Dracul. Dacre Stoker
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dracul - Dacre Stoker страница 24
Nie odpowiedziałem, bo po prostu nie wiedziałem, co powiedzieć.
– Pokaż tę rękę, Bram.
Pod kocem zaczęło mnie znowu swędzieć, nie leciutko, jak od pająka wędrującego po ramieniu, ale tak jak po ugryzieniu dziesięciu komarów naraz. Próbowałem nie zwracać na to uwagi, ale robiło się coraz gorzej. Potarłem ręką o pierś, ale niewiele to pomogło. Na świąd mogły pomóc tylko paznokcie.
– Cały się trzęsiesz – stwierdziła Matylda. – No pokaż. Mnie możesz zaufać.
Nie dawałem już rady; wyciągnąłem rękę spod koca i zacząłem się drapać przez koszulę nocną z taką siłą, że gdybym w ten sposób przejechał paznokciami po stole, na pewno zostałyby rysy. Kiedy swędzenie nareszcie ustąpiło, sięgnąłem do mankietu i szybkim ruchem podwinąłem rękaw, wpatrując się w Matyldę.
Siostra spojrzała na bladą skórę na moim ramieniu. Przysuwała się coraz bliżej i bliżej. W końcu przemówiła, nie odrywając oczu od mojej kończyny.
– Nic tu nie widać.
– Niemożliwe. Poprzednio, gdy wujek Edward przystawiał mi pijawki, pozostawione przez nie ranki goiły się przez niemal dwa tygodnie. Najpierw były czerwone punkty, które potem ściemniały i zsiniały, aż wreszcie utworzyły się strupy, a plamki zbledły. Teraz minęły jedynie dwa dni, a ręka już wygląda normalnie, tylko to nieustanne swędzenie.
– Może tym razem zrobił to jakoś inaczej? Może krócej je trzymał na skórze?
Ale ja już kręciłem głową.
– Wyleczyłem się szybciej. Wiem, że tak było. Poza tym jest to…
Podwinąłem rękaw na prawej ręce i pokazałem jej nadgarstek. Podobnie jak na lewym ramieniu – oraz na nogach, dla ścisłości – wszelkie ślady po pijawkach zniknęły. Skóra była czysta i gładka jak u niemowlęcia; wszędzie poza prawym nadgarstkiem.
Matylda ujęła moją dłoń, u nasady której czerwieniły się dwa nakłucia ze świeżo zdrapanymi strupami; dwie dziurki w odległości jakichś czterech centymetrów od siebie na wysokości żyły – tu swędziało najmocniej.
Żadne z nas nie usłyszało nadejścia mamy. Stanęła w drzwiach i zapytała:
– Wiecie może, gdzie jest ciocia Ellen? Jej pokój jest pusty, wszystkie jej rzeczy zniknęły.
Wyskoczyliśmy z Matyldą z łóżka i popędziliśmy na dół. Mamę aż zatchnęło na widok tego, jak szybko się poruszam. Dobiegłem do pokoju cioci Ellen przed Matyldą i zajrzałem.
Podłoga była czyściuteńka; cały brud, który wczoraj widzieliśmy, wyparował – nie został po prostu zamieciony, bo byłoby widać smugi, lecz wyglądało to, jak gdyby nigdy go tam nie było. Okno, przedtem zakryte, teraz było odsłonięte, a wpadające przez nie światło zalewało pomieszczenie. Sypialnia wydawała się odmieniona, nie była już przestrzenią, na którą trafiliśmy dzień wcześniej, lecz zwyczajnym pustym pokojem. Z kołyski dobiegało ciche gaworzenie Richarda, który odkąd weszliśmy do środka, bacznie się nam przyglądał i wyciągał rączki w kierunku swojej uniesionej stopy.
Biurko cioci Ellen zostało uprzątnięte z papierów. Szafa była otwarta na oścież i nie wisiały w niej żadne ubrania. Razem z Matyldą odwróciliśmy się do łóżka – było idealnie zasłane, na pościeli nie było ani jednej fałdki. Zbliżyłem się i uniosłem materac, spodziewając się, że znajdę pod nim skrzynię pełną ziemi, jak poprzednio, ale było tam tylko siano, jak należy.
– Znikło.
– Co znikło? – spytała od progu mama.
Zerknąłem na Matyldę, która nieznacznie pokręciła głową.
Opuściłem materac z powrotem na ramę łóżka.
– Chciałem powiedzieć „znikła”. Przejęzyczyłem się.
– Mówiła wam coś? Coś, co wyjaśniałoby, dokąd poszła? Albo dlaczego?
– Nic – odparliśmy jednocześnie.
Mama spojrzała na nas tak, jak każda matka doskonale potrafi, w sposób, który mówi: Wiem, że kłamiecie. I jeśli natychmiast nie powiecie mi całej prawdy, to ją z was wyduszę.
– Zostawiła jakiś list? – spytała Matylda.
– Nie zostawiła – odrzekła mama. – Choć, oczywiście, tak powinna była zrobić. A właściwie to powinna była osobiście powiedzieć mi, że chce się zwolnić. Wykradać się w ten sposób po nocy, nie zdobywszy się nawet na pożegnalną rozmowę, to niepodobne do Ellen. Przyjęliśmy ją pod swój dach. Przez siedem lat zapewnialiśmy jej wikt i opierunek oraz pracę. To oburzające, że po prostu spakowała manatki i sobie poszła. Co mam bez niej zrobić? Sama przecież nie dam rady prowadzić domu i opiekować się piątką dzieci. Gdzie ja znajdę zastępstwo? Co mogło ją do tego doprowadzić?
– Może powinniśmy pójść na dworzec kolejowy? Może wciąż tam być – zauważyła Matylda. – Albo na nabrzeżu?
– A może trzeba sprawdzić w szpitalu?
Mama zignorowała moją sugestię.
– A ty, Bramie, kiedy ostatnio widziałeś ciocię Ellen?
– Przy obiedzie – odparłem z nadzieją, że wzrok mnie nie zdradzi.
Mama wpatrywała się we mnie przez chwilę i już myślałem, że przejrzała moje kłamstwo. Westchnęła ciężko.
– Matyldo, zaopiekuj się, proszę, małym Richardem. Poproszę Thornleya, żeby poszedł ze mną jej poszukać. Może nie odeszła zbyt daleko, zwłaszcza ze wszystkimi manatkami.
– A co ja mam zrobić, mamo? – spytałem. Ramię znowu mnie zaswędziało i walczyłem z pragnieniem, żeby się podrapać.
– Co ja powiem waszemu ojcu? – zastanawiała się mama na głos, zlekceważywszy moje pytanie. – Po siedmiu latach tak po prostu sobie poszła…
Mama odwróciła się i skierowała na dół, a ja podszedłem do biurka i zacząłem przetrząsać szuflady.
– Czego szukasz? – zapytała Matylda.
– Nie wiem, czegokolwiek. Jak udało jej się sprzątnąć wszystkie dobra doczesne bez zwracania niczyjej uwagi? – Nie znalazłem w biurku niczego i podszedłem do szafy. Zajrzałem tam i zacząłem badać palcami od wewnątrz. – Coś musiała po sobie zostawić.
– Odeszła przez nas, prawda? – zapytała Matylda.
Zatrzymałem się.
– Nie powinniśmy byli jej podglądać – powiedziałem.
– Będzie mi jej brakowało. – Matyldzie zaczęła