Nabór. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nabór - Vincent V. Severski страница 17
Monika też przechodziła trudny okres i nie obyło się bez pomocy farmakologicznej, ale to właśnie różniło je od mężczyzn, że potrafiły twardo stawić czoło wyzwaniu, jakim były ich własne emocje. Potrafiły nazwać sprawy takimi, jakie są, nawet jeżeli robiły to w ciszy i przez łzy.
Konrad i Dima zawsze dusili w sobie swoje problemy. Twierdzili, że są wierni zasadom, szczególnie kiedy uważali, że są traktowani niesprawiedliwie, i obaj nie potrafili przyznać się do porażki. Dlatego mimo wątpliwości rozumieli się bez słów.
– Nie dziwię ci się, Konrad. – Dima odstawił kieliszek. – Też bym ich szukał. Tego nie da się odłożyć na później.
– No właśnie! – potwierdził Konrad. – Kto zna Iran, ich zasady, politykę, a raczej taktykę… ten wie, co to jest taarof! Zapomnieliście?
– Nie, nie zapomnieliśmy – odezwała się Sara.
– No właśnie! – powtórzył, unosząc brwi. – Perska sztuka konwenansu ma zastosowanie w polityce i na wojnie, a więc i w szpiegostwie. Sam was tego uczyłem. – Potoczył wzrokiem po zebranych, jakby szukał potwierdzenia. – Pamiętacie?
– Pamiętamy, Konrad, pamiętamy – znów odezwała się trochę zaniepokojona Sara. – Rozmawialiśmy już o tym tyle razy i nic się nie zmieniło…
– Ale Monika i Dima o tym nie wiedzą – przerwał jej Konrad. – To ważne, rozjaśni im…
– Okej. – Sara skinęła głową, ale na jej twarzy pojawił się delikatny grymas zażenowania.
Butelka finlandii została opróżniona i znikło piwo, a jednak atmosfera przy stole nie była dobra, coś zawisło w powietrzu. Monika miała wrażenie, jakby członków dawnego Wydziału Q ogarnęło zakłopotanie, bo właśnie Sara ujawniła jego wstydliwą tajemnicę. Konrad rzeczywiście sprawiał wrażenie opętanego, a Dima jakby niczego nie widział i jeszcze go w tym utwierdzał.
– Taarof to sztuka pozorów, pamiętacie… Igor i Wasia nie zginęli, bo już wtedy media by to wykorzystały. Cicha śmierć dwóch polskich, zachodnich szpiegów bez odpowiedniej oprawy nie ma sensu. Oni na swoją śmierć muszą zapracować, bo zabijanie dla przyjemności jest bezsensowne. Wtedy, w tamtym mieszkaniu, chłopcy zostali tylko ranni, więc ich medialna śmierć była właśnie pozorna i miała ukryć prawdę. W Iranie prawdziwą wartość mają żywi, bo jeszcze mogą zginąć dla sprawy. Krótko mówiąc, jeżeli nie zobaczę ich egzekucji, nie uwierzę, że nie żyją. Kropka!
– Tak, tak… – westchnęła Sara, jakby słyszała to już wielokrotnie.
– Dima… jesteś doświadczonym szpiegiem. No powiedz, nie mam racji? – Konrad rozejrzał się nieco mętnym wzrokiem, ale przyglądał mu się tylko Dima.
– No… Nie znam Iranu ani tej kultury, ale to brzmi logicznie, więc nie będę się mądrzył. Ale do czego właściwie zmierzamy, bo nie bardzo cię rozumiem.
– Nooo… – zaczął Konrad z lekką emfazą. – Wprawdzie minęły prawie trzy lata, a my jesteśmy tylko osobami prywatnymi, ale może tak spróbowalibyśmy połączyć siły i się dowiedzieć, co się stało z chłopakami. Może jeszcze żyją. Sytuacja wokół Iranu jest napięta, wszystkie służby pracują na najwyższych obrotach, więc może byśmy się gdzieś przylepili, wkręcili, pomacali… Bo czuję, że oni ich tam trzymają na taką okazję. Co wy na to? – zwrócił się do Moniki i Dimy. – Zastanówmy się, co możemy zrobić.
– Daj spokój, Konrad – przerwała mu Sara i zaraz spuściła z tonu. – Chodźmy już może…
– Ja jestem za – odparł zdecydowanie Dima, a Sara i Monika wymieniły spojrzenia. – Mam jakieś kontakty w Rosji, więc mogę coś… – Od razu pomyślał, że mógłby porozmawiać z Tamarą.
– Świetnie! – ucieszył się Konrad. – Rosja to właściwy kierunek, żeby wejść do Iranu, no i przydałoby się z drugiej strony, przez Tel Awiw. – Rozejrzał się, wyraźnie zadowolony. – To co? Zakładamy grupę zadaniową? – Uśmiechnął się.
– Ja w to wchodzę – odezwał się Lutek.
Sara ze zdziwienia otworzyła usta, bo do tej pory niemal milczał.
– To my też – dołączyła się niespodziewanie Ela.
– My musimy najpierw porozmawiać z Romanem – rzuciła Monika i spojrzała pytająco na Dimę. – Wiesz, nie możemy tak sami, a on jest teraz za granicą, więc…
– Roman o wszystkim wie – wszedł jej w słowo Konrad. – Rozmawiałem z nim o tym i mnie poparł, ale za was nie chciał decydować.
Monika i Dima byli szczerze zaskoczeni, ale nie tak jak Sara. Ona była wściekła.
– To co? – Konrad wyciągnął rękę. – Prywatna grupa zadaniowa kryptonim…?
Wszyscy podali mu rękę oprócz Sary.
– Kurwa, Konrad! – Poderwała się z ławki. – Czy ty zdajesz sobie sprawę, co robisz? Nie mieszaj ludziom w głowach. Jesteś pijany! Mają swoje problemy, a ty im wyjeżdżasz z… Człowieku! Igor i Wasia nie żyją. Daj im spokój! – Spojrzała po twarzach zebranych. – Czy wy wiecie, co chcecie zrobić? Monikę i Dimę mogę zrozumieć, bo oni tego nie wiedzą, ale wy? – zwróciła się do Eli, Witka i Lutka. – Tego się po was nie spodziewałam. Nie jesteście już w służbie, napytacie nieszczęścia sobie i krajowi.
Chwyciła kurtkę i ruszyła do wyjścia.
11
Wrzodowcy zwykle mają bóle wiosną i jesienią. W tym roku jednak Arsen Fiedotow już w połowie września dostał silnych skurczy i ostrych uderzeń, i to w dwóch miejscach naraz, w górnej części żołądka i pod wątrobą w okolicach dwunastnicy. To było dziwne, bo do tej pory zawsze bolało go w jednym, albo drugim miejscu, ale nigdy w obu jednocześnie.
Dotąd leczył się, korzystając z internetu. Nie dlatego, że nie ufał lekarzom – bo naukę uważał za religię – ale z powodu braku czasu. W Polsce wciąż działo się coś ważnego, a on nie mógł pozwolić, by ktoś zepsuł jego plan ofensywy. Wiedział, że coś mu siedzi w środku, ale obawiał się, że lekarze położą go do szpitala i poinformują o tym generała Tuszyńskiego, który tylko czeka na okazję, żeby go usunąć.
Stan zdrowia pułkownika byłby jedynym i idealnym, bo obiektywnym pretekstem do pozbycia się ulubieńca prezydenta. Dlatego Arsen Fiedotow leczył się swoimi metodami, głównie za pomocą ziół i środków przeciwbólowych, i nigdy nie pokazywał po sobie, że cierpi.
Czasami było lepiej, czasami gorzej, ale ostatnio coraz częściej było gorzej. Szczególnie w nocy, gdy leżał na lewym boku. W końcu przyszła pierwsza deszczowa październikowa noc. Było już po wyborach w Polsce, które kosztowały go mnóstwo nerwów. Odżywiał się byle czym albo w ogóle godzinami nic nie jadł, pił