Czarne ziarno. Marta Zaborowska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czarne ziarno - Marta Zaborowska страница 17

Czarne ziarno - Marta Zaborowska

Скачать книгу

i ociekacz na naczynia.

      Zatrzymała wzrok na lodówce. Okrągłe magnesy przytrzymywały pozwijane na rogach zdjęcia Leona i Marii stojących razem, pod osobnym magnesem przyczepione było zdjęcie Niny. Na wszystkich fotografiach czas się zatrzymał. W momencie pozowania wciąż byli dziećmi, ich buzie uśmiechały się beztrosko. Zwykła rodzina, matka i trójka wesołych łobuziaków. Ninka uśmiechała się najmniej, trochę z przymusem, nawet z przekąsem. Ale oczy jej błyszczały nie mniej niż pozostałej dwójce. Julia wysunęła fotografie spod magnesów i schowała je do kieszeni płaszcza.

      W łazience nie znalazła niczego, co wymagałoby nagrywania. Plastikowa wanna, umywalka z leżącym na brzegu wyschniętym mydłem i pożółkłą gąbką. Wiszące lustro w starym stylu, ze szklaną półką i uchwytem na kubek. U sufitu kratka wentylacyjna oblepiona czarnym kurzem i kominowym pyłem. W rogu, przy świecowym kaloryferze pociągniętym niedbale farbą, olejowy grzejnik. Nad otwartym sedesem, w którym stała rdzawa woda, wisiał zbiornik z przymocowanym łańcuszkiem spłuczki. Dawno takiego nie widziała, wyszły z użycia dobrych dwadzieścia lat temu. Łazienka była ślepa, na ogród i skrawek przybudówki wychodziły tylko okna w saloniku i kuchni.

      Wycofała się z łazienki i stanęła ponownie w korytarzu. Na piętro prowadziło kilkanaście wąskich schodów. Szła w górę ostrożnie, grube podeszwy butów mogły w każdej chwili ześlizgnąć się z wyrobionych brzegów stopni. Dom był stary i z całą pewnością nietknięty ręką ekipy remontowej od dekad. Jedynie ściany odmalowywano co jakiś czas, można to było stwierdzić po wielu warstwach różnokolorowych farb, które, niedokładnie rozprowadzone przy podłogowych deskach, dawały efekt pstrokatej, kilkucentymetrowej tęczy. Być może Rawska sięgnęła też kilkakrotnie po pędzel, by odświeżyć ramy okien, ale to było wszystko, co zrobiono dla tego mieszkania.

      Kiedy stanęła na piętrze, które z racji swego rozmiaru przypominało raczej większą antresolę aniżeli tradycyjny poziom domu, zobaczyła troje drzwi. Zaczęła od tych umieszczonych w głębi korytarza. Była to klasyczna służbówka, mieszcząca jedynie polowe łóżko i nocną szafkę. Na łóżku leżała złożona w kostkę pościel, niezmieniana od wielu miesięcy, pod nogami prostokątny chodnik. Julia zajrzała do szafki, ale zarówno jej wnętrze, jak i zamontowana nad nią szuflada były puste. Prawdopodobnie tu miała spędzić noc siostra Arlety, Judyta. Pokój nie nadawał się do mieszkania na dłużej, sufit był niski, co czyniło pomieszczenie klaustrofobicznym. Dla kogoś lubiącego wygody mógł służyć jedynie jako miejsce noclegu na jedną, dwie noce.

      Kolejne dwie pary drzwi prowadziły do sypialni dzieci Arlety Rawskiej. Na jednych wisiała czerwona tabliczka z napisem „Wchodzisz na własne ryzyko”, na drugich różowa z informacją „Ladies”. Julia nacisnęła klamkę i weszła na własne ryzyko.

      Pokój Leona był w pełni umeblowany. Można było odnieść wrażenie, że wszystko zostawiono tak, jakby chłopak miał tu powrócić. Na niezasłanym łóżku wciąż leżała podkoszulka z wywalonym językiem Rolling Stones, nad nim wisiał przybity gwoździami plakat z komputerowej gry Assassin’s Creed. Ani komputera, ani laptopa jednak nie było. Julia przypomniała sobie słowa Marii – miała go ze sobą, gotowa sprzedać, by opłacić powtórne dochodzenie. Oko kamery jej telefonu komórkowego ześlizgnęło się na podłogę. Pod zimnym kaloryferem suszyły się pozostawione tam ponad rok temu adidasy, obok nich leżały hantle. Sterta kolorowych pisemek „Logo” i „Men’s Health” piętrzyła się pod parapetem z szarobiałego konglomeratu. Na dosuniętym do ściany biurku stały lampka i dwa czarne minigłośniki.

      Zajrzała do szafy. Na wieszakach wisiało kilka koszul w kratę, niemal identycznych, różniących się jedynie kolorami. Dwie pary dżinsów leżały na półce, pod nią stało plastikowe pudło ze zwiniętymi w kulki skarpetami.

      Wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Pozostało jeszcze jedno pomieszczenie, pokój sióstr. Tak jak się spodziewała, Maria zabrała ze sobą większość swoich rzeczy. Pozostawiła dwa łóżka i cztery niewielkie kartony zaklejone taśmą i opisane zielonym flamastrem. Zgodnie z napisem przedmioty w kartonach należały do Niny. Ubrania, szkolne książki i buty. Na jednym z nich siedział szary pluszowy kotek, zapewne znaleziony już po zalepieniu kartonów. Być może Maria miała zamiar zabrać ze sobą z domu Ninę, i nawet spakowała jej rzeczy, ale plany pokrzyżowało załamanie psychiczne siostry i decyzja kuratora. Zostawiła więc wszystko w pudłach, ją samą zaś wysłała do „osób czuwających nad dobrem małoletniej ofiary przemocy domowej”. Ogołociła dom z gratów, które nadawały się na handel, ale nie tknęła rzeczy Leona. Bała się naruszyć jego przestrzeń, jakby wciąż w niej przebywał. Typowa reakcja bliskich: lęk przed pogwałceniem świętości ścian, podłogi i powietrza tego, który tu był i nagle odszedł. Nie starczyło jej sił, by ruszyć przedmioty brata.

      Szafa dziewcząt była identyczna jak ta w pokoju Leona. Prosta, z kilkoma półkami i poprzecznym prętem na koszule lub sukienki. Z tym że ubrań w niej nie było. Maria zabrała swoje, rzeczy Niny leżały od roku w kartonach. Już miała zamknąć skrzydło szafy, kiedy spojrzała na małą szufladę na samym dole. Wysunęła ją. W szufladzie znajdowała się stara bielizna, najprawdopodobniej Niny, bo była prosta, bawełniana, bez ozdób i koronkowych wykończeń, jakie kochają starsze dziewczęta.

      W świetle latarki coś błysnęło na czarno. Julia wyjęła z torby długopis i zaczęła wydobywać sztuka po sztuce bawełniane starocie, podnosząc je na końcówce pisaka. W końcu zobaczyła je w całości: zdjęcie USG, jedną klatkę wyciętą z wielu, jakie dostaje się od lekarza po zrobionym badaniu. Skąd się tu wzięło? Zapodziało się przez przypadek czy ktoś ukrył je tu celowo? Przyjrzała się rozmazanej szarej plamie z czarnym punktem pośrodku. Patrzyła na nią długo, w końcu wsunęła zdjęcie do kieszeni, obok tych zwykłych, zdjętych z drzwi lodówki.

      Włożyła bieliznę z powrotem do szuflady i spojrzała ponownie na zapieczętowany karton ze szpargałami Niny. Wystarczyło znów sięgnąć po ostrze wytrychu i rozciąć taśmę, by dostać się do środka.

      Powstrzymały ją przed tym głosy dobiegające z ulicy. Zgasiła latarkę i podeszła do okna. Dwie ubrane na ciemno postacie zbliżały się pod mur bliźniaka. Mężczyzna i kobieta, para bezdomnych okupujących ogrodową przybudówkę, wracali z nocnej zmiany przeszukiwania śmietników. Pchali przed sobą dziecięcą spacerówkę, z której wystawały wyładowane po brzegi niebieskie torby z Ikei. Rejs po przysklepowych kontenerach, gdzie lądowały resztki jedzenia, oraz po PCK-owskich pojemnikach ze starymi ciuchami zrobił z nich michałowickich Rockefellerów.

      Wolała nie ryzykować. Odczekała, aż przejdą przez wąski przesmyk trawy biegnący wzdłuż bocznej ściany domu, a ich głosy znikną stłumione w drewnianej przybudówce.

      Po omacku zeszła po stopniach na parter i jeszcze przez chwilę nasłuchiwała, czy kroki aby nie powrócą. Kiedy zapadła całkowita cisza, wymknęła się przed dom i zatrzasnęła za sobą drzwi.

      Wiedziała, że musi tu wrócić. Najlepiej za dnia, żeby nie zdradziło jej światło latarki błądzące po ciemnym wnętrzu. Kartony z pokoju Niny były zagadką. Być może nie zawierały niczego, co rzuciłoby światło na sprawę śmierci jej brata. Niewykluczone jednak, że w czeluściach pudeł zaklejonych szczelnie taśmą najmłodsza siostra ukryła coś, czego nie udało się odnaleźć policji.

      Na razie ściskała w ręku szarego pluszowego kotka, porzuconego na kartonach z rzeczami Niny, którego złapała w ostatniej chwili.

      Gdy znalazła się w swoim mieszkaniu przy Czerniakowskiej, odtworzyła nagranie z domu Rawskich i rozrysowała bryłę bliźniaka.

Скачать книгу