Usterka na skraju galaktyki. Etgar Keret

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Usterka na skraju galaktyki - Etgar Keret страница 10

Автор:
Серия:
Издательство:
Usterka na skraju galaktyki - Etgar  Keret

Скачать книгу

go zabrać karetka. Także śniady i grubaska pojawiali się od czasu do czasu, migdalili się w samochodzie pod drzewem i odjeżdżali. Ale przez większość czasu Miki siedział i czekał, aż Natasza wróci. Wieczorami robiła sobie w domu coś małego do jedzenia, zawsze proste rzeczy – to wyglądało, jakby niespecjalnie lubiła gotować. Kolacje jadała często po prysznicu, roznegliżowana, w samej trykotowej koszulce i majtkach. Miki wpatrywał się w nią i próbował sobie przypominać. Może też znał kiedyś kogoś takiego, nie Nataszę, jakąś inną, o włosach bardziej gładkich i nogach nie tak ładnych, którą kochał albo ona jego kochała, która całowała go w usta, opadała na kolana i wkładała sobie jego kutasa do buzi, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie…

      Telefon go obudził. Odebrał, na wpół śpiąc. To była centrala, tym razem głos kobiecy, znudzony.

      – Wszystko w porządku? – zapytał głos.

      – Tak – odpowiedział Miki – wszystko świetnie, po prostu obudziła mnie pani.

      – Przepraszam – powiedział głos. – Znajduje się pan pod obserwacją, a pana puls zaczął nagle przyspieszać, więc…

      – Coś mi się śniło – wyjaśnił Miki.

      – Zły sen? – dociekał głos, brzmiąc przez chwilę mniej obojętnie. – Koszmar?

      – Nie – wymamrotał Miki. – Przeciwnie.

      – Wolno spytać, o czym był ten sen? – pytał głos.

      – Przykro mi – powiedział Miki. – To zbyt osobiste. – I przerwał rozmowę.

      Nazajutrz rano pomyślał, że może zrobił błąd. Może nie wolno mu było tak przerywać. Oni tam w tej centrali gotowi się jeszcze zaniepokoić i zablokować mu Nataszę. A może nawet całkiem odłączyć go od aplikacji. Nie wiedział, czy należałoby teraz wcisnąć zero i przeprosić, powtórzyć, że wszystko w porządku, że przykro mu, że się rozłączył, ale po prostu nie spodziewał się telefonu tak późno w nocy, albo że w ogóle, bez żadnego związku z porą, że po prostu nie spodziewał się telefonu…

      Przymknięte drzwi prowadzące do kuchni Nataszy otworzyły się ze skrzypieniem. W drzwiach stała Natasza we frotowym szlafroku, z zupełnie mokrymi włosami. Weszła do pokoju Mikiego, niosąc w ręku kubek kawy.

      – Wydawało mi się, że cię słyszałam – powiedziała i złożyła mu na karku wilgotny pocałunek. – Masz, zrobiłam ci kawę.

      Miki skinął głową, nie wiedział, co powiedzieć. Upił łyk kawy. Bez mleka. Półtorej łyżeczki cukru. Dokładnie tak, jak lubił. Natasza włożyła rękę pod kołdrę i dotknęła go w czubek penisa. Ręka Mikiego drgnęła i gorąca kawa zalała mu dłoń i pościel. Natasza pobiegła do kuchni i wróciła z torebką mrożonego groszku.

      – Przepraszam – powiedziała i przyłożyła mu torebkę do wierzchu dłoni.

      – Nie ma za co – uśmiechnął się Miki. – To akurat było przyjemne.

      – Oparzenie? – zaśmiała się. – Bo jeśli tak, to po powrocie z pracy mogę cię przywiązać do łóżka, włożyć skórzane ubranie i… tak sobie, wygłupiam się.

      Dała mu jeszcze jednego wilgotnego całusa, tym razem w usta, i sprawdziła oparzoną rękę, po czym zerknęła na komórkę i powiedziała, że musi lecieć do pracy.

      – Kończę o szóstej – oznajmiła. – Będziesz tu?

      Miki potwierdził skinieniem. W chwili kiedy usłyszał trzaśnięcie drzwi wyjściowych, wyskoczył z łóżka i spróbował przejść przez drzwi prowadzące do kuchni. Nie było tam nic, tylko ściana, na której wyświetlono obraz drzwi, teraz, w przeciwieństwie do minionych tygodni, otwartych na oścież. Bolesne oparzenie na dłoni i kubek z żółtym słońcem i napisem „RISE & SHINE!” nadal tam były, dwa ewidentne dowody na to, że to, co sądził, że się tu wydarzyło przed paroma minutami, wydarzyło się naprawdę. Nacisnął zero. Głos, który mu odpowiedział, był znajomy. To był Zmęczony, choć tego ranka brzmiał akurat bardziej rześko.

      – Miki – zaczął Zmęczony, jakby mówił ze starym przyjacielem – wszystko w porządku? Mam tu zapisane, że wieczorem miałeś przyspieszony puls.

      – Wszystko świetnie – odpowiedział Miki. – Tylko Natasza, wiesz, ta z kuchni z aplikacji, dzisiaj rano po prostu… Wiem, że to brzmi trochę nieprawdopodobnie, ale ona po prostu weszła do mnie do pokoju, fizycznie, mówiła do mnie…

      – Nie wierzę! – wykrzyknął Zmęczony z najprawdziwszym gniewem. – Nie mów mi, że i tym razem cię nie zawiadomili. Nikt do ciebie nie zadzwonił wczoraj w nocy, żeby uzgodnić uruchomienie nowego ficzera?

      – Dzwoniła jakaś kobieta – przyznał Miki – ale akurat spałem. Możliwe, że próbowała mi powiedzieć, ale po prostu byłem padnięty.

      – Chwytam – odparł Zmęczony – nie chcesz się skarżyć. Ja to szanuję. Chociaż powinieneś wiedzieć, że często takie skargi to nie narzekanie ot, tak sobie, one po prostu pomagają nam doregulować system. Ale absolutnie masz do tego prawo. W każdym razie mieli cię wczoraj poinformować o nowej aktualizacji, która pozwala „sąsiadom” z aplikacji nawiązywać prawdziwe interakcje z użytkownikiem, przede wszystkim słowne, ale też fizyczne.

      – Fizyczne? – spytał Miki.

      – Tak – ciągnął Zmęczony. – I to także całkowicie bezpłatnie. To wyszło od użytkowników. Wielu z nich mówiło, że obecność „sąsiadów” budzi w nich potrzebę jakiejś ludzkiej interakcji. Ale bardzo ważne, żebyś pamiętał, że to w końcu jedynie rozszerzenie istniejącej usługi i że jeśli nie czujesz się z tym dobrze, nie będzie problemu z usunięciem jej. „Sąsiad” wróci do życia w swoich pokojach i wszystko…

      – Nie, nie. Nie ma potrzeby, naprawdę – przerwał mu Miki. – Przynajmniej na razie.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4QAYRXhpZgAASUkqAAgAAAAAAAAAAAAAAP/sABFEdWNreQABAAQAAABkAAD/4QQVaHR0cDovL25zLmFkb2JlLmNvbS94YXAvMS4wLwA8P3hwYWNrZXQgYmVnaW49Iu+7vyIgaWQ9Ilc1TTBNcENlaGlIenJlU3pOVGN6a2M5ZCI/PiA8eDp4bXBtZXRhIHhtbG5zOng9ImFkb2Jl

Скачать книгу