Pokusa ZŁA. M. Robinson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pokusa ZŁA - M. Robinson страница 16
– Hej – przywitała się Liv, wchodząc do mojego biura.
– Hej, Livy – odpowiedziałem, całując ją w policzek. – Co cię tu sprowadza? – spytałem, odchylając się na krześle, podczas gdy ona usiadła naprzeciwko.
– Jestem w ciąży – wyrzuciła z siebie, a ja prawie zakrztusiłem się śliną. – Wiem, co zaraz powiesz, ale nie zamierzam rzucić szkoły, więc już rozmawiałam z mamą, pomoże mi zajmować się dzieckiem. Ale John i ja się kochamy, poprosił mnie o rękę. Wiem, co teraz myślisz, Devon, jednak nie martw się, proszę. Jego rodzice wiedzą i są bardzo pomocni, wszyscy będą pomagać, dopóki nie skończymy szkoły. Już zajęliśmy się przygotowywaniem pokoju dla dziecka i nie wyszło to wcale tak drogo. On się wprowadzi i pomoże mi w wydatkach, a ja zacznę pracę. Ale proszę… Proszę, nie bądź rozczarowany i zły na mnie. Nie zniosłabym tego, gdybyś był.
Przez mój umysł przewijały się setki myśli, ledwie mogłem oddychać.
– Cholera… Liv… Jak to się stało… – Przerwałem, gdy zobaczyłem wzbierające w jej oczach łzy. Wziąłem głęboki oddech i pochyliłem się, opierając łokcie na biurku. – Nie będę na ciebie krzyczeć.
– W porządku… – wychlipała. – Devon, naprawdę chcę, żebyś poprowadził mnie do ołtarza. Jesteś jedynym tatą, jakiego kiedykolwiek miałam. Gdyby się okazało, że mnie nie wspierasz, zabiłoby mnie to chyba. Proszę, nie denerwuj się na mnie. John chciał przyjść i poprosić cię o moją rękę, już spytał mamę, ale obawialiśmy się, że możesz chcieć go zabić, więc mama zasugerowała, żebym powiedziała ci sama. Ale proszę… Nie bądź na niego zły. Byliśmy ostrożni, przysięgam, jednak nic nie jest w stu procentach skuteczne. – Łzy spływały jej po twarzy, dokładnie tak jak wtedy, gdy była dzieckiem.
Natychmiast przypomniał mi się ojciec i chciałem otrzeć jej łzy, tak jak to robiłem, kiedy była malutka.
– Liv, nie jestem zły. Jestem… w szoku. Nie tego dla ciebie chciałem – wyjaśniłem.
– Ale ja jestem szczęśliwa, naprawdę, i wiem, że jeszcze jesteśmy młodzi, ale mama i tata… – przerwała, gdy zobaczyła wyraz mojej twarzy. – To znaczy… Kochamy się i wszystko będzie dobrze, będzie idealnie.
Przytaknąłem, starając się zapanować nad emocjami.
– Nie będziesz pracować, nadal będę płacił na twoje utrzymanie. I nie opuszczasz szkoły, rozumiesz?
Przytaknęła energicznie, uśmiechając się.
– Nawet jeśli będziesz potrzebować do pomocy niani, pamiętaj, że szkoła jest najważniejsza. I nie mogę ci obiecać, że nie skopię za to Johnowi tyłka.
Zachichotała.
– I poprowadzenie cię do ołtarza to będzie dla mnie zaszczyt. Zapłacę za ślub. Będziesz mieć wesele jak ze snów…
– Devon, nie musisz…
– Tam jest mój siostrzeniec albo siostrzenica, Liv. Musi mieć to, co najlepsze. A przyjęcie z okazji narodzin dziecka wyprawimy ci tutaj, w barze. Zarezerwuję go dla ciebie i twoich znajomych na wyłączność.
– O mój Boże, Devon! – zawołała, wstając. Wskoczyła mi na kolana i mocno objęła za szyję. – Tak bardzo cię kocham, dziękuję.
Przytuliłem ją z tym samym entuzjazmem, w duchu modląc się, bym zrobił to, co trzeba.
Jedno było pewne…
Liv już nie była dzieckiem.
Ale i tak zawsze będę ją chronił.
DZIEWIĘĆ
– Gratulujemy absolwentom – ogłosił dyrektor przez mikrofon.
Wszyscy wyrzuciliśmy czapki w górę. To już oficjalne, stałam się absolwentką liceum.
Postanowiłam zostać w mieście i przyjęto mnie na UM. Miami było dla mnie domem i nie chciałam iść nigdzie indziej. Spojrzałam na trybuny, gdzie stali moi rodzice i siostry, lecz jego nigdzie nie było.
– Jesteś gotowa na noc rozpusty, moja pani? – spytała Christine.
– Ależ oczywiście. – Zaśmiałam się.
Przyjechałam po nią rano. Absolwenci musieli przyjść wcześniej niż goście. Nie rozumiem dlaczego, bo przecież to wygląda tak, że stoisz, wyczytują twoje nazwisko, idziesz odebrać dyplom, wyrzucasz czapkę w powietrze, koniec.
– O której wychodzą twoi rodzice? – spytała, kiedy po spotkaniu z rodzinami wracałyśmy do samochodu.
– Upewnią się tylko, że firmy cateringowe i organizatorzy imprez wszystko załatwili, a potem już ich nie ma.
– Gdzie wybierają się tym razem?
– Chyba po prostu gdzieś do Fort Lauderdale. Chcą być blisko, w razie czego – powiedziałam, wyjeżdżając z parkingu.
– Wciąż nie mogę uwierzyć, że pozwalają ci urządzić imprezę bez nich. To jest, kurwa, zajebiste. Moi rodzice nie pozwalają mi nawet ugotować obiadu.
– Tylko dlatego, że omal nie spaliłaś domu.
– Och, zdarzyło się może ze dwa razy.
Pokręciłam głową.
– Rozmawiałaś ze swoim bratem?
– Taak… Powiedział, że nie da rady wpaść na ceremonię, bo musi porozmawiać z profesorem o praktykach wakacyjnych czy innym gównie.
Skinęłam głową.
– A może… po prostu nie chce widzieć twojej bezdusznej dupy po tym, jak go rzuciłaś?
Spojrzałam na nią zaniepokojona.
– No co, wiem. Babska przyjaźń ponad wszystko, ale… Złamałaś mu serce.
– Wiem.
– Ale z ciebie suka, nie mam pojęcia, czemu się jeszcze z tobą zadaję.
Wydęłam wargi.
– Ach tak… Dlatego, że cię kooocham. Totalnie zapomniałam.
Ze śmiechem wywróciłam oczami.
– Może przyjdzie na twoją imprezę?
– Wątpię. Kilka razy próbowałam do niego zadzwonić i zawsze włączała się poczta głosowa.
– Zostawiłaś wiadomość?
– Nie.
– Jak zatem się domyśli,