Syn nieskończoności. Adam Silvera
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Syn nieskończoności - Adam Silvera страница 14
Moja pięść stała się pochodnią z szaro-złotym płomieniem, bije od niej blask, który wprawia mnie w osłupienie. Potrząsam dłonią i zdmuchuję ogień jak świecę. Płomienie stygną i znikają.
Wszyscy są bezpieczni. Brighton i Prudencia wpatrują się we mnie, jakbym był obcym człowiekiem, który przyleciał znienacka na ratunek, a nie kimś, kogo znają od zawsze.
Znowu czuję smak krwi. Boli mnie całe ciało, jakby skopał mnie gang, a nie pojedyncze widmo. Zimny prysznic nie daje żadnej radości, ale jestem gotowy zanurzyć się w metalowej wannie wypełnionej po brzegi kostkami lodu; Brighton pewnie czuje to samo. To palące szczypanie przywodzi mi na myśl wypadek sprzed kilku lat, kiedy razem z bratem szykowaliśmy śniadanie dla rodziców z okazji ich rocznicy, a ja chwyciłem patelnię, zanim zdążyła ostygnąć.
Rozsuwają się drzwi. Wychodzimy na peron, a pasażerowie w dalszym ciągu nas nagrywają. Lepiej, żeby przestali, bo egzekutorów nie będzie obchodzić, że działałem w samoobronie. Nie wiem, czy zdołam spojrzeć sobie w oczy, jeśli naprawdę zabiłem Ortona. Z jego piersi unoszą się smużki dymu; widać, że żebra poruszają się powoli w rytm oddechu.
Czyli żyje.
Czuję taką ulgę, że mógłbym się rozpłakać. Jednak ponownie dopada mnie lęk, gdy podchodzi egzekutor, celując we mnie różdżką.
– Wszyscy na ziemię! – woła, patrząc to na nas, to na widmo.
Tak strasznie chcę wytłumaczyć, że nie mam pojęcia, jak do tego doszło, jednak tylko padam na kolana, tak samo jak Brighton, Prudencia i James.
– On nas zaatakował – mówi Prudencia.
Egzekutor pochyla się nad Ortonem. Już sięga po rękawicę przy pasku, kiedy Orton otwiera oczy, pokazując zalane cieniem tęczówki, i wyprowadza cios płonącą ogniem feniksa pięścią prosto w szczękę egzekutora. Mężczyzna strzela w powietrze i ląduje na ziemi. Para innych pędzi w naszą stronę, posyłając w Ortona błyskawice ze swoich różdżek.
Wstaję i pędzę razem z Prudencią, Brightonem i Jamesem. Gdy wbiegamy na schody, z kieszeni Jamesa wypada telefon. Rozpoznaję etui z żółtym wilkiem. Mimo zamieszania przypominam sobie, że ktoś inny miał takie samo, gdy brat nagrywał bójkę w czasie przebudzenia Sennego króla.
James zabiera komórkę i ucieka, jakbym miał zaraz odebrać mu życie. Gonię go po schodach, chcąc po prostu rozwiązać tę zagadkę. Docieramy do bramek i chłopak nurkuje w tłumie, rozpychając się łokciami. Skupiam wzrok na wyjściu ewakuacyjnym, James już się więcej nie pokazuje. Znika zupełnie z pola widzenia.
To coś nowego. Pierwszy raz w życiu ktoś się mnie boi. Ale też pierwszy raz w życiu moja pięść zapłonęła żywym ogniem.
– Wydaje mi się, że był przy tym, jak na imprezie rozpętała się walka – mówię, dysząc.
Brighton kręci głową. Oczy ma zaczerwienione, jakby zbierało mu się na płacz, a ja nigdy nie umiałem zachować się przy kimś, kto płacze; robię się tylko milczący i skrępowany.
– Masz moc.
– Chyba. Sam nie wiem. – Kieruję się do wyjścia z metra, zanim egzekutorzy czy Orton zdążą nas dogonić. – Krew przodków mamy zadziałała w ostatniej chwili.
– Nie żartuj sobie ze mnie. Widzieliśmy twoje oczy. Ukrywałeś to przede mną.
Zatrzymuję się na rogu, czekając na zielone, i odwracam się do brata.
– A co się stało z moimi oczami?
Brighton patrzy na mnie zdziwiony.
– Płonęły jak u widma.
To niemożliwe.
– Nie wiem, co widzieliście. Wiem tylko, że z alchemią krwi lepiej nie zadzierać, a poza tym jestem ostatnią osobą, która chciałaby zostać widmem.
– Twoje oczy były zaćmione – mówi Brighton.
Prudencia kładzie mu dłoń na ramieniu.
– Wyluzuj. Ogień niektórych niebiańskich jest ciemniejszy niż zwykle. – Odwraca się do mnie. – Nigdy wcześniej nie przejawiałeś żadnych oznak posiadania mocy, prawda?
– Nie wyobrażam sobie powodu, dla którego miałbym wam o tym nie wspomnieć, bez kitu.
Zapala się zielone i nie wiem, jak wrócimy stąd do domu, może autobusem, ale zdecydowanie nie wracamy do pociągu, więc ruszam prędkim krokiem przed siebie. Chcę zabunkrować się w pokoju i przemyśleć sobie to wszystko.
– Ale co z ogniem? To był ogień feniksa, prawda? – pyta Brighton.
Zatrzymuję się na środku ulicy.
Jestem rozpalony, temperatura rośnie mi tak, że chyba zaraz znowu zapłonę, może tym razem na całym ciele. Próbuję przypomnieć sobie jakiegoś niebiańskiego, który miał taki ogień jak ja, ale nic z tego. Tylko widma posiadają taką moc. To był płomień szarego słońca, nie ma co do tego wątpliwości. To niemożliwe, żeby w moim ciele znalazła się krew feniksa, ale świadomość, że nie wiem, jak to się stało, zżera mnie od środka. Kręci mi się w głowie; tak jak w dni, gdy nie odżywiam się należycie, ale dziesięć razy gorzej. Upadam, brat i najlepsza przyjaciółka próbują mnie złapać, samochody trąbią. Tracę przytomność i zastanawiam się tylko, jak szybko te szaro-złote płomienie pochłoną wszystko, co dobre w moim życiu.
8
VIRAL
BRIGHTON
Kiedyś udawałem, że widzę przyszłość.
Wieczorem przed naszymi czternastymi urodzinami abuelita położyła mnie i Emila do łóżka, opowiadając historie o swojej mocy. Jej wizje nie były szczególnym powodem do dumy, zazwyczaj widziała wydarzenia minutę czy dwie wcześniej: ostrzeżenie, by przyśpieszyć, jeśli chce zdążyć na pociąg, albo że za chwilę zadzwoni telefon. Jednak raz na kilka lat pojawiała się u niej poważniejsza przepowiednia, na przykład kiedy poznała abuelito w metrze, zobaczyła wizję ich ślubu.
Kilka godzin po północy obudziłem Emila i powiedziałem mu, że zobaczyłem przyszłość: coś złego miało się przydarzyć właścicielowi naszego ulubionego sklepiku osiedlowego. Emil chciał to zignorować, mówiąc, że to tylko sen, ale ja pociągnąłem kłamstwo, wmawiając mu, że wydawał się czymś zupełnie innym, czymś prawdziwym. Powiedziałem mu, że odziedziczyłem moc po abuelicie.
Wymknęliśmy się z domu przez schody przeciwpożarowe, bo Emil wtedy był pierwszy do przygód, zwłaszcza po tej informacji o mocy – był przekonany, że jego moc też się uaktywni, jeśli wspólnie podejmiemy się uratowania Williama. Przeprowadziliśmy miniobserwację i nawet przekonaliśmy Williama, żeby zamknął wcześniej sklep. To było dobre kłamstwo, bo przecież Emil był przekonany, że przeciwdziałamy katastrofie. Tylko że po powrocie do domu poczułem wyrzuty sumienia. Chociaż brat cieszył się z mojego szczęścia, widziałem, że coraz bardziej frustruje go brak mocy u niego. Nie