraniu drzwi wejściowych. Byłem pewien, że ktoś nas usłyszy i zacznie wypytywać, tak się jednak nie stało i po kilku chwilach wylądowaliśmy na zewnątrz.
– Jeśli to była ona – powiedziała Matylda – ma kilka minut przewagi. Dokąd twoim zdaniem może zmierzać?
Gdy znalazłem się na dworze, ogarnął mnie lęk, aż oparłem się plecami o drzwi. Od lat nie wychodziłem z domu – pamiętam, jak mocno tuliła mnie mama, kiedy w piękny wiosenny dzień zanosiła mnie na trawę przy domu; mogłem wtedy mieć najwyżej cztery lata. Pamiętam żywe kolory tamtego kwietniowego dnia, wyraziste zapachy, ciepły wietrzyk. Pamiętam również, jak przerażony byłem, kiedy weszła z powrotem do domu po dzbanek z wodą. Nie było jej około minuty, ale przez ten krótki czas ziemia wokół jakby zaczęła się rozszerzać, dom coraz bardziej się oddalał, aż wreszcie stał się ledwo widoczny, a niebo nade mną wyglądało, jakby miało spaść. Chciałem tylko wrócić do środka, do mojego bezpiecznego schronienia, żeby uciec przed tą nieskończenie pustą przestrzenią, zanim mnie ona pochłonie. Kiedy mama wróciła, powiedziałem, że choroba mi wróciła, a ból i cierpienie są zbyt duże. Prawda jednak była taka, że po prostu nie mogłem tam zostać. Spojrzała na mnie tylko z rezygnacją w oczach. Gdy zacząłem płakać, ustąpiła, wzięła mnie na ręce i zaniosła do domu. Od zdarzenia z Thornleyem i kurnikiem nie odważyłem się ponownie wyjść na dwór.
Nawet w ciężkim mroku tej późnej godziny otwarta przestrzeń wokół mnie rosła i zdawała się o wiele za duża, by mógł ją przemierzać mały chłopiec. Przestwór tej dziczy mógł mnie pochłonąć i nic by po mnie nie zostało. Chciałem wrócić, ale wiedziałem, że nie mogę.
Wziąłem głęboki wdech, a Matylda złapała mnie za rękę.
– Zrobimy to wspólnymi siłami – zapewniła.
Owinąłem swoje palce wokół jej i poczułem, jak jej ciepło rozchodzi się we mnie, niosąc ze sobą poczucie spokoju. Zebrałem się w sobie.
– Nie możemy dać się jej wymknąć.
Powędrowałem wzrokiem w kierunku zamku Artane widocznego w oddali. Ostała się z niego tylko wieża, a reszta legła w ruinie. Wysoki monolit sięgał rozjarzonego poświatą księżyca nieba i drapał chmury, rzucając długi i szeroki cień na okoliczne pola. Wiedziałem niewiele więcej ponad to, że wzniosła go rodzina Hollywoodów. Na przestrzeni lat większość kamienia została wywieziona i wyniesiona do gołej ziemi. Oprócz wieży stało tylko kilka walących się murów, a z tyłu mieścił się cmentarzyk.
Mieliśmy zakaz chodzenia do zamku.
Matylda musiała odgadnąć moje myśli, bo ścisnęła mnie za rękę.
– Ellen poszła do zamku, prawda?
– Chyba tak.
– Ale skąd to wiesz?
Nie potrafiłem odpowiedzieć. Podobnie jak wiedziałem, że ciocia Ellen w jakiś sposób opuściła dom i skradała się na dworze, tak i teraz po prostu wiedziałem, że poszła do zamku. Nie miałem pojęcia, w jakim celu, ale czułem pewność, że tam się udała i właśnie tam teraz jest.
– Chodźmy – powiedziałem, ciągnąc Matyldę za rękę.
Siostra ostentacyjnie westchnęła i obróciła się przodem do ruin.
– Prowadź.
Księżyc wisiał nisko na niebie i dawał niewiele światła. Matylda z trudem orientowała się w ciemności, ja natomiast nie miałem z tym żadnych problemów i poprowadziłem nas przez ciche miasteczko i przez pola w stronę ruin zamku Artane. Nasz dom został w tyle i wydawał się tak malutki, że musiałem odwrócić od niego wzrok, w obawie przed lękiem, który deptał mi po piętach i mógł nie pozwolić mi iść dalej. Tym razem to Matylda ciągnęła mnie za sobą.
Im bliżej wieży, tym coraz gęściej rosły trawy i drzewa. Wkrótce musieliśmy przedzierać się przez podbiały i perz sięgające nam do piersi. Szukałem jakiejś dróżki, żadnej jednak nie znalazłem i byłem zły na siebie, że nie wziąłem ze sobą sierpaka. Widziałem, jak Thornley używa takiego noża do oczyszczania altany z uschłej winorośli, i chociaż sam nigdy nie posługiwałem się czymś takim, czułem, że przy jego pomocy bez problemu przedarłbym się przez tę gęstwinę.
O ile idąca za mną Matylda zaczęła sprawiać wrażenie zmęczonej, o tyle ja z każdym krokiem robiłem się silniejszy. Jakaś część mnie chciała biec, ale musieliśmy zachować ostrożność; ciocia Ellen mogła być tuż-tuż, a nie mogliśmy się przed nią ujawnić.
Nigdy nie byłem tak blisko zamku. Wieża okazała się o wiele większa, niż się spodziewałem – miała co najmniej sześć metrów szerokości. Kamienie, z których zbudowano fasadę, wielkie kwadratowe bloki szarego piaskowca, ułożono idealnie, z bardzo małym prześwitem pomiędzy jednym a drugim. Cud techniki jak na tamte czasy. Po setkach lat niektóre części budynku wciąż wyglądały, jakby wzniesiono je wczoraj. Mury wieży porastał mech, który niemal w całości pokrywał jej północną stronę. Nie mogłem się powstrzymać od wpatrywania się w szczyt budowli, choć stałem za blisko i kręciło mi się w głowie.
Po tej stronie były trzy okna, żadne nie było w naszym zasięgu. Wyobrażałem sobie, że kiedyś siedzieli w nich przycupnięci łucznicy, mierzący do żołnierzy wroga.
Kiedy naszym oczom ukazało się wejście, Matylda i ja kucnęliśmy wśród wysokich zarośli.
– Jest tutaj? – spytała drżącym głosem Matylda.
Październikowe powietrze rzeczywiście się oziębiło i chociaż miałem na sobie wełniany szal, dostałem gęsiej skórki. Matylda też założyła szal, ale temperatura spadała wraz z każdym centymetrem, o który podnosił się księżyc na niebie, i nawet najcieplejsze ubrania nie mogły powstrzymać chłodu zbyt długo.
– Nie widzę jej – odparłem.
– Jest w środku? – powtórzyła pytanie ze zniecierpliwieniem.
Nie powiedziałem Matyldzie wprost, że czuję obecność cioci Ellen, ale nie ukrywałem też przed nią tego faktu, i chociaż przedtem mogła mi nie dowierzać, to jej ostatnie słowa sugerowały, że opuściły ją wątpliwości. Ja sam nie potrafiłem wyjaśnić, jak ani dlaczego potrafię coś takiego, ale między mną a Ellen było jakieś dziwne przyciąganie,