STO MILIONÓW DOLARÓW. Lee Child
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу STO MILIONÓW DOLARÓW - Lee Child страница 23
Wyraźny odcisk.
Na gładkiej chromowanej powierzchni.
Dureń.
Jego wina.
11
Góra musiała uprzedzić tych z urzędu imigracyjnego, bo kiedy tylko Neagley podała paszport żołnierzowi straży granicznej, ten dał komuś znak i z metalowego krzesła w sąsiednim pomieszczeniu wstał potężny grubas. Nazywał się Griezman i powiedział, że zna ich nazwiska. Jeden z policjantów spisał ich na ulicy jako turystów. Którymi najwyraźniej nie byli. Teraz wszystko rozumiał i zapowiedział, że chętnie im pomoże. Świadek czekał już na komendzie, pełen dobrej woli i skory do współpracy. Powiedziano mu, że jego zeznania będą kluczowe dla bezpieczeństwa Niemiec. Dostał jednodniowy urlop. Płatny, ponieważ spełniał obowiązek obywatelski. Nie mówi po angielsku. Ale będzie tłumacz. I tak, według niemieckiego prawa, można mu okazać zdjęcia potencjalnych podejrzanych.
Na zakazie parkowania czekał służbowy mercedes. Wsiedli i pojechali. Siedzenie Griezmana uginało się pod jego ciężarem. Naczelnik był prawdziwym olbrzymem. Ze trzy centymetry wyższym od Reachera i trzydzieści kilo cięższym, ponad dwa razy cięższym od Neagley. Ale tylko dlatego, że zamiast mięśni miał głównie tłuszcz. Jeśli był groźny, to wyłącznie dla samego siebie.
– Przez telefon powiedział pan, że to wariat – zagaił Reacher.
– Oczywiście nie dosłownie. Ma obsesje, to wszystko. Zakorzenione w rasistowskich i ksenofobicznych patologiach i spotęgowane przez irracjonalne lęki. Ale poza tym jest całkiem normalny.
– Uwierzyłby mu pan w sądzie?
– Zdecydowanie tak.
– A sędzia i przysięgli?
– Też – odparł Griezman. – W życiu codziennym funkcjonuje bardzo dobrze. Ostatecznie jest pracownikiem miejskim, tak jak ja.
Komenda należała chyba do najwspanialszych w Hamburgu. Wielka, nowiutka, supernowoczesna i w pełni zintegrowana, miała nawet własne laboratoria. Na skrzyżowaniach ścieżek przed budynkiem roiło się od tabliczek i strzałek wskazujących drogę do tego wydziału czy tamtego. Podobnie w środku. Bardzo złożony obiekt. Przypominał szpital. Albo uniwersytet. Griezman zaparkował na zarezerwowanym miejscu i wysiedli, Neagley ze swoją torbą, Reacher ze swoją. Weszli do budynku i co chwilę skręcając to w lewo, to w prawo, czystymi, szerokimi korytarzami doszli do pokoju przesłuchań z zabezpieczonym drucianą siatką okienkiem w drzwiach. W pokoju siedział mężczyzna. Przy zasłanym okruchami stole, na którym stał kubek kawy i taca z ciastkami. Około czterdziestki, w okularach w stalowej oprawce, szarym garniturze – prawdopodobnie z poliestru – i o siwych włosach przyklejonych do głowy oliwką. Miał wyblakłe oczy. I bladą cerę. Jedyną plamą koloru na jego ciele był krawat w żółto-pomarańczowe maziaje, szeroki i krótki jak wisząca na szyi ryba.
– Helmut Klopp, tak się nazywa – powiedział Griezman. – Jest z NRD. Przyjechał tu po zjednoczeniu. Tak jak wielu innych. Za pracą.
Reacher nie odrywał oczu od mężczyzny za drzwiami. Możliwe, że tracili tylko czas. Możliwe, że facet uratuje świat. Griezman nie wszedł do pokoju. Podciągnął mankiet koszuli i spojrzał na zegarek. W tym samym momencie zza rogu wyszła jakaś kobieta. Zobaczył ją i zadowolony opuścił mankiet. Co do sekundy. Nie ma to jak niemiecka punktualność i precyzja.
– Nasza tłumaczka – wyjaśnił.
Szara sukienka z grubej gabardyny, wytrzymała jak kurtka od munduru, grube wełniane pończochy, buty ważące co najmniej kilogram każdy. Niska kobieta w trudnym do określenia wieku, o polakierowanych włosach ułożonych w kształt wielkiej półkuli na czubku głowy, czegoś przypominającego kask motocyklowy.
– Dzień dobry – powiedziała głosem gwiazdy filmowej.
– Wejdziemy? – zaproponował Griezman.
– Czym się pan Klopp zajmuje? – spytał Reacher.
– Zawodowo? Jest urzędnikiem, inspektorem, obecnie w wydziale ścieków komunalnych.
– Jest zadowolony z pracy?
– Siedzi głównie w biurze. Nie jest to stanowisko wymagające zbyt wielkiej wprawy i doświadczenia. Ale nie, nie narzeka. Ma dobrą opinię. Jest bardzo skrupulatny.
– Dlaczego pracuje w tak dziwnych godzinach?
– Dlaczego dziwnych?
– Wspomniał pan, że kończy po lunchu. Jakby był pracownikiem fizycznym, a nie umysłowym.
Griezman powiedział coś po niemiecku, jedno długie słowo, jakąś nazwę.
– Padła propozycja ograniczenia zanieczyszczenia powietrza poprzez zmniejszenie natężenia ruchu ulicznego w godzinach szczytu – wyjaśniła tłumaczka. – Pracowników zachęcano do naprzemiennych godzin pracy. Naturalnie oczekiwano, że urzędy miejskie dadzą przykład. Wydział ścieków komunalnych postanowił najwyraźniej wcześniej zaczynać i wcześniej kończyć. Albo zostało im to narzucone. W każdym razie ogłoszono, że dobroczynne skutki tej decyzji są już widoczne. Według ostatnich badań emisja szkodliwych cząsteczek zmniejszyła się o ponad siedemnaście procent.
Powiedziała to tak, jakby dokonali cudu. Jak na czarno-białym filmie z lat czterdziestych: gigantyczny srebrny ekran, a na ekranie zasadniczy przystojniak, który zgadza się zrobić coś złego, ponieważ dama prosi go o to lekko zachrypniętym głosem.
– Gotowi? – spytał Griezman.
Weszli i Herr Klopp podniósł wzrok. Rzeczywiście, robił wrażenie zadowolonego. Choć raz był w centrum uwagi. I cieszył się z tego. Pewnie frustrat. Niemiec, ale wschodni, w dodatku na Zachodzie, gdzie imigranci nie byli mile widziani. Griezman zrobił wstęp po niemiecku, Klopp odpowiedział, tłumaczka przetłumaczyła.
– Zostaliście przedstawieni jako agenci operacyjni wysokiego szczebla, którzy przylecieli z Ameryki w pilnej sprawie.
– A co powiedział pan Klopp? – spytał Reacher.
– Że jest gotów pomóc w miarę swoich możliwości.
– Nie sądzę.
– Zna pan niemiecki?
– Trochę podłapałem. Już tu kiedyś byłem. Rozumiem, że chce pani być uprzejma, ale pani sierżant i ja słyszeliśmy gorsze rzeczy. Dokładność jest ważniejsza od uczuć.
Tłumaczka zerknęła na Griezmana, a ten skinął głową.
– Świadek cieszy się, że przysłali białych.
– Dobrze. Proszę mu powiedzieć, że jest ważną postacią w tej operacji. Że zamierzamy przepytać go dokładnie na tematy polityczne. Chcemy wysłuchać jego opinii i rad. Ale musimy