Barwy miłości. Diana Palmer
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Barwy miłości - Diana Palmer страница 7
Nim zdążyła się wyrwać, chwycił ją za podbródek i pocałował mocno w usta.
– Teraz na pewno wyglądasz jak moja dziewczyna – stwierdził z satysfakcją, spoglądając w jej pociemniałe źrenice.
Kiedy zadzwonili do drzwi, otworzyła im drobna ciemnowłosa kobieta w podeszłym wieku. Przytuliła Nicka i wymieniła z nim kilka zdań po włosku, a potem uśmiechnęła się serdecznie do Jolany, która wciąż próbowała uspokoić przyspieszony oddech i opanować rumieniec.
– Dzień dobry, jestem matką Nicka. Masz na imię Jolana, prawda? Śliczna z ciebie dziewczyna. Gdyby nie te cudne jasne włosy, mogłabyś uchodzić za Włoszkę.
– Moja babcia była Włoszką.
Starsza pani wyraźnie się rozpromieniła.
– Tak, to od razu widać po oczach. Tylko Włoszki mają takie ciemne i ogniste oczy. Zapraszam do środka, poznasz resztę rodziny. – Pociągnęła ją za sobą w głąb mieszkania. – Paolo, mój mąż – przedstawiła wysokiego szczupłego mężczyznę z siwymi włosami.
– Bardzo mi miło, Jolana.
– A to mój najmłodszy syn, Marcello. Marc! Chodź się przywitać z dziewczyną Nicka!
Z dziewczyną Nicka… Jo poczuła na plecach dreszcz i uśmiechnęła się niepewnie do Marcella, który uścisnął jej rękę na powitanie. Wyglądał na jej równolatka. Był niesamowicie przystojny i czarujący, a mimo to nie mógł równać się Domenikiem.
– Nick, oprowadź Jolanę – poleciła matka. – Ja muszę zajrzeć do kuchni. – Uśmiechnęła się szeroko, kiedy nazwał ją dyktatorką, po czym zniknęła w holu.
– Masz bardzo miłą rodzinę – zauważyła szeptem Jolana.
– Aż boję się zapytać, czego się po nich spodziewałaś. – Gdy zbliżyli się do grupki osób w jego wieku, wyraźnie spochmurniał i znów był spięty.
– Nick! – zawołała z entuzjazmem piękna brunetka, która właśnie podeszła do nich, żeby się przywitać. Jej smutne czarne oczy spoczęły na dłuższą chwilę na Domenicu. – Twoja nowa dziewczyna? – spytała, zerkając na Jolanę. – Jest… bardzo ładna – dodała z wymuszonym uśmiechem.
– Jolana Shannon, bardzo mi miło – przedstawiła się Jo. Z jakiegoś powodu zrobiło jej się żal znajomej Scarpellego. Uśmiechnęła się życzliwie, jakby chciała dodać jej otuchy.
– Margery Simon. A to mój mąż, Andrew.
Wysoki blondyn u boku Margery skinął głową Jolanie i popatrzył z niechęcią na Nicka. Potem odwinął się na pięcie i odszedł na bok.
– Drew nie jest zbyt towarzyski – usprawiedliwiła go żona. – Nie przepada za imprezami. Wybaczcie… – Zrobiła zbolałą minę i poszła za mężem.
Jo zauważyła, że Andrew trzyma do połowy opróżnioną szklankę szkockiej. Najwyraźniej nie był to jego pierwszy drink tego dnia.
Scarpelli przyglądał mu się bez cienia sympatii.
– Długo są małżeństwem? – zagadnęła, gdy para wyszła do jadalni.
– Dziesięć lat. Byłem drużbą na ich ślubie.
– Margery wydaje się bardzo miła. Współczuję jej.
– Jemu nie? – zapytał z zaciekawieniem.
– Wygląda mi na faceta, który sam uwielbia się nad sobą użalać – odparła po namyśle. – Więc raczej nie potrzebuje cudzego współczucia. Poza tym kogoś mi przypomina.
– Kogoś z przeszłości?
– I to zamierzchłej. Stare dzieje, nie warto o nich mówić.
Nie zapytał o nic więcej, ale sądząc po tym, jak jej się przypatrywał, miał ochotę drążyć temat. Na szczęście nie było na to czasu.
Poznała jeszcze kilka osób, w tym parę, która się zaręczyła, a potem usiedli z resztą gości do stołu.
Podano wyłącznie tradycyjne włoskie dania. Jedzenie było wyśmienite, tak dobre, że Jolana zjadła znacznie więcej niż zwykle. Niewiele brakowało, a nie zmieściłoby jej się przepyszne cannoli, które pojawiło się na deser.
Kiedy po posiłku wrócili do salonu na kawę i drinka, przypadkiem znalazła się na kanapie obok Margery. Pozostali rozmawiali w grupkach rozproszonych po całym pokoju.
– Od dawna znasz Nicka? – zainteresowała się Margery. Jej lekki ton nie zdradzał większych emocji, za to palce zaciskały się kurczowo na szklaneczce brandy.
– Czasem mi się zdaje, że od wieków – mruknęła Jo, zerkając na Domenica, który gawędził nieopodal z ojczymem i bratem.
– Doskonale cię rozumiem, ja też mam czasem takie wrażenie. – Margery popatrzyła tęsknie na Scarpellego, w ogóle się z tym nie kryjąc. – Wyjątkowo przystojny jest ten nasz Nick, prawda? Znam go prawie od dziecka. Miałam piętnaście lat, kiedy zostaliśmy sąsiadami. On miał siedemnaście. To z nim byłam na pierwszej randce w życiu. – Jej spojrzenie rozrzewniło się jeszcze bardziej. – Oboje bardzo się od tego czasu zmieniliśmy.
– Masz dzieci? – spytała Jolana, żeby zmienić temat.
– Tak, mamy syna. Tylko jednego, bo Andrew nie chce więcej dzieci. Za to Nick chciałby całą gromadkę.
– Do tej pory raczej mu się z tym nie spieszyło – stwierdziła z uśmiechem Jo. – W końcu nie jest już taki młody.
Zaśmiały się.
– Fakt – przyznała Marge. – Ale wiesz, jak to jest, był bardzo zajęty pracą. I pewnie nie znalazł jeszcze odpowiedniej kobiety… Całkiem możliwe, że ty nią będziesz. Może i nie jesteś idealnie w jego typie, ale nie przyprowadziłby cię do domu, gdyby nie traktował cię na poważnie.
– Nie byłabym tego taka pewna – powiedziała z szerokim uśmiechem Jo. – Mógłby cię niejednym zadziwić.
– Nick? Mowy nie ma. Znam go jak własną kieszeń. Prawda jest taka, że wyszłam za niewłaściwego mężczyznę. Popełniłam błąd i żyję z tym od ponad dziesięciu lat.
Jolana poczuła się zażenowana. Najchętniej by uciekła, ale nie wypadało jej tak nagle wstać i skończyć rozmowy.
Margery nagle chwyciła jej dłoń.
– Wybacz, nie miałam zamiaru wypłakiwać ci się na ramieniu. Za dużo mówię, bo jestem trochę znerwicowana. Andrew ostatnio dużo pije, a kiedy pije, staje się nieobliczalny.
– Nie