Europa in Flagranti. Stanisław Cat-Mackiewicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Europa in Flagranti - Stanisław Cat-Mackiewicz страница 11
V
Powyżej nakreślona działalność Daszyńskiego należała przeważnie do XIX wieku. Później niepozbawiona była ona pewnej wielkości. Ale skoro kończymy rachunki z wiekiem XIX, powiedzmy jeszcze słów kilka o tych, którzy reprezentowali Galicję i Polskę w rządzie austriackim.
Wiemy, że gabinet Kazimierza Badeniego miał całkowite zaufanie cesarza i składał się z samych Polaków na stanowiskach kierowników resortów najważniejszych, bo prócz premiera także minister skarbu i minister spraw zagranicznych byli Polakami. Była to niebywała okazja, aby zrobić coś wielkiego dla Polski. Jednak Badeni wywrócił się na sprawach dla nas na pewno drugorzędnych i nawet nie miał żadnego programu i żadnych ambicji, aby zrobić coś dla Polski w większej skali. Polskość ograniczała się w Galicji do obchodów, pogrzebów, poezji i deklamacji. Należy to dobrze zrozumieć, aby właściwie pojąć Wesele Wyspiańskiego.
Leon Biliński był człowiekiem, który trząsł sytuacją polityczną w parlamencie, który wywracał i konstruował gabinety, który miał zaufanie cesarza, uchodził za męża stanu pierwszej wielkości. Jego pamiętniki są wręcz rozpaczliwe. Ciągle w nich ociera łzy to po żonie, to po cesarzu, co może wskazuje na piękne uczucia, ale forma, w którą te kwilenia i miamlenia ubiera, godna jest jakiegoś aptekarza w sędziwym wieku, a nie męża stanu. „On już miał zgłupienie starcze, kiedy te pamiętniki pisał” – powiedział mi o nich największy polski publicysta. Być może. Ale jakże upokarzające jest zestawienie wspomnień Sergiusza Wittego ze wspomnieniami Leona Bilińskiego. Losy tych dwóch ludzi są podobne. Obaj zaczynają jako kierownicy sieci kolejowej, obaj później są ministrami skarbu. Tylko w pamiętnikach Wittego ciągle jest mowa o wielkich programach państwowych, a w pamiętnikach Bilińskiego o intrygach i intryżkach. Austriacy nazywali Bilińskiego: „Der weisse Fuchs”, czyli białym lisem, prawdopodobnie pod wpływem Francuzów, którzy swego Freycineta przezwali „białą myszką”.
Tak samo jak do Badeniego i Bilińskiego, mam pretensję ogromną do Agenora Gołuchowskiego syna, ministra spraw zagranicznych Austrii. Szukałem w „Czasie”, tak inteligentnym w sprawach międzynarodowych, obrony czy i choćby wytłumaczenia polityki tego ministra, członka stronnictwa, które „Czas” reprezentował. Przecież Węgrzy z monarchii austro-węgierskiej potrafili zrobić instrument własnej polityki zagranicznej. Pomimo ciągłych deklamacji: „Polsko, Polsko”, wypowiadanych w różnych modulacjach głosu, Gołuchowski nie tylko nic dla Polski nie potrafił zrobić, ale nie widzę jakichkolwiek jego ambicji w tym kierunku. Miał zaufanie cesarza, to oczywiście bardzo dobrze, ale wartość tego zaufania cesarskiego byłaby dopiero wtedy dla nas wartością, gdyby było spożytkowane dla dobra Polski. Nie mogę obciążać uwagi czytelnika swoimi koncepcjami politycznymi na temat: co mógłby zrobić Gołuchowski w 1900 roku – obrona czy nawet formułowanie takich koncepcji po sześćdziesięciu dwu latach byłyby oczywiście rzeczą śmieszną. Ale to nie znaczy, abyśmy po tych sześćdziesięciu kilku latach mogli usprawiedliwić jego politykę. Dążył on zręcznie i dyplomatycznie do scementowania wspólnej linii pomiędzy dwoma członkami trójprzymierza, to jest Niemcami i Austrią, a cesarską Rosją. Było to nitowanie trumny polskiej niewoli, nic więcej.
Dekadencja
I
Stanisław Grabski w całym swoim życiu powiedział wiele rzeczy niesłusznych i wiele rzeczy słusznych. Do tych ostatnich należy niewątpliwie teoria, że władza upada przez rozkład władzy. Bakcyl dekadencji rosyjskiego cesarstwa rozkładał władzę już od początków wieku XX. Porozumiejmy się: tak twierdząc, nie zapominam o historii wieku XIX w Rosji, o tym, że już od samego początku tego wieku powstawała i działała potężna opozycja przeciwko władzy cesarskiej, że ta opozycja pozyskiwała dla swoich poglądów większość ludzi myślących w Rosji. Wszystko to prawda, ale prawdą także jest, że Aleksander I, Mikołaj I, Aleksander II i Aleksander III walczyli z rewolucją, walczyli z opozycją, byli do tej walki zdolni. Władza cesarska była pogrążona, ale nie zdegenerowana od wewnątrz. Początek takiej degeneracji, mówmy grzeczniej: dekadencji, poczyna się dopiero od wstąpienia na tron Mikołaja II. Czy to była wina jego osoby czy jego czasów? Do rozpatrzenia tego pytania właśnie przystępujemy.
II
Wielki Dostojewski był zwolennikiem caratu – raz jako Rosjanin uważający, że geniusz narodowy rosyjski polega na koncentrowaniu całej władzy w jednym centrum, na podporządkowaniu tej władzy wolności i indywidualności każdego człowieka. Są to teorie, od których Polakowi wychowanemu w tradycjach indywidualistycznych i wolnościowych zimno się robi. Dwa – jako mistyk: jego carat łączył się nie tylko z Bogiem i prawosławiem, ale także z wiarą w mądrość i geniusz ludu rosyjskiego. Będąc monarchistą, Dostojewski miał niechęć do państwowej biurokracji, do wszystkiego, co miało coś wspólnego z inteligencją, do Europy w ogóle, a do Polaków w szczególności. Aleksander II nie miał nic wspólnego z pojęciami Dostojewskiego, ale Aleksander III, a zwłaszcza Mikołaj II, byli pod wyraźnym jego wpływem. Swoją książkę o Dostojewskim uważam za najbardziej udaną z tego, co napisałem.
Dostojewski nie był oczywiście dekadencją, przeciwnie, jest to wspaniały ruch skrzydeł ptaka, który już niedługo później miał lot obniżyć. Dla zilustrowania początków dekadencji caratu wybieram sobie inny wizerunek, na kim innym będę dokonywał wiwisekcji. Oto Aleksy Suworin zostawił po sobie swój dziennik nadzwyczajny.
To wydawca „Nowoje Wriemia”, gazety, która była kontynuatorem publicystycznej linii Katkowa, czyli broniła linii caratu w jego formie ustroju policyjnego, wrogiego wszelkiej demokracji, i reprezentowała demagogię antysemicką, antykatolicką i antypolską. „Nowoje Wriemia” uważane były zarówno przez Rosjan, jak przez zagranicę za wyraz oficjalnej polityki cesarskiego rządu. Ponieważ były duże różnice zapatrywań wśród członków tego rządu, a od chwili śmierci Aleksandra III, z powodu słabości Mikołaja II, każdy minister robił, co chciał, „Nowoje Wriemia” także pisało, co chciało. Ale Suworin się skarży, że gazety liberalne i radykalne mają daleko mniej zatargów z cenzurą niż on, bo każdy z ministrów gorączkowo czytał „Nowoje Wriemia” i zaraz gwałtował u cenzorów, jeśli w czymś doczytał się swej krytyki. Suworin jednak poprzednio trafił do przekonania Aleksandrowi III, a teraz w XX wieku Mikołaj II był pod wyraźnym wpływem tej gazety. Toteż Suworin może symbolizować czasy Mikołaja II i bakcyle, które spowodowały upadek caratu.
Suworin był zresztą inteligencją nieprzeciętną. Utrzymywał bliskie stosunki z Lwem Tołstojem, a był przyjacielem i poniekąd dobroczyńcą Czechowa. Jego poglądy literackie są czasami wspaniałe. Pisał na przykład o Turgieniewie, że to swego rodzaju żurnal z fasonami mód, garniturów męskich i sukien kobiecych. Każdy rosyjski inteligent czy inteligentka wzoruje się na takiej czy innej postaci Turgieniewa. Kto choć trochę orientuje się w życiu rosyjskim drugiej połowy XIX wieku, ten będzie uderzony trafnością i ścisłością tego spostrzeżenia. Czechow, w liście do swojego przyjaciela, pisze o Suworinie w sposób nader ciekawy: