Sybirpunk 3. Michał Gołkowski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sybirpunk 3 - Michał Gołkowski страница 4

Sybirpunk 3 - Michał Gołkowski

Скачать книгу

się, czując, jak koszmarnie boli mnie stłuczona dupa.

      Drżąc z zimna, wygrzebałem się spod stolika, zrzuciłem na ziemię metalową miskę pełną jakichś narzędzi chirurgicznych. Na nogach jak z waty wróciłem do swojego łóżka, nakryłem się zdecydowanie zbyt cienkim pledem i naciągnąłem go aż pod sam nos.

      Kurde, gdzie ja byłem?

      Co się w ogóle stało?

      Jeszcze raz sięgnąłem ręką ku twarzy. No tak, nadal tam była – twarda skorupa poliwęglanu natryśniętego na stal, w niej wypukła półsfera niby-oka.

      – Kurwaa… – zajęczałem.

      Miałem implant, i to centralnie na twarzy. W dodatku jeden z tych, które wcale nie próbowały udawać ani kształtów, ani faktury czy koloru ludzkiego ciała. Po tylu latach unikania tego gówna w końcu i na mnie przyszło…

      No, z drugiej strony sytuacja była, oględnie rzecz ujmując, nadzwyczajna. Rękę mi zrobili w warunkach bojowych, i ją też nie dla durnej zachcianki dostałem.

      Odleżałem się trochę, zagrzałem, postanowiłem znów wyjść z łóżka.

      Zawinąłem się w koc i zacząłem jak jakiś współczesny rozbitek kawałek po kawałku eksplorować tych kilkanaście metrów kwadratowych powierzchni.

      To miejsce było jakimś podziemnym bunkrem albo kawałkiem laboratorium. Zero okien, niskie beczkowate sklepienie. Dosłownie ta jedna salka, nieduży przedsionek, kibel i tyle. Wszędzie pełno zaczepów i punktów montażowych, gniazda zasilania i wyprowadzone ze ścian wiązki kabli… Widać, że Olga nie urządziła tego ani w tydzień, ani w miesiąc.

      Toaleta była, o dziwo, ultranowoczesna – piękna ciśnieniowa kabina prysznicowa, zupełnie niepasujące do poobtłukiwanych kafelków chromowane baterie z ceramicznymi kurkami. Świeżusieńkie, pachnące cytrusami ręczniki na zardzewiałych uchwytach.

      Wygodna, jakkolwiek minimalistycznie jednoosobowa leżanka. Jak pokój hotelowy przygotowany na okoliczność końca świata.

      Ach, no i oczywiście stała też pod ścianą pancerna szafa, od której niósł się znajomy, niemalże miły zapach smaru do broni. Otworzyłem z pewną nadzieją – no cóż, w większości pusto. Za to leżał tam na półce mój pistolet, obok niego kilka pudełek amunicji.

      A na dole pachnącej zdecydowanie kobiecymi odświeżaczami powietrza szafki znalazłem w czarnej sportowej torbie komplet ubrań.

      Rozerwałem folię, wytrząsnąłem parę solidnych, drelichowych spodni. Wyłuskałem gacie i grube skarpetki, czym prędzej zakryłem swój wstyd. Jak się ma spodnie na dupie, to nagle człowiek nie jest aż tak strasznie nagi. Jeszcze porządne, taktyczne buty i w ogóle poczułem się jak król życia. Kliknięcie w aktywator, inteligentna odzież dopasowała się do mnie rozmiarem.

      Nie muszę chyba mówić, że wszystko było nówka sztuka, najlepsza jakość. Prosto ze sklepu.

      – O, a to co…? – zamruczałem, wyciągając pakunek z samego dna.

      W pierwszej chwili zrobiło mi się gorąco, potem zimno. Potem sam nie wiem jak.

      To była moja klimakurtka – ale zarazem też nie była. Piękna, stara, poczciwa, wysłużona klimakurtka z Legii Cudzoziemskiej zamieniła się w nową, niemalże lśniącą klimakurtkę. Co gorsza, zamiast rasowego, stylowego, wypłowiałego khaki była teraz w odcieniach bieli, szarości i czerni, nakładających się na siebie plątaniną geometrycznych plam!

      Była moja, bo od środka widać było wypłowiałe stemple i ledwie widoczny, zrobiony tyle lat temu napis markerem: „Ivan Konev” – mój alias na czas służby.

      No i teraz patrzyłem i sam nie wiedziałem, czy mam się cieszyć, czy płakać. W sumie, obiektywnie – ciuch wyglądał zajebiście. I na pewno lepiej się zleje z tłem… Gdziekolwiek zrobili renowację, był to kawał doskonałej, rzemieślniczej roboty. Nawet połatali mi dziury przestrzelin. Wymienili byle jak połączone rurki i wiszące pod rękawem, nieco już przetarte przewody.

      – Olga… – szepnąłem. – Coś ty najlepszego zrobiła?

      No tak, bo to przecież ona musiała za to odpowiadać. W sensie: za to wszystko. Nie tylko za jednoczesną wandalizację i ulepszenie mojej kurtki, ale też za implant, poskładanie mnie, pozszywanie. I w ogóle większość rzeczy, o których nie miałem w tej chwili siły myśleć.

      Naciągnąłem na grzbiet termoaktywną koszulę, narzuciłem kurtkę. Jak tylko zapiąłem suwak, od razu zamruczała przyjemnie i złapała temperaturę. Ha, pewnie i dysze przeczyszczone, i akumulatory wreszcie wypoziomowane.

      No dobra, zajebiście. Ale co dalej?

      Zacząłem myszkować po pomieszczeniu. Aparatura medyczna, sterylizatory, wyparzacze, zapas nici i igieł, kilka skanerów… O, była i lodówka, a w niej prostokątne opakowanie sushi. Z doklejonej na wieczku karteczki spoglądała na mnie narysowana mazakiem uśmiechnięta buźka i podpis: „Smacznego!”.

      Zaburczało mi w brzuchu, więc nie zastanawiając się szczególnie, wziąłem pudełko, klapnąłem na mocno wysłużony fotel przy stoliku w rogu i zacząłem pałaszować zawartość. Bez specjalnej nadziei kliknąłem włącznikiem stojącego na blacie holowizora; o dziwo, rozjarzył się, z rzutnika wypłynął obraz, wraz z nim pojawił się dźwięk.

      – …ekipy dochodzeniowej. Jak widać za mną, dogaszanie pożaru nadal trwa. Nie udało się jeszcze ustalić dokładnej liczby ofiar, natomiast źródła milicyjne już w tej chwili mówią, że w zakładzie mogli znajdować się niewinni ludzie, prawdopodobnie zakładnicy. O ile nic się nie zmieni, to…

      Kliknąłem kolejny kanał, Strumień zaszumiał, złapał inną stację.

      – …trwających kolejną noc niepokojów. Jak widać na zdjęciach, element kryminalny atakuje apteki i punkty zaopatrzenia medycznego, licząc najwyraźniej…

      Klik.

      – Już dzisiaj! Profesjonalny system do utrzymania higieny jelita grubego w warunkach domowych, jako jedyny na rynku wyposażony w ciśnieniowy…

      O kurwa, czym prędzej klik.

      – …jednym z wyżej postawionych funkcjonariuszy Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Podczas wczorajszej konferencji gubernator zapewnił, że sytuacja…

      Klik.

      – …spalonych samochodów i innych środków transportu. Rejon Leniński nadal jest niespokojny, zaś biuro gubernatora zdecydowało o wysłaniu w punkty zapalne jednostek prewencji, które…

      Klik. Dźwięk ścichł, został tylko obraz. Sapnąłem ciężko i odchyliłem się w tył na oparciu.

      Ja pierniczę.

      Nie było mnie w mieście – no, cztery dni, jeśli wierzyć wyświetlanej w rogu dacie – a tam już szalała autentyczna apokurwalipsa i armagejdon.

      Cztery dni. Kawał czasu w sumie…

      Musiała mnie karmić przez rurkę, stąd obolałe, piekące gardło i takie, a nie inne wypróżnienia.

Скачать книгу