Pokusa ZŁA. M. Robinson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pokusa ZŁA - M. Robinson страница 17
– Czy ty potrafisz być poważna chociaż przez pięć sekund? – Zaśmiałam się.
– Ja tylko chcę, żebyście z moim bratem znowu byli razem… Proszę…
– Christine, my nigdy nie byliśmy razem.
– Tak, a Lance Armstrong nigdy nie był na Księżycu.
– No nie był… Neil Armstrong był.
Przekrzywiła głowę.
– Ach tak… Lance to ten facet bez jaj. Potrafisz sobie wyobrazić, jak to jest nie mieć jaj? Czy wciąż możesz mieć orgazm?
– Nie sądzę.
– A może ci stanąć?
– Czemu w ogóle o tym rozmawiamy? – spytałam zdezorientowana.
– Ponieważ jesteś skurwielką bez serca, która nigdy nie odzyska kutasa mojego brata.
– Christine…
Uśmiechnęła się i poklepała mnie po głowie.
– Tylko się z tobą droczę.
Noc przebiegała spokojnie. Wszyscy świetnie się bawili, tylko nie ja. Nie mogłam przestać myśleć o Landonie.
Impreza dobiegła końca i trzeba było zapłacić firmie cateringowej.
– Przepraszam, ale nie mogę znaleźć czeku, który zostawiła mi mama. Proszę dać mi minutkę. Spróbuję znaleźć w książeczce czekowej taty.
Zgodzili się, więc weszłam do gabinetu taty. Grzebałam w biurku i papierach, ale bez skutku. Szukałam wszędzie i nie mogłam go znaleźć. Już miałam dzwonić do taty, gdy przypomniałam sobie sejf, ukryty za obrazem Picassa. Po kilku próbach odblokowałam go, zgadując kod. Była nim rocznica ślubu moich rodziców.
Jak uroczo…
Otworzyłam go i zaraz na wierzchu znalazłam czeki. Wtem moją uwagę przykuł metaliczny napis. Sięgnęłam w tamtą stronę, wyciągając wizytówkę, której nie znałam. Czarna, ze srebrnym napisem VIP. Na drugiej stronie znalazłam jeszcze numer telefonu i adres, nic więcej.
– Dziwne. – Odłożyłam wszystko na miejsce tak, jak zastałam.
Zapłaciłam firmie i odjechali. Dom wciąż był pełen ludzi i starałam się miło spędzić z nimi ten czas, lecz nic nie mogłam poradzić na to, że moje myśli wciąż wracały do tajemniczej wizytówki. W końcu przeprosiłam wszystkich i wyszłam przed dom, gdzie mogłam pobyć sama w ciszy. Sięgnęłam do tylnej kieszeni po komórkę i wyszukałam w Google: VIP.
To, co znalazłam, na zawsze zmieniło moje życie…
W każdym znaczeniu tego słowa.
Piękne kobiety…
Towarzystwo…
Nocne motyle…
Telefon wyślizgnął mi się z dłoni. Gdy go podniosłam, wpatrywałam się w pęknięty ekran ze zdjęciem mojej rodziny. Ironia nie przestała mnie prześladować.
Pobiegłam.
Chwyciłam kluczyki i odjechałam.
Zostawiłam imprezę.
Zostawiłam przyjaciół.
Zostawiłam rodzinę.
Pojechałam do jedynego miejsca, które mogło mnie ocalić, do jedynej osoby, przy której czułam się bezpiecznie.
Landon.
Było późno i nie chciałam go obudzić. Pragnęłam wślizgnąć się do jego łóżka, w jego ramiona, aby znów mnie objął i wyszeptał, że wszystko będzie dobrze, powiedzieć, że go kocham i chcę z nim być. Że zawsze chciałam. Wszystko się zmieniło, nie musiałam być taka jak moi rodzice, mogłam być szczęśliwa, mieć własne życie, własne doświadczenia i decyzje. Nie pozwolę na to, by ich wybory dłużej wpływały na moje uczucia.
Jechałam z duszą na ramieniu i z żołądkiem podchodzącym do gardła. Znalazłam ukryty pod donicą klucz i weszłam do środka. Przekradłam się cicho po schodach w stronę jego sypialni i wówczas to usłyszałam.
Nie był sam.
Po raz drugi w moim krótkim życiu patrzyłam, jak inny mężczyzna, którego kochałam ponad wszystko – z całego serca – pieprzy na moich oczach inną kobietę. Potrząsnęłam głową, chcąc uwolnić się od wspomnień, lecz nie mogłam.
Wszyscy byli tacy sami.
Nawet Landon.
Jakby mnie wyczuwając, chwilę później spojrzał w moją stronę. Był kompletnie zaskoczony. Przez te kilka sekund na jego twarzy pojawiła się cała gama emocji, dokładnie takich, jakie i ja odczuwałam.
Cofnęłam się.
– Cholera, Brooke! – krzyknął, wyciągając z niej mokrego kutasa.
– Landon! – wrzasnęła na niego. – Kto to jest?
– Ona nie wie, kim jestem? – Uśmiechnęłam się.
– Oczywiście, że nie! Co tu robisz? Jestem jego dziewczyną.
To było niczym kula w serce. Moja miłość do niego rozprysła się po ścianach pokoju, spływając wraz z moją dumą i godnością.
– Przepraszam… Ja nie… Ja nie… Lepiej pójdę. – Uciekłam stamtąd tak szybko, jakby się paliło.
Chwycił mnie w pasie, gdy byłam zaledwie kilka centymetrów od samochodu. Odwróciłam się i uderzyłam go – za wszystko, co tylko mogło przyjść mi na myśl.
Uderzyłam go, jakby był moim ojcem.
Uderzyłam go, jakby był moją matką.
Uderzyłam go, jakby był uosobieniem słów „kocham cię”.
Uderzyłam go tak mocno, jak go nienawidziłam.
Uderzyłam go za każdy ból, jaki widziałam i jakiego byłam świadkiem.
Uderzyłam go za wszystkie emocje wyciekające ze mnie niczym krew.
Uderzyłam go, jakby był moim największym wrogiem.
Uderzyłam go za każde kłamstwo i oszustwo.
Uderzyłam go za każde „kocham cię”.
Uderzyłam…
Uderzyłam Landona.
– Jezu,