Gambit królowej. Уолтер Тевис

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gambit królowej - Уолтер Тевис страница 4

Gambit królowej - Уолтер Тевис Poza serią

Скачать книгу

już wszystko dokładnie obmyślone. Zagrała skoczkiem, czując się, jakby śniła. Cudownie było trzymać w palcach miniaturowy koński łeb. Kiedy odstawiła figurę na nowe pole, woźny skrzywił się ze złością. Podniósł za głowę swojego hetmana i dał szacha królowi. Ale Beth była na to przygotowana, bo w nocy przewidziała to zagranie.

      Potrzebował czternastu ruchów, żeby zbić jej hetmana. Próbowała grać dalej bez najmocniejszej figury, zignorować zabójczą stratę, ale pan Shaibel wyciągnął rękę i nie pozwolił jej dotknąć piona, którego chciała przesunąć.

      – Poddajesz się – powiedział szorstko.

      – Poddaję?

      – Właśnie, mała. Kiedy przeciwnik zabije twojego hetmana, musisz się poddać.

      Patrzyła na niego, nie rozumiejąc. Puścił jej rękę, podniósł czarnego króla i położył go na szachownicy. Figura przetoczyła się i znieruchomiała.

      – Nie – zaprotestowała Beth.

      – Tak. Musisz się poddać.

      Miała ochotę go czymś uderzyć.

      – Nie mówił pan, że jest taka zasada.

      – To nie zasada. To postawa sportowa.

      Zrozumiała, o co mu chodzi, ale wcale jej się to nie podobało.

      – Chcę dokończyć – oznajmiła. Podniosła króla i odstawiła go z powrotem na szachownicę.

      – Nie.

      – Trzeba grać do końca.

      Uniósł brwi i wstał z taboretu. Jeszcze nigdy nie widziała go stojącego w kotłowni. Tylko na korytarzu, kiedy zamiatał, albo w klasie, jak mył tablicę. Musiał się trochę pochylić, żeby nie uderzyć głową w belkę niskiego sufitu.

      – Nie – powiedział. – Przegrałaś.

      To było nie w porządku. Miała gdzieś sportową postawę. Chciała grać i wygrać. Pierwszy raz w życiu pragnęła czegoś tak mocno. Wymówiła słowo, którego nie używała od śmierci matki:

      – Proszę.

      – Gra jest skończona.

      Spojrzała na niego z wściekłością.

      – Ty pieprzony…

      Opuścił ramiona wzdłuż boków.

      – Koniec szachów. Wynoś się – wycedził.

      Gdyby tylko była większa. Ale nie jest. Wstała od szachownicy i ruszyła w stronę schodów. Woźny w milczeniu odprowadził ją wzrokiem.

      Kiedy we wtorek poszła do kotłowni wytrzepać ścierki, zastała zamknięte drzwi. Pchnęła je dwa razy biodrem, ale ani drgnęły. Zapukała, najpierw cicho, potem głośno, lecz odpowiedziała jej tylko cisza. To było straszne. Wiedziała, że woźny siedzi tam nad szachownicą i jest na nią wściekły za poprzedni raz, ale nic nie mogła na to poradzić. Kiedy zaniosła ścierki z powrotem do klasy, panna Graham nawet nie zauważyła, że są niewytrzepane. Ani że Beth wróciła szybciej niż zwykle.

      Była pewna, że w czwartek sytuacja się powtórzy, ale tak się nie stało. Drzwi były otwarte, a kiedy zeszła do piwnicy, pan Shaibel zachowywał się, jakby nic się nie wydarzyło. Figury czekały na swoich miejscach. Szybko wytrzepała ścierki i podeszła do szachownicy. Nie czekając, aż Beth usiądzie, pan Shaibel zagrał pionem sprzed króla. Przesunęła własnego piona królewskiego o dwa pola do przodu. Tym razem nie popełni żadnego błędu.

      Szybko odpowiedział na jej ruch, a ona natychmiast odpowiedziała na jego. W milczeniu przestawiali piony i figury. Beth czuła narastające napięcie i podobało jej się to.

      W dwudziestym ruchu pan Shaibel zagrał skoczkiem, choć nie powinien był tego robić, umożliwiając Beth wejście pionem na szóstą linię. Musiał wycofać skoczka. Zrobił niepotrzebny ruch i Beth przeszył dreszcz podniecenia. Wymieniła gońca na skoczka. W kolejnym ruchu przesunęła piona jeszcze dalej do przodu. Zaraz zamieni go na hetmana.

      Pan Shaibel w milczeniu studiował szachownicę. W końcu wyciągnął rękę i ze złością przewrócił swojego króla. Żadne z nich nie powiedziało ani słowa. To była jej pierwsza wygrana. Napięcie ustąpiło miejsca najcudowniejszemu uczuciu, jakiego Beth kiedykolwiek doświadczyła.

      Odkryła, że może ominąć niedzielny obiad i nikt tego nie zauważy. Dzięki temu zyskiwała trzy godziny na grę z panem Shaibelem, do wpół do trzeciej, kiedy kończył pracę i wychodził do domu. Nie rozmawiali ze sobą. Woźny zawsze grał białymi, rozpoczynał partię, a jej zostawały czarne. Zastanawiała się, czy nie zaprotestować, ale ostatecznie z tego zrezygnowała.

      Pewnej niedzieli, po partii, którą z trudem udało mu się wygrać, powiedział:

      – Musisz się nauczyć obrony sycylijskiej.

      – Co to takiego? – zapytała z irytacją.

      Zabolała ją ta przegrana. W poprzednim tygodniu dwa razy go pokonała.

      – Kiedy białe zagrają pionem królewskim – przestawił białego piona o dwa pola do przodu; był to jego niemal stały pierwszy ruch – czarne grają tak… – Przesunął czarnego piona, który stał przed gońcem po stronie hetmana, o dwa pola dalej. Po raz pierwszy pokazał jej coś takiego.

      – A potem? – spytała.

      Podniósł skoczka króla i postawił go poniżej i na prawo od piona.

      – Skoczek na f3.

      – Co to jest f3?

      – Pole, na którym postawiłem skoczka.

      – To pola mają nazwy?

      Przytaknął beznamiętnie. Wyczuła, że niechętnie dzieli się tą informacją.

      – Jeśli dobrze grasz, to mają.

      – Niech mi pan pokaże. – Pochyliła się nad szachownicą.

      Spojrzał na nią z góry.

      – Nie. Nie teraz.

      Wezbrała w niej wściekłość. Rozumiała, że ludzie strzegą swoich tajemnic. Sama swoich strzegła. Mimo to miała ochotę uderzyć go w twarz i zmusić do mówienia. Wzięła głęboki wdech.

      – Czy to jest obrona sycylijska?

      Chyba poczuł ulgę, że dała sobie spokój z nazwami pól.

      – To jeszcze nie wszystko.

      Przedstawił jej podstawowe ruchy i niektóre warianty. Ale nie używał nazw pól. Pokazał jej wariant smoczy i wariant Najdorfa i powiedział, żeby je powtórzyła. Zrobiła to bezbłędnie.

      Ale kiedy później rozgrywali prawdziwą partię, zagrał pionem hetmańskim i Beth natychmiast się zorientowała, że w tej sytuacji wszystko,

Скачать книгу