Pomóż dziecku mniej myśleć. Christel Petitcollin

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pomóż dziecku mniej myśleć - Christel Petitcollin страница 6

Pomóż dziecku mniej myśleć - Christel Petitcollin

Скачать книгу

ponad normę. Mają na przykład wyjątkowe wyczucie szczegółu albo doskonały słuch, albo percepcję tak znakomitą, że wydają się jasnowidzami. Regularnie zaskakiwani tą niewiarygodną przenikliwością sensoryczną bliscy nazywają ich sokolim okiem, gumowym uchem albo psem myśliwskim, choć tak naprawdę nie zdają sobie sprawy, w jakim stopniu jest to zgodne z prawdą. Właśnie dlatego, nie do końca świadomi tej nadwrażliwości sensorycznej nadwydajnych dzieci, dorośli szybko wpadają w irytację i nazywają je kapryśnymi, czepialskimi albo słabymi. Tymczasem te dzieci nie są zmanierowane; one tylko informują o tym, że doznają dyskomfortu.

      Michel opowiada mi o pewnym zdarzeniu. W minioną środę jego jedenastoletni syn narzekał podczas kursu na ratownika morskiego i odmówił założenia kombinezonu piankowego, ponieważ był zimny, wilgotny i zapiaszczony. Michel się zdenerwował i powiedział swojemu synowi: „Twoi koledzy też mają takie problemy z kombinezonami, ale nie wydziwiają!”. Próbuję wytłumaczyć Michelowi, że jego syn wcale „nie wydziwia”. Nie odbiera sytuacji podobnie jak jego kumple. Chłód jest bardziej przejmujący, wilgoć bardziej klejąca, a piasek drapie skórę niczym papier ścierny. Widzę jednak, że Michel nie słucha. Zamknięty w swojej skorupie stara się uporać z własną hiperestezją i nie wyobraża sobie, o ile to łatwiejsze i całkiem inne dla tych, których aż tyle to nie kosztuje. I tak to właśnie wygląda: hiperestezja jest źle postrzegana zarówno przez neurotypowych, jak i przez samych nadwydajnych. Normalnie myślący nie znają tego zjawiska. Nic więc dziwnego, że nie biorą go pod uwagę. Ale hiperestetykom równie ciężko wyobrazić sobie tę różnicę. Mimo że życie codzienne regularnie temu przeczy, uważają, że wszyscy odbierają sensorycznie to, co oni, i że to oni muszą radzić sobie z tymi bodźcami tak samo jak cała reszta. W każdym razie właśnie to ciągle słyszą. Muszę często powtarzać: „Nie, myślący normalnie nie odbierają takiej samej ilości informacji jak wy, a już na pewno nie z taką samą intensywnością!”.

      Pewnego razu, kiedy brałam udział w programie na żywo w radio Vivacité, w Belgii, pewien piętnastoletni słuchacz opowiadał o swojej hiperestezji na antenie. Wspomniał niedawny pobyt w stadninie koni, gdzie usłyszał ostry, bardzo nieprzyjemny dźwięk. Nie słyszał go nikt prócz niego. Tym niemniej bardzo mu dokuczał. Dyrektor stadniny stwierdził, że być może przeszkadzało mu urządzenie ultradźwiękowe, którego używał do odstraszania myszy. Zrobili więc test. Dyrektor kilkakrotnie wyłączył i włączył wspomniany sprzęt. Rzeczywiście to właśnie emitowane przez niego dźwięki stanowiły problem i nie słyszał ich nikt prócz chłopaka. Gdyby dyrektor stadniny nie zareagował, ten młody człowiek pewnie założyłby, że cierpi na szumy uszne albo że zwyczajnie mu odbiło. Jego historia mnie zasmuciła. Nie znam się dobrze na koniach, ale zakładam, że ich układ słuchowy jest rozwinięty co najmniej w równym stopniu jak u myszy oraz wspomnianego nastolatka. W tamtej stadninie musiały więc cierpieć katusze.

      Chłopak oddał głos swojej mamie, żeby dokończyła jego historię. Kiedy miał pięć lat, pewnego dnia, gdy całą rodziną wracali ze spaceru, on wykrzyknął: „Mamo, dom się pali!”. „Nic podobnego!”, odparła jego matka. Dziecko się upierało: „Właśnie że tak, pali się!”. I miało rację. Za zakrętem zobaczyli, że dom stoi w płomieniach. Malec wyczuł swąd spalenizny przed innymi.

      Hiperestetyk próbuje od czasu do czasu żalić się, że dźwięk w kinie jest za głośny, światło w restauracji za ostre, danie za słone, a sweter drapie… Ale ponieważ nikt rozumie, co przeżywa, otoczenie uważa go za uciążliwego i sądzi, że robi z igły widły. Tymczasem nadmiernie rozwinięty układ sensoryczny powoduje znaczny dyskomfort, zwłaszcza w naszym „cywilizowanym” społeczeństwie, w którym trudno uniknąć neonów, klaksonów i innych atakujących zmysły czynników. Niektórym może się wydawać, że hiperestetycy to po prostu ludzie szurnięci, straumatyzowani czy zdesperowani. Nic podobnego. Oni mają taką konstrukcję neurologiczną. Właśnie dlatego bardzo lubię teorię, którą Dominique Dupagne rozwija w swojej książce Le retour des zappeurs (Powrót poszukiwaczy wrażeń)10: kiedy jest się łowcą-zbieraczem, przydaje się ultrarozwinięty układ sensoryczny, będący nieustannie w stanie gotowości.

      Aby zrozumieć, co przeżywa dziecko z hiperestezją, wyobraź sobie życie z uniwersalnym wzmacniaczem. Zimę w lodówce, lato w saunie albo łaźni… Byle wietrzyk staje się gwałtownym mistralem. Jaka byłaby twoja reakcja po wejściu do pomieszczenia z oślepiającym światłem, gdzie w tle słychać dźwięki telewizora? Zwykła łyżeczka upadająca na ziemię robi taki hałas jak cały komplet garnków gwałtownie tłukących o posadzkę. Wyobraź sobie życie wśród kuchennych zapachów i syntetycznych aromatów maskujących woń ludzkiego ciała albo na wysypisku śmieci. A gdyby otaczali cię ludzie, którzy szurają stopami, pociągają nosami, głośno przeżuwają z otwartą buzią, mówią za głośno? Czy zdarzyło ci się wziąć prysznic, podczas którego zbyt duże ciśnienie wody powodowało ból? Jak mija dzień, kiedy masz na sobie opięte ubranie, z igłami (metkami) w środku, uszyte z oślizgłych tkanin, gumowatych albo plastikowych (syntetyki), chropowatych (na przykład koszulki polo) albo z papieru ściernego (drapiące swetry)…? Czy w takim razie hiperestetycy to mięczaki? Raczej cholerni twardziele!

      Hiperestezja może tłumaczyć liczne trudności, z jakimi spotyka się nadwydajne dziecko. Zarówno jego dziwna potrzeba samotności, jak również wybuchy złości to nic innego jak efekt sensorycznego przemęczenia. Również problemy, które takie dzieci mogą stwarzać w zakresie higieny, odżywiania, motoryki albo snu, w znacznej mierze da się przypisać hiperestezji.

      HIGIENA

      Wzięcie „porządnego” prysznicu, odświeżenie oddechu w wyniku umycia zębów, uczesanie się to dla większości ludzi przyjemne zajęcia. Trudno sobie wyobrazić, że dla kogoś to może być tortura. A jednak! Jak czerpać przyjemność z mycia, kiedy odczuwanie chłodu i wilgoci jest zintensyfikowane, kiedy prysznic bombarduje ciało wodnymi igiełkami, a mydło zostawia wrażenie napiętej, swędzącej skóry? Jak czyścić zęby, kiedy włożenie do ust tego obrzydliwego przedmiotu (szczoteczki do zębów) wywołuje odruch wymiotny? Jak czuć świeży oddech, kiedy pasta do zębów, zbyt miętowa, parzy buzię? Jak znieść wodę w uszach, szampon w oczach, ostry dźwięk suszarki, która przypieka kark, podczas gdy grzebień szarpie włosy? Jak widzisz, te dzieci nie są „kapryśne” ani nie dążą do „zapuszczenia się”. A tak przy okazji, czy wiesz, że Steve Jobs nigdy się nie mył i śmierdział? Jego biograf, Walter Isaacson11, wyjaśnia, że założyciel Apple’a udawał, że zachowuje higienę, i nie przyjmował do wiadomości, że roztacza przykrą woń. Nie wszyscy możemy pochwalić się geniuszem, sławą i fortuną Steve’a Jobsa. Właśnie dlatego, prędzej czy później, niedbanie o siebie może stać się problemem dla twojego dziecka. Higiena musi pozostać niekwestionowaną stałą w jego życiu. Tym niemniej czasem wprowadzenie prawidłowych automatyzmów z poszanowaniem układu sensorycznego będzie wymagało od ciebie wiele cierpliwości i pomysłowości.

      ODŻYWIANIE

      Dzieci hiperestetyczne często mają trudności z jedzeniem, również z przyczyn związanych z wrażliwością. Każdy, kto lubi dobrą kuchnię, wie, że podczas wyśmienitego obiadu zaangażowane – i generalnie zachwycone – są wszystkie zmysły. Może się zatem wydawać, że nadwydajne dzieci będą prawdziwymi krytykami kulinarnymi w krótkich spodenkach. Tymczasem takie doznania sensoryczne jak wyrazisty smak czy konsystencja, temperatura, zapach, kolor i wygląd mogą zwyczajnie je odrzucać. Bardzo szybko dojdą do tego aspekty etyczne i ekologiczne. Wspomniane dzieci często odmawiają zjadania zwierząt i bardzo wcześnie zyskują bioświadomość.

Скачать книгу


<p>10</p>

Dominique Dupagne, Le retour des zappeurs…

<p>11</p>

Walter Isaacson, Steve Jobs, przeł. Przemysław Bieliński, Michał Strąkow, Insignis Media, 2015.