Dracul. Dacre Stoker
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Dracul - Dacre Stoker страница 3
Nie byłem tam, na poddaszu, zupełnie sam – mieściły się tam jeszcze dwa inne pokoje. W pierwszym mieszkała moja siostra, Matylda, wówczas ośmioletnia, a drugi zajmowała nasza opiekunka, Ellen Crone, którą nazywaliśmy ciocią, choć nie była z nami spokrewniona. Ta ostatnia dzieliła pokój z maleńkim Richardem, moim nowo urodzonym bratem, a zarazem najbardziej angażującym obiektem jej troski.
Na piętrze pode mną znajdowały się wewnętrzna toaleta i pokój moich rodziców, jak również druga sypialnia, należąca do moich dwóch braci, Thornleya i Thomasa, odpowiednio w wieku lat dziewięciu i pięciu.
Na parterze mieściły się kuchnia, salon i jadalnia ze stołem wystarczająco dużym dla wszystkich domowników. Była też piwnica, ale mama zabroniła mi do niej schodzić. Przechowywaliśmy tam węgiel, a kontakt z pyłem mógł przykuć mnie do łóżka na dobry tydzień. Za domem znajdowała się stara kamienna stodoła. Trzymaliśmy w niej trzy kury i świnię, którymi Matylda zajmowała się już od trzeciego roku życia. Na początku nadawała zwierzętom imiona, ale w okolicach swoich piątych urodzin zauważyła, że co najmniej dwa razy w roku ktoś podmienia większe maciory na mniejsze świnki. Kiedy skończyła sześć lat, zorientowała się, że to te same świnie, które trafiają do rzeźnika, a potem lądują na naszych talerzach. Wtedy zrezygnowała z nazywania zwierząt hodowlanych.
Wszystko to zaś obserwowała Ellen Crone.
DZIENNIK BRAMA STOKERA
Od czego by tu zacząć? Do opowiedzenia jest tak wiele, a cennego czasu tak mało, potrafię jednak określić moment, kiedy wszystko się zmieniło. W ciągu jednego szczególnego tygodnia ja zostałem uzdrowiony, nasza droga ciocia Ellen znikła, a pewna rodzina postradała życie. Zaczęło się niewinnie, od nic nieznaczącego podsłuchiwania. Byliśmy zaledwie dziećmi – ja miałem siedem lat, a Matylda osiem – i mieliśmy nigdy nie zapomnieć tej jesieni. Na początku były tylko dwa słowa.
Październik 1854
– Pochowany żywcem – powtórzyła cicho Matylda. – Tak powiedziała. Nie przesłyszałam się.
Chociaż była rok starsza ode mnie, spędziłem w jej towarzystwie wiele bezsennych godzin, zwłaszcza odkąd znalazłem się zamknięty w pokoju – tak jak i dzisiaj. Staliśmy przy oknie, a Matylda wskazywała palcem na zatokę.
– Mama mówiła, że ten człowiek był chory, a kiedy błagał o pomoc, tamci w odpowiedzi wykopali dół w ziemi i wepchnęli go do środka. Kto jest w stanie zrobić coś takiego? Jak można było z czystym sumieniem wziąć w czymś takim udział?
– Mama z pewnością nie powiedziałaby czegoś takiego – zaoponowałem. Wodząc oczyma za jej palcem, próbowałem przeniknąć wzrokiem mgłę kłębiącą się nad wodą.
– Powiedziała. Jeśli ją o to zapytasz, to na pewno zaprzeczy, ale powiedziała to tacie, kiedy wrócił do domu, najwyżej dwadzieścia minut temu. Przyszłam do ciebie od razu.
Usiłowałem powstrzymać uśmiech, ponieważ wiedziałem, że Matylda wysmażyła taką historyjkę po to, by dostarczyć mi rozrywki, ale mimo to uniosły mi się kąciki ust, a siostra klepnęła mnie w ramię.
– Nabijasz się ze mnie. – Zmarszczyła brwi i odwróciła się od okna.
– Mówiłaś, że gdzie do tego doszło?
Zamiast odpowiedzieć, siedziała ze wzrokiem wbitym w przeciwległą ścianę.
– Matyldo? Gdzie to się stało?
Z głębokim westchnieniem powiodła znów wzrokiem do okna.
– Na cmentarzu za kościołem Świętego Jana Chrzciciela. Powiedziała, że pochowali go wśród grobów samobójców.
– Grobów samobójców?
– Już ci o nich mówiłam – odparła ze zniecierpliwieniem Matylda. – Są ukryte po drugiej stronie cmentarza, tuż za murem, w wiecznym cieniu. Chowają tam każdego, kto odbiera sobie życie, a poza tym złodziei, przestępców i tym podobnych. Jest kilka tablic i krypt, ale głównie goła ziemia, a w niej setki posępnych grobów. Zresztą nie jest poświęcona, więc ich dusze nie zaznają spokoju. Będą potępione na wieczność.
– Po co więc chować tam kogoś chorego?
– Pytasz, czemu ten konkretny mężczyzna został tam pogrzebany żywcem?
– Skoro pochowano go żywcem, to tak naprawdę został zamordowany – wyjaśniłem. – Więc miałby prawo do pogrzebu jak każdy inny, w poświęconej ziemi.
– Nie da się ukryć trupa wśród normalnych grobów, ale pochowaj go wśród samobójców, a nikt go nie odnajdzie.
Złapał mnie atak kaszlu i odwróciłem głowę, poczekałem, aż przejdzie, i kontynuowałem:
– Jeśli mama wiedziałaby o czymś takim, poinformowałaby władze. Postąpiłaby jak należy.
– Może władze już wiedzą i po prostu ich to nie interesuje. Co kogo obchodzi, że na ulicach jest o jednego chorego mniej.
– A co na to wszystko tata? – spytałem.
Matylda przemierzyła pokój i przysiadła na skraju mojego łóżka, kręcąc na palcu loki z długich, jasnych włosów.
– Najpierw nic nie mówił i zastanawiał się nad tą historią, po czym stwierdził: „Sprawy w Dublinie mają się coraz gorzej”, a potem wrócił do czytania gazety i nie odezwał się więcej.
– Nie wierzę w ani jedno słowo, zwyczajnie zmyślasz – powiedziałem i uśmiechnąłem się spierzchniętymi ustami.
– To wszystko prawda!
– Co takiego jest prawdą?
Jak na komendę odwróciliśmy się w stronę cioci Ellen, która stała w drzwiach, trzymając tacę z drugim śniadaniem. Z gracją wkroczyła do pokoju, zdawało się, że bardziej płynie w powietrzu, niż idzie, i postawiła tacę na stoliku nocnym.
Matylda posłała mi znaczące spojrzenie, jakby chciała powiedzieć, żebym się nie wygadał, choć ja wcale nie miałem takiego zamiaru.
– Nic takiego, ciociu.
Ciocia Ellen podejrzliwie zerknęła najpierw na mnie, potem na Matyldę i znowu na mnie, po czym pochyliła się nad tacą i nalała filiżankę gorącej herbaty.
– Cóż za upiorny temat do konwersacji sobie znaleźliście. Ludzie zakopani żywcem w nieoznaczonych grobach? No wiecie co! To nie są tematy nawet dla dorosłych, a co dopiero dla takich jak wy. Właśnie, a ty dlaczego nie w łóżku? Zamarzniesz na śmierć, stercząc przy tym oknie. I co wtedy? Obawiam się, że będziemy musieli wykopać nieduży dołek wśród grobów samobójców i położyć cię tam razem z tamtym chorym. – Mrugnęła do Matyldy. – Myślisz, że znajdziesz