Wyznanie. Jessie Burton
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wyznanie - Jessie Burton страница 4
– Z Sadzonki?
– Zgadza się – odparła, zauroczona, że Connie zadała sobie trud, by zapamiętać nazwę.
Nie pytając, czy Elise ma ochotę, Connie nalała jej wina.
– Gdy pracujesz w teatrze, masz czasem okazję obejrzeć sztukę? – zagaiła.
– Za każdym razem.
– I nigdy ci się nie nudzi?
– Za każdym razem.
Connie się zaśmiała. Do stolika podszedł kelner, chłopak z talią osy i oczami pomalowanymi proszkiem antymonowym. Elise starała się nie gapić. Connie zamówiła pot-au-feu, a na przystawkę sałatkę; Elise omiotła wzrokiem menu i wybrała stek.
– Na zdrowie. – Connie uniosła kieliszek. – Za wszystkie kelnerki, bileterki i modelki świata. – Upiła spory łyk. – Są jakieś inne rzeczy, których chciałabyś spróbować?
– Inne rzeczy?
– Nowa praca, obce kraje…
– Sama nie wiem.
– A twoi rodzice? Jakie mają zdanie na ten temat?
– Nie mam pojęcia. – Elise spojrzała na Connie wyzywająco, jakby chciała ją sprowokować do dalszych pytań, ale Connie nic już nie powiedziała. – Mam za to pomysły na kilka sztuk.
– To znaczy?
– Chciałabym je napisać.
– W takim razie powinnaś.
Elise wcale nie była pewna, czy rzeczywiście chce to robić, ale uznała, że tym wyznaniem zaimponuje Connie. Było jednak prawdą, że często siadała w ciemnościach jednej z trzech sal teatralnych, ze wzrokiem wzniesionym wysoko, kiedy na scenę opuszczano dekoracje, które wypełniały pustkę przepychem wiktoriańskiego salonu albo sprawiały, że grecka tragedia zamieniała się w zrujnowany świat po apokalipsie, sielankową wieś, Japonię, Manhattan, Indie… Czasami próbowała coś napisać, lecz sens ją zwodził i w końcu umykał, a ona kapitulowała i zadowalała się swoimi niesprecyzowanymi planami. Nie potrafiła przelewać świata na papier. Tocząca się w duszy Elise kotłowanina, jej żywiołowość i abstrakcyjny charakter były dla niej samej doskonale zrozumiałe i wierzyła, że któregoś dnia znajdzie swoją drogę. Ale jeszcze nie dziś.
– Uwielbiam za to pozować artystom – powiedziała.
– Dlaczego? – zaciekawiła się Connie.
Kiedy Elise rozbierała się do naga i wychodziła na salę pełną studentów, jej ciało – usta, ręce, piersi, gardło, uda – jakby stawiało się na wezwanie, skore do współpracy. Spędzała godziny w jednej pozycji i wsłuchana w skrzypienie ołówków na papierze, wędrowała komnatami własnego umysłu. Trwanie w bezruchu wychodziło jej tak dobrze, że szkoła chętnie zapraszała ją drugi, trzeci raz… A gdy studenci kończyli zajęcia, czasem chowała się w toalecie, żeby później zakraść się do sali pełnej sztalug z niedokończonymi pracami. Przechadzała się między nimi, jakby tropiła samą siebie, mimo że to ona dostarczała mapę. Kluczyła w papierowym lesie swoich kończyn, swojej twarzy i seksualności, wyczekując momentu, gdy odnajdzie pracę idealnie oddającą jej istotę. Nikomu się to dotąd nie udało; skarb pozostawał ukryty.
Nie powiedziała jednak o tym Connie.
– Cudownie się wtedy wyciszam.
– Musisz być kompletnie nieruchoma, prawda?
– Tak.
– Całymi godzinami? – Elise tylko wzruszyła ramionami, a Connie uśmiechnęła się promiennie. – Lubisz, jak się na ciebie patrzy.
– Czy to coś złego?
– Nie. Chociaż nie każdy by się do tego przyznał. Usiądziesz tutaj? – zaproponowała.
– Gdzie? – Elise nie zrozumiała.
– Obok mnie. – Connie poklepała siedzisko. Elise spełniła jej prośbę, a zaraz potem poczuła po obu stronach twarzy chłodny dotyk palców, jakby Connie próbowała jej nadać zupełnie nowy kształt. – Mogłabym ją oprawić w ramkę.
Elise miała wrażenie, że przez wino zaczyna tracić kontrolę.
– Sporo by cię to kosztowało – powiedziała. Zamknęła oczy, zastanawiając się, czy kobieta zrozumie żart.
Connie delikatnie ujęła jej twarz w dłonie. Nachyliła się tak blisko, że Elise poczuła jej ciepły, słodkawy oddech. Widziała krzywiznę drobnych ust i uważne oczy, w których odbijał się blask świec.
– Ile dokładnie? – zapytała.
– Pięćdziesiąt funtów za pocałunek.
Connie się zaśmiała.
– Pytałam o ramkę, nie o pocałunek.
Jej ręce opadły, a Elise się zawstydziła, jakby została przyłapana na gorącym uczynku. Uniosła dłonie Connie z powrotem do swojej twarzy, tam gdzie znajdowały się przed chwilą.
– Przeczytałam twoją książkę – powiedziała. – Woskowe serce.
– Naprawdę?
– Jesteś świetna. – Ścisnęła mocniej palce Connie, a kobieta się roześmiała.
*
Gdy Elise otworzyła oczy, zorientowała się, że spała w cudzym łóżku. Uniosła kołdrę. Wciąż miała na sobie majtki i podkoszulek, lecz spodnie zniknęły. Tylko kiedy je zdjęła? Leżały na podłodze i wyglądały niczym policyjny obrys ciała na miejscu zbrodni. Obok nich – rozrzucone w nieładzie buty, zwrócone do siebie podeszwami. Musiała je zrzucić ze stóp, choć tego też nie mogła sobie przypomnieć. A w ogóle co to za miejsce? Wytężyła w półmroku wzrok. Ściany z zieloną tapetą w prążki, mała szafa i kosz na śmieci; wszędzie wokół nienaganny porządek. Pośrodku podłogi siedział zaś wielki, puchaty, szylkretowy kot z dużym białym krawatem i białymi skarpetkami, który zerkał na nią ciekawsko.
– Mam nadzieję, że Ripley ci nie przeszkadza – rozległ się głos za jej plecami, od strony drzwi.
Elise się odwróciła.
– Ripley?
– Kot. Ciii, nie wstawaj. – Connie podeszła do łóżka ze szklanką wody i dwiema tabletkami aspiryny, które położyła na stoliku nocnym przy głowie Elise.
– Dzięki – wymamrotała dziewczyna.
Connie odsunęła zasłony, a Elise stęknęła, gdy pokój zalało blade listopadowe słońce.
– Przepraszam – powiedziała Connie, ale nie zasłoniła okien.
– Co