Pokusa ZŁA. M. Robinson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pokusa ZŁA - M. Robinson страница 3
Usiadłem na łóżku, budząc się zdyszany i oblany zimnym potem. Chwyciłem się za serce, które zdawało się walić, jakby lada moment miało wyskoczyć z piersi.
– Jezu… – Wypuściłem powietrze, starając się wyrównać oddech.
Gwałtownym ruchem ściągnąłem z siebie prześcieradło i pochyliłem się nad krawędzią łóżka. Odgarnąłem włosy z twarzy, próbując uspokoić nerwy i zapanować nad oddechem. Zerknąłem na zegarek. Wskazywał trzecią nad ranem. Potrząsnąłem głową, starając się odegnać obrazy pojawiające się wciąż od nowa w mojej głowie. Wiedziałem, że już nie zasnę. Przez resztę nocy przewracałbym się tylko z boku na bok, jak zawsze po takim śnie.
Wstałem, by przywitać nowy dzień.
Pamiętam, jakby to było wczoraj, dzień moich szesnastych urodzin.
– Brooke, piękności, obudź się. Dziś są twoje urodziny.
Na dźwięk głosu mamy moje powieki zatrzepotały i otworzyłam oczy. Uśmiechnęłam się, kiedy zobaczyłam nad sobą jej piękne oblicze i dyndający nad moją twarzą kluczyk.
Wciągnęłam gwałtownie powietrze.
– Nie!
Skinęła głową, a ja wyskoczyłam z łóżka. Uścisnęłam ją mocno, niemal pozbawiając tchu.
– Jesteś szczęśliwa? – dopytywał z tyłu tata, lekko się śmiejąc.
Przytaknęłam energicznie i ruszyłam ku niemu, by zaraz ciasno opleść rękami i nogami jego smukłą, dobrze zbudowaną sylwetkę.
– Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję, tatusiu!
– Hej, ja też pomagałam – zaznaczyła mama, przytulając nas do swojej drobnej piersi.
Nigdy bym nie pomyślała, że faktycznie planują kupić mi samochód, choć miałam pewne podejrzenia. Zawsze byłam wspaniałą córką, ze średnią 3,8, do tego kapitanem drużyny cheerleaderek, a wraz z młodszymi siostrami udzielałam się charytatywnie.
– Jakże mogłabym odmówić najstarszej córce, mojej dumie i szczęściu, jej własnego audi?
Odsunęłam się od nich z uśmiechem.
– Dziękuję wam bardzo! O Boże! – piszczałam z zachwytu.
– Cóż, wielokrotnie już udowodniłaś, że jesteś odpowiedzialna, że już dojrzałaś do samochodu. Ufamy ci i wiemy, że nas nie zawiedziesz – stwierdził tata.
Przytaknęłam.
– Kochanie, nawet nie musisz tak mówić – dodała mama. – Wiesz przecież, że Brooke nigdy by nas nie zawiodła.
Uśmiechnęłam się. Nigdy.
Zachichotała, gdy tata przyciągnął ją do piersi i pocałował w szyję. Przysięgam, że moi rodzice nie potrafią oderwać się od siebie na dłużej niż pięć minut. Najszczęśliwsza para w mieście, tak nazywali ich ludzie. Ich małżeństwo było po prostu bajkowe, rodem z filmów Disneya – czasem tak bardzo, że aż mnie to denerwowało. W głębi serca jednak uwielbiałam ich miłosne gesty. Pokrzepiające jest widzieć, kiedy okazują sobie miłość i oddanie zarówno na oczach ludzi, jak i prywatnie.
– Mamo, musisz dziś wychodzić?
– Brooke, kochanie, muszę – westchnęła. – Mam spotkanie organizacji charytatywnej w San Jose i nie mogę go opuścić. W tym roku jestem przewodniczącą, więc muszę być. Teraz zabierzemy cię na śniadanie, a potem będziesz mogła robić, co tylko zechcesz.
– Naprawdę? – spytałam, przekrzywiając głowę. Zawsze wspólnie spędzaliśmy urodziny i święta.
– Tak – wtrącił się tata. – Mama przekonała mnie, że jesteś już na tyle dojrzała, by móc, jak to elokwentnie ujęła, zajmować się własnymi sprawami.
Nie chciałam wyglądać na zbyt podekscytowaną, by przypadkiem nie zmienili zdania, lecz w środku podniecenie niemal mnie rozsadzało. Nie mogłam się doczekać, aż powiem Christine, że tej nocy jedziemy na imprezę moim nowiutkim audi. Była bardzo rozczarowana, gdy jej wcześniej odmówiłam, tłumacząc, że w moje urodziny rodzice prawdopodobnie mnie nie puszczą.
– Gdzie chciałabyś iść na śniadanie? Jet już na mnie czeka, więc nie mamy zbyt wiele czasu.
Ubrałam się elegancko: w żółtą sukienkę na ramiączkach, by podkreślić nowe pasemka, rozświetlające jeszcze bardziej moje naturalnie jasnoblond włosy. Miejscami wydawały się niemal białe, lecz idealnie wpasowały się w naturalny odcień skóry. Było lato i wraz z Christine większość czasu spędzałyśmy, wylegując się na moim lub jej patio, ciesząc się słońcem i pracując na upragnioną opaleniznę.
Częściej bywałyśmy u niej, bo do naszego domu wciąż wchodzili i wychodzili partnerzy biznesowi mojego taty. Co prawda w centrum Miami miał swoje biuro, lecz chyba nigdy go nie używał. Pracował jako deweloper nieruchomości biurowych, centrów handlowych i wspólnot mieszkaniowych w całym mieście, a na północy w rejonach Zatoki Tempa, St. Petersburga i Clearwater. Sporo więc podróżował.
Mama zostawała w domu, zajmując się mną i moimi siostrami. Courtney miała trzynaście lat, choć duszę trzydziestolatki, April niedługo skończy piętnaście – ja byłam najstarsza. Mama udzielała się niemal w każdej organizacji charytatywnej i finansowała wiele projektów na całym świecie. Twierdzi, że pomaganie potrzebującym jest ukojeniem dla jej duszy.
Odkąd się urodziłam, mieszkaliśmy na Star Island, w społeczności celebrytów i milionerów. Moja rodzina była zamożna. A jednak nie znosiłam rozmów o statusie ani o pieniądzach. Brzmiały nieznośnie i pretensjonalnie, czego większość moich znajomych nie rozumiała. Czasem miałam wrażenie, że jest to nasz jedyny temat rozmów, i teraz byłam świadoma, że gdy rozniesie się wieść, że jeżdżę własnym nowym audi, nie minie dużo czasu, kiedy pojawi się banda miernych naśladowców, chcących zamienić ze mną choć parę słów.
Każdy chciał być mną, należeć do rodziny Stevensów. Chyba można nazwać nas elitą – idealni rodzice, będący idealnym małżeństwem z idealnym domem w idealnym sąsiedztwie, z trójką idealnych dzieci. Mogło to przyprawiać o mdłości, ale jednocześnie uwielbiałam ten obrazek. Przyjemnie było mieć coś, czego wszyscy pragnęli, i wiedzieć, że to nie jest tylko pozorne, jak zdarzało się w większości rodzin naszego miasta. Moja rodzina była prawdziwa i za to ceniłam ją najbardziej.
Śniadanie zjedliśmy wraz z moimi siostrami w South Beach, a potem odprowadziliśmy mamę na lotnisko i nasi rodzice odegrali wzruszającą scenę pożegnania.
Do domu wracaliśmy z naszym szoferem Albertem.
– Tato, mogę dziś nocować u Christine?
Spojrzał na mnie sponad swojego smartfona BlackBerry.
– Co