Zaćmienie. Erin Hunter
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zaćmienie - Erin Hunter страница 18
Sójcza Łapa się spiął. Czy noga Rozżarzonej Łapy jest na to wystarczająco silna?
– Miło będzie mieszkać z nimi w naszym legowisku! – dodał Mysi Wąs. – Może powstrzymają starych wojowników przed zajmowaniem najlepszych posłań i zabieraniem nam najmiększego mchu!
Szara Pręga zamruczał z rozbawienia.
– My, starzy wojownicy, potrzebujemy miękkiego mchu dla naszych wiekowych kości!
– Przecież nie miałem na myśli waszej dwójki! – zamruczał zawstydzony Mysi Wąs.
– W takim razie jestem pewna, że Ciernisty Pazur i Zakurzona Skóra ucieszą się, że tak o nich myślisz – drażniła się z nim Szczawiowy Ogon.
– Chyba im nie powiecie?! – przeraził się młody wojownik.
– Pewnie, że nie! – zawołała przez ramię Szczawiowy Ogon, zbiegając ze zbocza. – Poza tym nie jesteśmy starzy! A kiedy kociaki Milki przyjdą na świat, Szara Pręga poczuje się młodszy niż kiedykolwiek!
Sójcza Łapa pobiegł za nią, ciesząc się wiatrem mierzwiącym mu futro. Powietrze pachniało jeziorem.
Szara Pręga zatrzymał się niedaleko brzegu.
– Czy to dobre miejsce na zbieranie ziół? – zwrócił się do ucznia medyczki.
Sójcza Łapa pokiwał głową.
– Przy wodzie rośnie malwa.
– Mysi Wąs pomoże ci jej szukać. – Szczawiowy Ogon zgłosiła do pomocy kolegę z legowiska.
– A co z moimi…
– Twoje wiewiórki mogą zaczekać – przerwał mu Szara Pręga.
– No tak, chyba tak. – Mysi Wąs strzepnął ogonem. – Poza tym, jeśli podejdziemy do wody, może złapię rybę!
To raczej niemożliwe, o ile nie masz mentora z Klanu Rzeki – pomyślał Sójcza Łapa, jednak bez słowa zszedł jeszcze niżej po kamienistym brzegu. Żwir przesuwał się gładko pod jego łapami. Było to przyjemne uczucie.
Mysi Wąs potruchtał za nim.
– Jezioro jest gładkie jak liść laurowy!
Sójcza Łapa już o tym wiedział. Słyszał spokojną wodę leniwie ocierającą się o brzeg.
– Jak wygląda malwa? – zapytał Mysi Wąs.
Sójcza Łapa wzruszył ramionami.
– Nigdy jej nie widziałem.
– Przepraszam! – pisnął z rozpaczą młody wojownik.
– Nie przejmuj się. – To był tylko głupi błąd. – Malwa jest miękka, a jej liście mają coś w rodzaju włosków. I są duże. – Sójcza Łapa powąchał powietrze. Pamiętał, że już kiedyś zbierał malwę w tym miejscu. I rzeczywiście, zaledwie kilka uderzeń serca później do jego nozdrzy dotarł znajomy, słodki zapach. Czubkiem ogona wskazał miejsce nad samą wodą. – Widzisz tę roślinę? To właśnie malwa.
– Naprawdę? – Mysi Wąs był pod wrażeniem.
Sójcza Łapa nie tracił czasu na odpowiedź. Jego łapy zadrżały z ekscytacji. Patyk musiał leżeć gdzieś przy brzegu.
– Mógłbyś nazbierać trochę liści? – poprosił. – Ja chciałbym sprawdzić coś, co leży tam dalej.
– Jasne! – Mysi Wąs z entuzjazmem podbiegł bliżej wody. – Ile ich chcesz?
– Ile tylko zdołasz unieść!
Sójcza Łapa odwrócił się na pięcie i ruszył wzdłuż plaży. Prędko znalazł się przy linii drzew, gdzie pośród kamieni plątały się poskręcane, odkryte korzenie. Powąchał powietrze wokół sękatej kory, aż wreszcie wyczuł upragniony patyk. Leżał wciąż tam, gdzie go zostawił, pod korzeniem jarzębiny, ukryty bezpiecznie przed wodami jeziora.
Gdy go wyciągał, czuł ogromną ulgę. Pod łapami miał miękkie, pozbawione kory drewno. To na pewno ten patyk – pomyślał z radością, wyczuwając znajome nacięcia. Teraz wiedział już, co oznaczają. Ślady pazurów były zapisami porażek i sukcesów niezliczonych kotów – Liści Opadłych i jego pobratymców. Ale istniało jeszcze tyle tajemnic! Patyk był zaledwie furtką do świata starożytnych kotów. Sójcza Łapa pomyślał o klanie, który przeprowadzał w tunelach testy dla przyszłych wojowników, a potem o Plemieniu. Czy to możliwe, że są ze sobą spokrewnione? A może wszystkie klany, plemiona i grupy kotów pochodzą od wspólnych przodków?
Raptem wyczuł, że przesiąknięty zapachem malwy Mysi Wąs biegnie w jego stronę. Sójcza Łapa niezdarnie wepchnął patyk za korzeń drzewa. Żwir trzeszczał coraz głośniej pod łapami wspinającego się po zboczu wojownika.
– Co robisz? – miauknięcie Mysiego Wąsa stłumiły liście malwy.
– Tylko coś sprawdzam.
Wojownik wypluł rośliny na ziemię.
– Patyk?
– To nic ważnego – skłamał Sójcza Łapa. – To medyczne sprawy, których ty byś nie zrozumiał. – W myślach przygotowywał się już na całą masę pytań.
Mysi Wąs zaczął jednak spokojnie układać listki malwy w stosik.
– Wierzę ci na słowo – odrzekł. – Nie jestem już uczniem, tylko wojownikiem. Teraz mam się skupić na polowaniu i walce, więc zostawiam te dziwactwa wam, medykom. – Gdy zaczął zbierać liście do pyska, jego miauczenie znów stało się niewyraźnie. – Poza tym cieszę się, że nie muszę pamiętać tego, co wy.
Nie masz nawet pojęcia, ile pamiętam – pomyślał Sójcza Łapa.
Wtem dotarło do nich wołanie Szarej Pręgi.
– Złapałeś swoją rybę, Mysi Wąsie?
– Nie, ale złapałem malwę!
Kiedy odpowiadał, część listków, które trzymał w zębach, wysunęła się i uderzyła prosto w pysk Sójczej Łapy. Uczeń medyczki syknął z frustracji, zebrał je i ruszył za Mysim Wąsem na brzeg jeziora. Szara Pręga i Szczawiowy Ogon już tam na nich czekali. Sójcza Łapa rozpoznał po zapachu, że upolowali mysz. Zaburczało mu w brzuchu i pożałował, że nie zjadł posiłku, gdy to było możliwe.
– Wracajmy do obozu – zaproponowała Szczawiowy Ogon. – Wygląda na to, że ktoś tu jest głodny. – Odwróciła się i wbiegła po trawiastym zboczu, które łączyło plażę z lasem.
Kiedy wszyscy znaleźli się na szczycie wzniesienia, Sójcza Łapa gwałtownie się zatrzymał.
– O