Zaręczyny w Madrycie. Эбби Грин

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zaręczyny w Madrycie - Эбби Грин страница 4

Zaręczyny w Madrycie - Эбби Грин Światowe życie

Скачать книгу

mogę za ciebie wyjść… Nie po tym… – Spojrzała na niego dzikim wzrokiem. – Jak mogłeś mi to zrobić? – dodała z cichą rozpaczą w głosie. – Przed tymi ludźmi?

      Niemal biegiem ruszyła do najbliższych drzwi.

      Zapadła cisza, którą nagle przerwały czyjeś oklaski.

      Gabriel wysunął się tłumu z drwiącym uśmieszkiem na twarzy.

      Lazaro odwrócił się i zacisnął dłonie w pięści.

      – Nie oczekiwałem tak zabawnego wieczoru. Tylko ty wiesz, co zrobić, by wrzucić do ścieku własną reputację – powiedział Torres i wyszedł tymi samymi drzwiami, przez które przed chwilą wybiegła Leonora.

      Lazaro patrzył na tłum gości, który miał być świadkiem jego triumfu – ostatecznej akceptacji przez dwie arystokratyczne rodziny. Nikt z nich nie patrzył mu w oczy, oprócz stojącego z tyłu starszego mężczyzny. Ten wpatrywał się w niego szyderczo. Chciałeś być jednym z nas, ale poniosłeś klęskę, zdawał się mówić wyraz jego twarzy.

      Chwila, która miała zaświadczyć o chwale Lazara, stała się chwilą jego porażki.

      Z powodu kobiety. I jego samego. Z powodu jednej nocy, kiedy dał się unieść pożądaniu i zlekceważył zabezpieczenie.

      Powinien wiedzieć, że płacimy za chwile słabości.

      Ci ludzie mogą być słabi, ale nie on.

      Teraz się przekonywał, że jego pożądania są równie pierwotne jak ich. I nie ma nad nimi kontroli większej niż oni.

      Siedziała w małej pakamerze w otoczeniu dwóch rosłych osiłków. Wciąż burzyła się w niej adrenalina. Naprawdę nie zamierzała robić dramatycznych scen, ale nie mogła się z nim skontaktować z Dublina. Dostępu do niego chroniono bardziej niż do głowy państwa.

      Nie pomogło też to, że wyrzuciła jego wizytówkę. A zrobiła to, by nie zadręczać się chęcią zadzwonienia.

      Z internetu dowiedziała się, że Lazaro ma ogłosić zaręczyny podczas przyjęcia w madryckim hotelu.

      Wykupiła bilet w obie strony tanich linii lotniczych.

      Ma się zaręczyć, ale przecież spał z nią!

      Uważała, że zna się na ludziach. Jednak najwidoczniej tamtej nocy trzy miesiące temu intuicja ją zawiodła.

      Wstała i popatrzyła na ochraniarzy. Na szczęcie nudności trochę osłabły. Przeszła parę kroków i położyła dłoń na brzuchu. Gdy się dowiedziała, że jest w ciąży, na próżno próbowała skontaktować się z matką, która przebywała akurat w jakimiś aszramie w Indiach. Ale nawet bez jej rad wiedziała, że na pewno urodzi. Zawsze pragnęła, by jej dziecko miało inne dzieciństwo niż ona sama. Krążyła po całej Europie z matką gnaną kaprysami lub kolejnymi miłościami. Matka miała zaledwie osiemnaście lat, gdy urodziła Skye. Większość czasu córka czuła się bardziej dojrzała i dorosła niż kochliwa i prowadząca życie artystycznej bohemy matka.

      A teraz sama była raptem tylko kilka lat starsza i na dobrej drodze, by jak jej rodzicielka samotnie wychowywać dziecko. Obiecywała sobie, że jeśli kiedykolwiek będzie mieć dzieci, stworzy im prawdziwą rodzinę. Bezpieczną i trwałą. Nie można żyć bez zapuszczenia w jakimś miejscu korzeni.

      Drzwi otworzyły się z trzaskiem.

      – Proszę ze mną, panno O’Hara – usłyszała głos ochraniarza.

      Windą dla personelu wjechali na ostatnie piętro. Mężczyzna otworzył zwykłe drzwi prowadzące do zwykłego korytarza. Weszli do małej kuchni dla służby, a stąd… do luksusowego urządzonego apartamentu. Z wypełniających całą ścianę sięgających od podłogi do sufitu okien salonu roztaczał się wspaniały widok na Madryt.

      Piękny penthause, pomyślała. Dlaczego weszliśmy drzwiami od kuchni?

      Ochraniarz wprowadził ją do salonu i dyskretnie zamknął za nią drzwi.

      Lazaro stał przed oknem zwrócony do niej plecami. Odwrócił się, ale z tej odległości nie mogła dostrzec wyrazu jego twarzy.

      W tym momencie usłyszała jego miękki i zmysłowy głos, który jednak przestraszył ją bardziej, niż gdyby na nią krzyknął.

      – W co ty, u diabła, grasz?

      ROZDZIAŁ DRUGI

      Robiła, co mogła, by nie pokazać, jak bardzo jest wystraszona. Przeszła parę kroków w jego stronę. Wydawał się jeszcze wyższy.

      Zawsze miał takie szerokie ramiona? Tak smukłe nogi?

      Swoją sylwetką zasłaniał część widoku na nocny Madryt.

      Był wściekły.

      Ale mimo tych oznak gniewu, wciąż miała poczucie, że gdyby tylko jej dotknął, wszystkie końcówki jej nerwów natychmiast, by ożyły… Całe jej ciało niemal bezwolnie pragnęło mu się poddać.

      Minęły trzy miesiące.

      Gdy wtedy zaprosił ją na drinka przy barze, powiedziała, że nie jest z tych, co szukają łatwych przygód. Uśmiechnął się i podsunął jej krzesło…

      To było tak dawno temu…

      – Przepraszam za to, co zrobiłam, ale nie mogłam się z tobą skontaktować. Nikt nie chciał przekazać ci wiadomości ode mnie… Gdy przeczytałam o twoich zaręczynach, pomyślałam, że to dobra okazja…

      – Okazja? Zrobiłaś aferę, bo wiedziałaś, że będą media. Gdy już wycięłaś mi taki numer, przynajmniej nie udawaj, że chodziło ci o coś innego.

      Gdy przypomniała sobie przerażony wyraz twarzy jego narzeczonej, poczuła wyrzuty sumienia.

      – Nie chciałam tego, ale tylko tam mogłam przyciągnąć twoją uwagę…

      – Przyciągnęłaś. Kłamałaś o ciąży?

      – Nie – wyrzuciła zdławionym głosem, ale znów poczuła wyrzut sumienia.

      Pamiętała, że tamtego ranka chciała zostać dłużej, ale powstrzymały ją wspomnienia o matce, która wciąż pragnęła mężczyzny i wciąż zakochiwała się na nowo. Jednonocne przygody do niczego nie prowadzą, pomyślała wtedy Skye. I wyszła.

      – Gdy się kochaliśmy, mówiłaś, że wszystko jest w porządku. Oszukiwałaś mnie? – spytał oskarżającym tonem.

      Przygryzła wargę. Pamiętała tylko, jak rozpaczliwie pragnęła chwili, gdy ich ciała się spotkały. Jak za nic w świecie nie chciała, by przestawał. Nigdy niczego tak nie pragnęła, ale mimo to nie do końca straciła trzeźwość umysłu.

      – Naprawdę myślałam, że to odpowiedni dzień mojego cyklu. – Potrząsnęła głową.

      – Skąd w ogóle mam wiedzieć, że jesteś w ciąży?

Скачать книгу