Morderców tropimy w czwartki. Richard Osman

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Morderców tropimy w czwartki - Richard Osman страница 8

Morderców tropimy w czwartki - Richard  Osman

Скачать книгу

świadków.

      Istnieje dziesięcioprocentowe prawdopodobieństwo, że Tony zabije go na miejscu. Co oznacza, że na dziewięćdziesiąt procent tego nie zrobi, a biorąc pod uwagę przyszłe oszczędności, Ian gotów jest zaryzykować. Kto nie ryzykuje, nie pije szampana.

      Wychodzi z kawiarni i słyszy klakson. Kobieta na skuterze inwalidzkim z wściekłością wskazuje laską na jego range rover.

      Byłem tu pierwszy, złotko, myśli Ian, wsiadając do samochodu. Co jest nie tak z tymi ludźmi?

      Po drodze słucha motywacyjnego audiobooka pod tytułem Zabij lub giń – wykorzystanie doświadczeń z pola bitwy w sali konferencyjnej. Jego autorem jest agent izraelskich sił specjalnych, a audiobook polecił Ianowi jeden z osobistych trenerów z siłowni Virgin Active w Tunbridge Wells. Ian nie wie, czy trener także jest Izraelczykiem, ale wygląda, jakby pochodził z tamtych stron.

      Popołudniowe słońce bezskutecznie usiłuje przebić się przez nielegalnie przyciemnione szyby range rovera. Ian wraca myślami do Tony’ego Currana. Przez wiele lat dobrze im się razem pracowało. Ian kupował wielkie, stare, zrujnowane domy, a Tony je rozpruwał, dzielił na mieszkania, zakładał w nich rampy oraz poręcze, po czym przechodzili do następnej inwestycji. Domy spokojnej starości były hitem inwestycyjnym i Ian zrobił na nich majątek. Kilka zatrzymał, kilka sprzedał, parę innych kupił.

      Wyjmuje smoothie z lodówki, która nie należy do standardowego wyposażenia range rovera. Wstawił mu ją mechanik z warsztatu w Faversham, gdzie zamówił pozłocenie schowka. Ian codziennie wypija takie smoothie. Koszyczek malin, garść szpinaku, jogurt islandzki (albo fiński, jeśli akurat zabraknie islandzkiego), spirulina, kiełki pszenicy, acerola w proszku, chlorella, algi morskie, wyciąg z jagód acai, kawałki ziaren kakaowca, cynk, ekstrakt z buraka czerwonego, nasiona chia oraz imbir. To jego własny przepis, który nazwał Łyk Prostoty.

      Spogląda na zegarek. Za dziesięć minut będzie w Coopers Chase. Odbębni zebranie, po czym przekaże wieści Tony’emu. Dziś rano wyszukał w internecie „Kamizelki nożoodporne”, ale nie mieli opcji dostawy tego samego dnia. Amazon Prime? Pewnie wzięli go za jakiegoś bandziora.

      Tak naprawdę jest jednak przekonany, że wszystko będzie dobrze. Świetnie się składa, że Bogdan przejmie robotę. Gładkie przejście. I tańsze, a o to właśnie chodzi.

      Ian bardzo wcześnie uświadomił sobie, że jeżeli chce zarabiać naprawdę duże pieniądze, musi zapewnić wysoki standard usług. Najgorzej, kiedy klienci umierają. Mnóstwo papierkowej roboty, puste pokoje, które nie przynoszą zysków, no i najtrudniejsza sprawa – rozmowy z rodzinami. Tymczasem im klient bogatszy, tym większa szansa, że dłużej pożyje. I rzadziej będzie go odwiedzać rodzina, zwykle zakotwiczona w Londynie, Nowym Jorku lub Santiago. Ian podniósł poprzeczkę i przekształcił firmę Domy Spokojnej Starości Złota Jesień w Luksusowe Osiedla dla Niezależnych Seniorów, skupiając się na mniejszej liczbie większych obiektów. Tony Curran przyjął to bez mrugnięcia okiem. Jeżeli czegoś nie wiedział, szybko uzupełnił braki i odtąd żadne pokoje kąpielowe, zamki elektroniczne ani paleniska do ogrodowego grillowania nie były problemem. To naprawdę przykre, że Ian musi się go pozbyć, ale jak trzeba, to trzeba.

      Ian mija z prawej strony drewnianą wiatę przystanku autobusowego i skręca w bramę Coopers Chase. Jak często bywa, utyka za furgonetką dostawczą i jedzie za nią powoli przez cały długi podjazd. Po drodze rozgląda się i kręci głową. Ile lam. Człowiek uczy się przez całe życie.

      Parkuje, po czym upewnia się, czy pozwolenie na parkowanie jest odpowiednio wyeksponowane po lewej stronie przedniej szyby i czy wyraźnie widać jego numer i datę ważności. W przeszłości Ian miewał kłopoty z różnymi organami władz, ale tak naprawdę zalazły mu za skórę tylko dwa – rosyjskie służby celne i Komitet Parkingowy w Coopers Chase. Jednak było warto. Bez względu na to, ile wcześniej zarobił, Coopers Chase to zupełnie inna liga. Obaj – Ian i Tony – dobrze o tym wiedzą. Trafiła im się kura znosząca złote jaja. Co, oczywiście, jest powodem dzisiejszego problemu.

      Coopers Chase. Blisko pięć hektarów przepięknych terenów i pozwolenie na budowę czterystu mieszkań dla emerytów. A na miejscu jedynie pusty klasztor i cudze stado owiec na wzgórzu. Przed kilku laty dawny znajomy Iana kupił tę ziemię od Kościoła, a potem nagle potrzebował gotówki, aby zapobiec wyznaczonej omyłkowo ekstradycji. Ian dokonał obliczeń i zrozumiał, że warto zaryzykować. Niestety Tony doszedł do tego samego wniosku. I obecnie jest właścicielem dwudziestu pięciu procent wszystkiego, co jego firma wybudowała w Coopers Chase. A Ian musiał się zgodzić na takie warunki, ponieważ Tony zawsze był wobec niego lojalny, a w dodatku dał do zrozumienia, że w przeciwnym razie połamie mu ręce. Ian widział już, jak łamał je innym ludziom, więc teraz są partnerami.

      Ale to nie potrwa długo. Tony na pewno zdaje sobie z tego sprawę. W końcu każdy może zbudować luksusowy apartamentowiec – rozebrać się do pasa, słuchać Magic FM, kopać fundamenty albo pokrzykiwać na murarzy. Nic trudnego. Nie każdy natomiast ma dość wyobraźni, by nadzorować taką osobę. Wkrótce zacznie się budowa nowego obiektu, więc trudno o lepszy moment, by Tony dowiedział się, ile tak naprawdę jest wart.

      Ian Ventham czuje przypływ odwagi. Zabij lub giń.

      Wysiada z samochodu i mruga oczami, porażony nagłym blaskiem słońca. Na języku czuje posmak ekstraktu z buraka, jednej z głównych przeszkód powstrzymujących go przed przekształceniem Łyku Prostoty w ofertę handlową. Mógłby usunąć ekstrakt, ale jest niezbędny dla zdrowia trzustki.

      Wkłada ciemne okulary. Czas przejść do interesów. Ian nie zamierza dziś umierać.

      6

      Ron Ritchie jak zwykle nie pozwala wciskać sobie kitu. Wypróbowanym ruchem stuka palcem w egzemplarz umowy najmu. Wie, że wywołuje oczekiwane wrażenie, ale czuje, jak drży mu palec, a wraz z nim umowa. Aby to ukryć, macha nią w górze. Za to głos Rona nadal brzmi donośnie.

      – Oto cytat. Pana własne słowa, Ventham, nie moje. „Coopers Chase Holding Investments zastrzega sobie prawo budowy kolejnych budynków mieszkalnych na terenie nieruchomości po konsultacji z obecnymi mieszkańcami”.

      Ron jest wysoki i mocno zbudowany, kiedyś musiał być bardzo silny. Kojarzy się z wielką ciężarówką na wciąż solidnym podwoziu, rdzewiejącą gdzieś w polu. Na szerokiej, szczerej twarzy maluje się wyraz oburzenia lub niedowierzania, taki, jakiego akurat wymaga sytuacja. Jaki może się przydać.

      – No właśnie – mówi Ian Ventham takim tonem, jakby zwracał się do dziecka. – Przecież właśnie odbywa się zebranie konsultacyjne. Jesteście mieszkańcami. Konsultujcie więc sobie, co chcecie, przez następne dwadzieścia minut.

      Ventham siedzi za stołem ustawionym w przedniej części wspólnego salonu. Opalony na mahoń, rozluźniony, z okularami odsuniętymi na włosy ostrzyżone w stylu lat osiemdziesiątych. Nosi kosztowną koszulkę polo i zegarek tak duży, że właściwie można by go nazwać zegarem. Zapewne pachnie dobrą wodą kolońską, ale nikt jakoś nie ma ochoty podejść na tyle blisko, by to sprawdzić.

      Obok Iana z jednej strony siedzi kobieta na oko piętnaście lat od niego młodsza, a z drugiej wytatuowany facet w podkoszulku, przeglądający coś w telefonie. Kobieta to architektka nowego budynku, a miłośnik tatuażu to Tony Curran. Ron już go tu widywał i sporo o nim słyszał. Ibrahim notuje każdą wypowiedź, a Ron nadal dźga palcem w stronę Venthama.

      – Nie ze mną

Скачать книгу