Zaćmienie. Erin Hunter
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zaćmienie - Erin Hunter страница 10
– Zaufaj swoim instynktom – polecił.
– Paprocie. – Białe Skrzydło poprowadziła uczennicę w kierunku liściastych zarośli.
Jesionowe Futro nachylił się nad uchem swego ucznia.
– Wiem, że chcesz jej pomóc, ale Białe Skrzydło musi sama nabrać pewności siebie. – Obserwowali, jak biała kotka trąca Oblodzoną Łapę, nakazując jej przykucnąć, a następnie koryguje jej postawę dotykiem pyska. – Dobrze sobie radzi.
Paprocie poruszyły się. Drżenie jasnozielonych pędów biegło od korzeni w górę, a więc to nie wiatr nimi poruszał. Oblodzona Łapa położyła się płasko i zaczęła kręcić biodrami na boki, łapami ugniatając miękką ziemię. Białe Skrzydło delikatnie położyła ogon na grzbiecie uczennicy i poczekała, aż ta przestanie się wiercić. Nachyliła się i szepnęła jej coś na ucho, a potem spokojnie usiadła. Teraz wszystko leżało w łapkach młodej kotki.
Lwia Łapa obserwował uważnie, jak Oblodzona Łapa skacze naprzód i znika wśród paproci.
Pisk pośród liści był głośny, ale krótki. Kiedy ucichł, biała kotka wyskoczyła z zarośli z malutką nornicą w zębach. Jej oczy dziko błyszczały ze szczęścia.
Jesionowe Futro prędko do niej podbiegł.
– Dobra robota!
Białe Skrzydło dumnie wypięła pierś.
– To było świetne, Oblodzona Łapo!
– Niezła zdobycz – dodał cętkowany kocur.
Tyle zamieszania o taką maleńką nornicę! Pewnie była za młoda, żeby zdołać uciec. Lwia Łapa powrócił myślami do bitwy w górach. Cieszył się, że Oblodzona Łapa upolowała coś już pierwszego dnia, ale w takim razie, co by powiedzieli wojownicy, gdyby widzieli, jak dzielnie walczył z górskimi kotami? Złapanie takiej drobnej przekąski nie mogło się równać z pokonaniem całego klanu jedną łapą!
– Drozd!
Na dźwięk szeptu Jesionowego Futra Lwia Łapa prędko obejrzał się przez ramię. W miejscu, w które wpatrywał się jego mentor, gruby drozd wydziobywał coś spod liści obok pnia dębu. Cichutko niczym wąż, Lwia Łapa okrążył drzewo i zaszedł ptaka od tyłu. Przycisnął brzuch do ziemi i podpełznął w stronę drozda, unosząc delikatnie ogon, by nie trącać nim opadłych, suchych liści. Drozd szukał owadów, nieświadomy zagrożenia. Lwia Łapa poczuł satysfakcję; ten głupi ptak zasługiwał, by paść jego ofiarą. Zatrzymał się, ocenił odległość, a potem skoczył. Ominął odsłonięte korzenie drzewa i przeleciał trzy długości lisa ponad leśnym podszyciem. Drozd w panice rozłożył skrzydła, próbując odlecieć, ale było już na to za późno. Lwia Łapa wylądował na nim z zabójczą precyzją, przygniótł ptaka do ziemi i zabił go szybkim ugryzieniem w kręgosłup.
– To było fantastyczne! – zawołała Oblodzona Łapa. Gapiła się na Lwią Łapę zza drzewa ogromnymi oczami przepełnionymi zdziwieniem i zachwytem.
Białe Skrzydło z zaskoczenia spłaszczyła uszy.
Lwia Łapa poczuł, że coś łaskocze go w nos. Pióro drozda przyczepiło mu się do pyska. Strzepnął je, by nie wyglądać śmiesznie.
Jesionowe Futro skinął głową.
– Imponujące.
– To był strasznie długi skok! – miauknęła Białe Skrzydło. – Przecież mogłeś w niego nie trafić!
Nie, nie mogłem – pomyślał Lwia Łapa, ale postanowił nie mówić tego na głos. Obserwując zdumienie w oczach pobratymców uznał, że tak będzie lepiej; niech wierzą, że po prostu miał szczęście. Sójcza Łapa mógł mieć rację. Może wcale nie byliby zadowoleni, gdyby dowiedzieli się prawdy o jego umiejętnościach.
Podczas powrotu do obozu nozdrza Lwiej Łapy wypełniał smakowity zapach drozda. Ciało ptaka uderzało go w pierś, a skrzydła sunęły po ziemi, odgarniając liście. Oblodzona Łapa stąpała tuż obok. Jej maleńka zdobycz trzęsła się, gdy próbowała dotrzymać kroku Lwiej Łapie.
– Szkoda, że moje łapy są takie krótkie – narzekała głosem przytłumionym przez futro nornicy.
– Wkrótce urosną – obiecał Lwia Łapa.
Białe Skrzydło i Jesionowe Futro szli przed nimi, niosąc w zębach własne zdobycze. Późną porą zielonych liści każdy łup miał ogromne znaczenie dla klanu. Musieli najeść się do syta, aby przetrwać porę nagich drzew. Tak przynajmniej mówiły starsze koty. Lwia Łapa widział porę nagich drzew tylko zza ścian żłobka i pamiętał z niej jedynie tyle, że gałęzie w legowisku strasznie wtedy trzeszczały, a wojownicy chodzili zmartwieni i napięci.
– Ale świetnie zapolowałeś! – miauknęła Oblodzona Łapa.
Lwia Łapa burknął ciche podziękowanie. Nie chciał przypadkiem połknąć pióra i kaszleć przez resztę drogi do obozu.
– Dlaczego skoczyłeś tak wcześnie? – nie odpuszczała uczennica. – Bałeś się, że jeśli podejdziesz bliżej, to cię usłyszy?
– Po prostu chciałem spróbować. – Lwia Łapa był pewien, że mógłby podbiec cichutko i stanąć tuż obok drozda, gdyby tylko miał na to ochotę. Po co jednak marnować czas na skradanie się na paluszkach?
– Jesteś niesamowitym myśliwym! – wybąkała Oblodzona Łapa kącikiem ust. – Myślałam, że Ostrokrzewiasta Łapa jest dobra, ale ty jesteś o wiele, wiele lepszy! Gdzie nauczyłeś się tak skakać? Robisz dodatkowe ćwiczenia, że jesteś taki silny? Myślisz, że ja też powinnam więcej trenować?
– Jestem pewien, że Białe Skrzydło zapewni ci tyle ćwiczeń, ile będziesz potrzebowała.
– Mam nadzieję, że wyszkoli mnie tak dobrze, jak Jesionowe Futro wyszkolił ciebie.
Lwia Łapa spojrzał na swojego mentora, który znikał właśnie między gałęziami jeżyn. Owszem, Jesionowe Futro dobrze nauczał, ale nie był jego jedynym mentorem. Tygrysia Gwiazda również go szkolił. Poza tym on sam urodził się z mocą, o której Oblodzona Łapa mogła tylko pomarzyć, nawet gdyby trenowała dniami i nocami.
Kiedy szli razem ścieżką w kierunku kotliny, Lwia Łapa poczuł się nagle bardzo osamotniony. Pomyślał sobie, że przepowiednia oddzieliła go od znajomych kotów, które czekały teraz w obozie na rezultaty polowania. Miał wrażenie, że w pewnym sensie odłączył się od swojego klanu i zaczął żyć we własnym, jednoosobowym i samotnym.
Oblodzona Łapa prędko go wyminęła, by podążyć za mentorami przez ciernistą barierę, która oddzielała obóz od reszty lasu. Lwia Łapa również przyśpieszył kroku i znalazł się na polanie w momencie, gdy młoda uczennica rzucała nornicę na stertę zdobyczy.
Rozżarzona Łapa, Miodowa Łapa i Makowa Łapa wylegiwały się przed legowiskiem uczniów. Oblodzona Łapa potruchtała prosto do nich.
– To