STO MILIONÓW DOLARÓW. Lee Child
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу STO MILIONÓW DOLARÓW - Lee Child страница 15

• • •
W tym momencie Amerykanin był raptem pięćset metrów dalej: wynajmował samochód w małej, ciasnej wypożyczalni na parterze domu przy ulicy równoległej do tej z apartamentowcami. Chciał uciec z miasta. Na kilka dni. A nawet godzin. Niedojrzała reakcja, dobrze o tym wiedział. Zachowywał się jak dziecko. Ja cię nie widzę, więc i ty mnie nie widzisz. Nie, żeby się denerwował. Nie miał czym. Brak odcisków palców, brak DNA, brak kamer. Poza tym to tylko prostytutka. Szybko umorzą śledztwo. Na sto procent. Ale tymczasem nie miał powodu tu siedzieć. Pojedzie… może do Amsterdamu? A potem wróci. Swobodne opadanie, ciągle w dół i w dół. Teraz już nie do zatrzymania.
• • •
Kiedy Reacher i Neagley wrócili do hotelu, recepcjonista zawiadomił ich, że dzwonił ktoś z Ameryki, niejaki pan Waterman, aż dwa razy. Dwunasta w Hamburgu, szósta rano na Wschodnim Wybrzeżu Stanów. Pewnie coś pilnego. Poszli do pokoju Neagley, który był bliżej, i oddzwonili. Odebrał Landry, pomagier Watermana. Już pracowali. Po chwili do telefonu podszedł Waterman.
– Wracajcie – powiedział. – Przechwycili coś nowego. Mówią, że to wszystko zmienia.
7
Lecieli porannym samolotem Lufthansy, głównie z młodymi ludźmi, w większości podróżującymi samotnie. Część wyglądała na pospolitych niechlujów, część na dziwaków, a część na absolwentów ogólniaka wracających z pomaturalnego wypadu do Europy. Wylądowali w Stanach wieczorem, dwie godziny po starcie; osiem godzin w powietrzu minus sześć stref czasowych. Poszli na parking, wsiedli do chevroleta, pojechali do McLean i zaparkowali po ciemku obok dwóch nowszych chevroletów, którymi od ich wyjazdu nikt chyba nie jeździł. Nieco dalej stały dwa czarne vany. Weszli do biura i zobaczyli całą ekipę, łącznie z Ratcliffe’em i Sinclair. Czekali na nich. Ale niedługo. Ranga ma swoje przywileje.
– W samą porę – powitał ich Ratcliffe. – Federalna Agencja Nadzoru Transportu Lotniczego informowała nas na bieżąco o waszym locie, a policja o natężeniu ruchu.
– Co przegapiliśmy? – spytał Reacher.
– Kawałek układanki – odparł Ratcliffe. – Co pan wie o komputerach?
– Raz jeden widziałem.
– Mają w środku coś, co ustawia czas i datę. Taki mały obwód. Bardzo podstawowy, bardzo tani i wymyślony bardzo dawno temu, w czasach, kiedy powszechnym standardem były karty perforowane i kiedy dane trzeba było wciskać maksymalnie w osiemdziesiąt kolumn. Żeby oszczędzić na bitach, programiści zapisali rok dwiema cyframi, zamiast czterema. Dlatego tysiąc dziewięćset sześćdziesiąty był sześćdziesiątym, tysiąc dziewięćset sześćdziesiąty pierwszy – sześćdziesiątym pierwszym, i tak dalej. Musieli oszczędzać miejsce. Proszę bardzo, czemu nie? Z tym że wtedy było wtedy, a teraz jest teraz, dlatego zanim się spostrzeżemy, rok tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty dziewiąty zmieni się w dwutysięczny i nikt nie wie, jak ten dwucyfrowy system na to zareaguje. Może pomyśleć, że jest znowu tysiąc dziewięćsetny. Albo dziewiętnaście tysięcy setny. Albo zerowy. Albo po prostu zawiesi się i już się nie odwiesi. Na całym świecie może dojść do katastrofalnych awarii. Możemy stracić media, prąd, gaz i wodę, całą infrastrukturę. W miastach zgaśnie światło. Banki zbankrutują. Puf! I wszystkie oszczędności pójdą z dymem. A nawet bez dymu.
– Ja nie mam żadnych – powiedział Reacher.
– Ale rozumie pan, o co chodzi.
– Kto wymyślił ten obwód? Co on na to?
– Nie on, tylko oni. Już dawno są na emeryturze albo nie żyją. Poza tym myśleli, że ich dzieło przetrwa najwyżej kilka lat. Nie ma żadnej dokumentacji. To była garstka genialnych zapaleńców, którzy lubili rozwiązywać łamigłówki. Nikt nie pamięta szczegółów. Nikt nie jest bystry na tyle, żeby dojść do tego od końca do początku. Poza tym są podejrzenia, że ci pierwsi mogli nie do końca rozumieć zasady działania kalendarza gregoriańskiego. Rok dwutysięczny jest przestępny i całkiem możliwe, że o tym zapomnieli, bo lata podzielne przez sto zwykle nie są. Natomiast te podzielne przez czterysta są. Jak sam pan widzi, bałagan jest nie do opisania.
– Ale co to ma wspólnego z nami? – spytał Reacher.
– Świat jest w coraz większym stopniu zależny od komputerów. Do dwutysięcznego roku bardzo rozwinie się także internet. Co tylko pogłębi problem, ponieważ wszystko będzie połączone ze wszystkim innym. Dlatego stawka jest z dnia na dzień wyższa. Ludzie zaczynają się niepokoić. Dostrzegać niebezpieczeństwa. Co bardziej przedsiębiorczy programiści próbują odpowiedzieć na to łatkami.
– Łatkami?
– Czymś w rodzaju magicznej kuli. Instaluje się nowy kod i sprawa załatwiona, problem znika. Można na tym zarobić dużo pieniędzy. Rynek jest olbrzymi. Miliony ludzi na całym świecie muszą zdążyć przed nowym milenium. To pilne. Tak pilne, że wielu najpierw zainstaluje program, a dopiero potem pomyśli. I tym samym wystawi się na odstrzał.
– To znaczy?
– Kolejny fragment rozmowy. Przechwyciliśmy wiadomość, że ktoś sprzedaje gotową łatkę. Na pierwszy rzut oka wygląda dobrze, ale tak naprawdę nie jest łatką, tylko koniem trojańskim. Czymś w rodzaju wirusa czy robaka, chociaż nie do końca. Zawiera czterocyfrowy kalendarz, który można zdalnie zatrzymać. Wystarczy wysłać polecenie przez Internet, sieć, która rozrasta się dosłownie z dnia na dzień. Na całym świecie padną komputery. Upadną rządy, korporacje i przedsiębiorstwa użyteczności publicznej, ludzie zbankrutują. Rozpęta się chaos. Niech pan tylko pomyśli, jakie to stwarza pole do szantażu. Czy tak wielka władza nie jest warta stu milionów dolarów?
– Trochę to naciągane – rzucił Reacher. – Prawda? Ludzie zapłaciliby tyle za wiele innych rzeczy. Dlaczego zakładamy, że chodzi akurat o łatkę?
Lepiej wysłuchać wszystkiego do końca.
– Żeby napisać taki program, trzeba mieć talent – odparł Ratcliffe. – Specyficzny umysł. Wrażliwość buntownika. Oczywiście oni tak tego nie widzą. To maniacy. Podobno pełno ich wśród programistów. Około czterystu takich miało właśnie zjazd w Europie. Czterystu najbardziej odjechanych maniaków komputerowych na świecie. W tym dwustu Amerykanów.
– Gdzie był ten zjazd?
– W Hamburgu. Był pan tam wtedy. Skończyli dziś rano. Już się rozjechali.
Reacher kiwnął głową.
– Chyba widziałem kilku w samolocie. Takich młodych oberwańców.
– Ale zjazd rozpoczął się dokładnie wtedy, kiedy posłaniec miał spotkanie, tego samego dnia. I uczestniczyło w nim dwustu Amerykanów. Któryś mógł się na chwilę wymknąć.
Reacher milczał.
– Moi ludzie twierdzą, że europejskie konwencje i zjazdy mają specyficzny smaczek, który przyciąga ekscentryków i radykałów – dodał Ratcliffe.
• • •
Zaraz potem Ratcliffe