GAZ DO DECHY. Joe Hill

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу GAZ DO DECHY - Joe Hill страница 17

Автор:
Серия:
Издательство:
GAZ DO DECHY - Joe Hill

Скачать книгу

później wspominałem je z przyjemnością. Myślę, że prawdziwy grzech wywołuje te same emocje tylko w odwrotnym porządku.

      Kiedy wychodziliśmy, bileterka piorunowała nas wzrokiem, jakim człowiek patrzy na węża jedzącego szczura albo pieprzące się chrabąszcze.

      – Weź na wstrzymanie, Bertha – rzuciła Geri. – My wzięliśmy.

      Wyszczerzyłem zęby jak kretyn, chociaż nadal źle się czułem. Geri i Jake Renshaw nikomu nie pozwalali sobie w kaszę dmuchać. Bez zawahania dawali prztyczka w nos zarówno ignorantom, jak i nadętym moralizatorom, w równej mierze głupkom, łobuzom i świętoszkom.

      Kiedy stoczyliśmy się z dmuchańca, Jake czekał na nas na drugim końcu molo, obejmując w talii Nancy Fairmont. W drugiej ręce trzymał piwo w papierowym kubku i podał mi je, kiedy podszedłem. Rany, jakie było dobre! Kto wie, czy nie było to najlepsze piwo w moim życiu – słonawe, zimne, przelewające się przez brzegi kubka wysadzane kropelkami lodowatego płynu, a zapach mieszał się z solankowym aromatem morskiego powietrza.

      Był koniec sierpnia 1994 roku, wszyscy mieliśmy osiemnaście lat i zachłystywaliśmy się wolnością, chociaż Jake mógł spokojnie uchodzić za trzydziestolatka. Trudno było uwierzyć, że taka dziewczyna jak Nancy spotyka się z Jakiem Renshawem, który we fryzurze rekruta ze spłaszczoną górą czaszki i z tatuażami na rękach wyglądał na chodzące źródło kłopotów (i czasem naprawdę nim był). Z drugiej strony równie trudno było sobie wyobrazić takiego dzieciaka jak ja chodzącego z Geri. Geri i Jake byli bliźniętami o wzroście metr osiemdziesiąt, co do centymetra, czyli pięć centymetrów więcej ode mnie, co zawsze wprawiało mnie w zakłopotanie, kiedy musiałem stawać na palcach, żeby pocałować Geri. Szczupli, silni, zwinni i jasnowłosi. Dorastali, skacząc na motocyklach crossowych i odrabiając po lekcjach szkolne kary. Jake miał kartotekę policyjną, Geri nie, ale tylko dlatego, że nigdy jej nie złapano, przynajmniej tak twierdził jej brat.

      Z kolei Nancy nosiła okulary ze szkłami jak denka od butelki i chodziła wszędzie z książką przyciśniętą do piersi. Jej tata był weterynarzem, mama bibliotekarką. Jeśli chodzi o mnie, Paula Whitestone’a, pragnąłem mieć tatuaż i kartotekę kryminalną, a tymczasem miałem potwierdzenie przyjęcia mnie do Dartmouth College i notatnik pełen jednoaktówek.

      Jake, ja i Geri przyjechaliśmy na Przylądek Maggie corvette’ą Jake’a z 1982 roku, smukłą jak pocisk manewrujący i prawie tak samo szybką. Była dwuosobowa i nikt by nam dzisiaj nie pozwolił jeździć tak, jak jechaliśmy wtedy – Geri na moich kolanach, Jake za kierownicą, a między siedzeniami, tuż za drążkiem skrzyni biegów, sześciopak piwa, który opróżniliśmy w drodze. Przyjechaliśmy z Lewiston po Nancy, która przez całe lato pracowała na molo, sprzedając pączki. Czekaliśmy, aż skończy zmianę, aby pojechać do domku moich rodziców nad Stawem Maggie. Rodzice zostali w domu w Lewiston, a my mieliśmy cały dom dla siebie – dobre miejsce, aby zamanifestować bunt przeciwko dorosłości.

      Chyba męczyły mnie wyrzuty sumienia za nasze zachowanie wobec bileterki w Dmuchańcu Berthy, lecz Nancy pośpiesznie uciszyła moje skrupuły. Dotknęła swoich okularów i powiedziała:

      – Pani Gish w każdą niedzielę z fotomontażem martwych dzieci pikietuje przeciwko kampanii świadomego rodzicielstwa. To śmieszne, bo jej mąż jest właścicielem połowy straganów na molo, w tym również mojego Wesołego Pączka, i obmacuje każdą dziewczynę, która u niego pracuje.

      – Taaak? – spytał Jake. Uśmiechał się, ale w jego głosie pobrzmiewał ten lodowaty, flegmatyczny ton. Wiedziałem z doświadczenia, co to oznacza: ostrzeżenie, że wkroczyliśmy na niebezpieczny teren.

      – Nieważne – rzuciła Nancy i pocałowała go w policzek. – Obmacuje tylko licealistki. Jestem już dla niego za stara.

      – Musisz mi go kiedyś pokazać – powiedział Jake i zaczął się rozglądać po molo, jakby spodziewał się zobaczyć faceta właśnie tu i teraz.

      Nancy ujęła go pod brodę i zmusiła, żeby na nią popatrzył.

      – Mam pozwolić, żebyś się dał aresztować i popsuć nam całą noc, bo cię spiorą tak, że do rana nie będzie z ciebie pożytku? – Jake się roześmiał, lecz Nancy nagle się na niego wściekła. – Szukasz kłopotów, Jake. Mogłeś zarobić pięć lat. Udało ci się tylko dlatego, że wzięli cię do marines, bo naszemu przemysłowi wojskowemu wiecznie brakuje mięsa armatniego. Nie musisz się odpłacać każdej mendzie, która postawi nogę na bulwarze.

      – A ty nie musisz pilnować, czy wyjechałem z Maine – odparował Jake prawie miłym tonem. – Jak wyląduję w więzieniu stanowym, to przynajmniej będę cię widywał w weekendy.

      – Nie będę cię odwiedzała – oświadczyła.

      – Właśnie że będziesz – odparł, całując ją w policzek.

      Nancy zarumieniła się i nadąsała. Wszyscy wiedzieliśmy, że będzie go odwiedzać. Aż wstyd było patrzeć, jak owinął ją sobie wokół palca, jak bardzo starała się go zadowolić. Doskonale wiedziałem, jak się czuje, ponieważ ja wdepnąłem dokładnie tak samo z Geri.

      Pół roku wcześniej wybraliśmy się razem na kręgle do Lewiston Lanes, żeby wypełnić czymś czwartkowy wieczór. Jakiś zalany gość na sąsiednim torze jęknął ostentacyjnie, kiedy Geri schyliła się po kulę, i zaczął obscenicznie komentować jej tyłek w opiętych dżinsach. Nancy powiedziała, żeby przestał się zachowywać obrzydliwie, na co on odparł, że nie musi się martwić, nikt nie spojrzy na taką płaską pizdę jak ona. Jake pocałował łagodnie Nancy w czubek głowy i zanim zdążyła go złapać za nadgarstek i powstrzymać, przygrzmocił facetowi tak, że tamten wylądował na podłodze ze złamanym nosem.

      Problem polegał na tym, że pijak i jego kumple byli gliniarzami po służbie i w rozróbie, która się następnie wywiązała, Jake skończył na podłodze skuty kajdankami i z lufą rewolweru przyłożoną do głowy. Na procesie rozdmuchano fakt, że miał w kieszeni nóż sprężynowy, a w kartotece drobne akty wandalizmu. Za to pijak, który w sądzie nie był już pijakiem, tylko dobrze ubranym stróżem prawa z żoną i czwórką dzieci, zeznał, że nazwał Nancy „płaksą i siksą”, a nie „płaską pizdą”. Ale to, co powiedział, i tak nie miało znaczenia, ponieważ sędzia uznał, że obie dziewczyny wyglądały i zachowywały się wyzywająco i raczej nie miały prawa obrażać się za nieco rubaszne komentarze. Dał Jake’owi do wyboru: więzienie albo służbę wojskową, i dwa dni później Jake z ogoloną głową i całym dobytkiem spakowanym w torbę sportową Nike jechał do Camp Lejeune w Karolinie Północnej.

      Właśnie przyjechał na dziesięciodniową przepustkę. Za dwa tygodnie miał wsiąść na lotnisku w Bangor na pokład samolotu lecącego do Berlina i zameldować się w jednostce stacjonującej w Niemczech. Nie mogłem nawet pojechać, żeby się z nim pożegnać, ponieważ w tym czasie miałem już być zakwaterowany w akademiku w New Hampshire. Nan też wyjeżdżała. Na początku września rozpoczynała zajęcia na Uniwersytecie Stanu Maine w Orono. Tylko Geri nigdzie się nie wybierała; została w Lewiston, gdzie miała pracę pokojówki w hotelu Days Inn. Jake napadł na faceta, ale odnosiłem wrażenie, że w jakiś sposób to Geri dostała wyrok więzienia.

      Nan wyszła do nas tylko na przerwę, nadal czekało ją jeszcze kilka godzin pracy do końca zmiany. Chciała wywietrzyć z włosów smród smażonego tłuszczu, więc poszliśmy na koniec molo. Chłoszczący słonawy wiatr śpiewał między linami, trzepotał chorągiewkami, wiał w kierunku lądu

Скачать книгу