Zaćmienie. Erin Hunter

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zaćmienie - Erin Hunter страница 15

Автор:
Серия:
Издательство:
Zaćmienie - Erin Hunter

Скачать книгу

jego własnego, że dotknęli się wąsami.

      – Skąd… Skąd wiedziałeś, co zrobię? – miauknął.

      Sójcza Łapa przymrużył oczy.

      – Nie jestem aż tak ślepy, jak ci się wydaje.

      Kociak prędko się cofnął.

      – Przepraszam!

      – Możesz w końcu grzecznie usiąść?

      – Tak! Przepraszam, tak!

      Sójcza Łapa poczuł wyrzuty sumienia. Nie powinien straszyć niesfornego kociaka. Gdy przyniósł ze spiżarni kolejną porcję mazidła, tym razem położył je obok Ropuszka.

      – Rozsmaruj to na łapkach, a potem wetrzyj sobie w nos i pyszczek – poprosił.

      Roztrzęsiony Ropuszek niepewnie wsmarował maź w poparzone miejsca. Sójcza Łapa wyczuł, że jego ból powoli ustępuje; sok szczawiowy zaczął już działać. Z ulgą przyniósł kolejne liście i pomógł kociakowi wetrzeć papkę w sierść. Gdy pokryli już wszystkie bolące miejsca, Sójcza Łapa pomyślał, że da Stokrotce ziarenko maku, żeby podała je Ropuszkowi przed snem. Dzięki temu kociak uśnie spokojnie i nie będzie się drapał.

      Wtem rozległ się trzask jeżynowych gałązek. Sójcza Łapa powąchał powietrze i wyczuł, że Liściasta Sadzawka wróciła z lasu z kocimiętką.

      – Stokrotka powiedziała mi, że wpadłeś w pokrzywy! – Medyczka upuściła liście i natychmiast podbiegła do Ropuszka.

      Sójcza Łapa usłyszał, jak głośno obwąchuje kociaka.

      – Świetna robota, Sójcza Łapo – pochwaliła go. – Idealna ilość szczawiu.

      Uczeń zastanawiał się, czy nie poskarżyć się mentorce, jakim trudnym pacjentem był Ropuszek.

      – Powinieneś też dać mu małe ziarenko maku – poradziła Liściasta Sadzawka. – Dzięki temu w nocy nie będzie się budził. Poparzenia będą go swędzić jeszcze przez jakiś czas.

      Wielkie dzięki za radę! – miał ochotę powiedzieć Sójcza Łapa, ale ugryzł się w język. Uznał, że musi przywyknąć do słuchania rad, których nie potrzebował. W przeciwieństwie do Ostrokrzewiastej Łapy i Lwiej Łapy pozostanie uczniem jeszcze przez wiele księżyców. Jako medyk będzie musiał nadal uczyć się od swojej mentorki i wykonywać jej polecenia nawet wtedy, gdy otrzyma już swoje pełne imię. Nie mógł nic na to poradzić.

      – Dziękuję, Sójcza Łapo. – Pełne wdzięczności mruknięcie Ropuszka zupełnie go zaskoczyło. – I przepraszam, że byłem takim mysim móżdżkiem.

      Sójcza Łapa nagle zaczął współczuć kociakowi.

      – Byłeś przestraszony i obolały.

      – Ale teraz już mi lepiej! Dzięki tobie. – Ropuszek zaczął kroczyć w kierunku wyjścia z legowiska.

      – Nie poczekasz, aż przyjdzie po ciebie Stokrotka? – zawołał za nim Sójcza Łapa.

      Ropuszek się zatrzymał.

      – Wydaje mi się, że znajdę drogę powrotną do żłobka – mruknął.

      Co za cwany futrzak – pomyślał z dumą Sójcza Łapa. Najwyraźniej jego wysiłki nie poszły na marne i udało mu się zasłużyć na szacunek Ropuszka.

      Kiedy gałęzie jeżyn zamknęły się za kociakiem, Sójcza Łapa zabrał się za sprzątanie resztek papki.

      – Przed nocą zaniosę ziarnko maku do żłobka – obiecał Liściastej Sadzawce, aby mentorka niepotrzebnie mu o tym nie przypominała.

      Medyczka była jednak pogrążona we własnych myślach. Sójcza Łapa przerwał sprzątanie, kiedy wyczuł, że kotka wyraźnie się martwi. Jej umysł, choć wciąż przed nim zamknięty, drżał z niepewności jak światło odbite w wodzie. Gdy podchodziła do na wpół zapakowanego miodu, jej kroki były ciężkie, jakby ze zmęczenia z trudem odrywała łapy od ziemi. Pod moją nieobecność musiała pracować dwa razy ciężej – domyślił się Sójcza Łapa. Pozbierał pośpiesznie resztkę mazidła, odrzucił je w kąt i prędko pobiegł pomóc mentorce.

      – Przepraszam, że nie miałem czasu tego dokończyć. – Przycisnął łapami miód, teraz owinięty już w liść rabarbaru, i przytrzymał mocno pakunek, podczas gdy Liściasta Sadzawka owijała go włóknami kory.

      – Musiałeś zaopiekować się Ropuszkiem. – Jej głos był przemęczony. Czemu wcześniej tego nie zauważył?

      – Sprawdzę zapasy – miauknął, zlizując z łap resztę szczawiowej mikstury. – Mówiłaś, że musimy upewnić się, co mamy w spiżarni, zanim nadejdzie pora spadających liści, prawda? Na wypadek, gdybyśmy musieli zebrać więcej ziół. – Potruchtał do skalnej szczeliny i wślizgnął się do środka, nim Liściasta Sadzawka zdążyła zaoferować mu pomoc.

      Tę ciasną, ale użyteczną kryjówkę odkryli dopiero niedawno. Liściasta Sadzawka pozbywała się bluszczu, który podstępnie wił się po ścianach legowiska, by lada moment zanurzyć chciwe korzonki w cennych zapasach deszczówki, kiedy nagle zauważyła ją za roślinnością. Szczelina była tak wąska, że mógł przez nią przejść jedynie nieduży kot, ale tuż za nią znajdowało się pomieszczenie, w którym spokojnie zmieściłoby się czyjeś posłanie. Sójcza Łapa swobodnie po nim chodził i obracał się dookoła. Nachylił się teraz, by powąchać stosiki ziół, jagód i korzeni, które ułożyli wcześniej pod skalną ścianą.

      – Podaj je tutaj – poleciła Liściasta Sadzawka. – Zobaczmy, co my tam mamy.

      Sójcza Łapa przepychał kolejne stosiki przez wąską szczelinę. Zanim sam wyszedł ze spiżarni, medyczka poukładała je już w równe rzędy. Jego wrażliwy nos umiejscowił każdy zapach, a oczami wyobraźni ujrzał jedną kupkę roślin obok drugiej. Tu jest żywokost, tam malwa, tymianek, kocimiętka, ziarna maku zebrane w zagłębieniu kawałka kory, a tam…

      – Zaczyna nam brakować malwy – skomentowała Liściasta Sadzawka. – I nadal uważam, że potrzebujemy więcej kocimiętki. – Pod jej łapą zaskrzypiały świeże liście. – Przyniosłam dzisiaj tyle, ile mogłam unieść, ale w lesie rośnie jej jeszcze dużo. Powinniśmy zebrać ją, dopóki kwitnie, i wysuszyć, żeby mieć zapas na porę nagich drzew.

      Suszenie liści na słońcu było najlepszym sposobem na uchronienie ich przed gniciem.

      Sójcza Łapa poczuł pod łapą kłującą kupkę tymianku. Był zwietrzały.

      – Jak długo go mamy? – zapytał.

      Liściasta Sadzawka nachyliła się do ziela, by je powąchać.

      – Zapewne zebraliśmy go w zeszłą porę zielonych liści – zauważyła. – Po takim czasie jego działanie musiało się osłabić. Powinniśmy zerwać świeży.

      – A mamy jakieś jagody śmierci? – Sójcza Łapa usłyszał, jak Mała Chmura mówił o zabójczych owocach, kiedy ostatnio odwiedzili Księżycową

Скачать книгу