Nabór. Vincent V. Severski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nabór - Vincent V. Severski страница 20

Nabór - Vincent V. Severski Zamęt

Скачать книгу

Romana? Jeszcze tylko brakuje, żeby zadzwoniła Wiera… Ogon!

      Nagle sobie przypomniał, że miał dzisiaj obserwację w centrum handlowym i pubie. Rozejrzał się po pustej ulicy.

      – Gdzie jesteście, panowie?! – krzyknął na całe gardło. – Zapraszam na kieliszek do siebie! – poniosło się po pustej ulicy. – Kurwa, tyle gówna w ciągu jednego pierdolonego dnia. Tylko ta Monika… Jednak jest kochana – powiedział na głos i zaczął szukać kluczy do domu. – Chyba ostatni raz tak się nagrzmociłem, kiedy wracałem z Rosji. Jak to jest, że jak się ich szuka, to zawsze są w ostatniej kieszeni…

      Mieszkał na drugim piętrze, ale winda była zepsuta od dwóch dni, więc ruszył po schodach. Doszedł na pierwsze półpiętro, gdy usłyszał trzaśnięcie drzwi i ruch na klatce schodowej. Po chwili szybkim krokiem zeszli trzej mężczyźni. Minęli go w milczeniu i znikli na dole. Nigdy ich wcześniej nie widział.

      Przyspieszył kroku. Dobrze przeczuwał: drzwi do jego mieszkania były uchylone. Pchnął je delikatnie, wsunął rękę i nacisnął włącznik, ale światło się nie zapaliło.

      Wyłączyli prąd, żeby nie działało wi-fi – pomyślał. Bali się ukrytej kamery.

      Poświecił sobie telefonem i włączył prąd. Dopiero teraz zobaczył, że program monitorujący mieszkanie wysłał mu ostrzeżenie. Dima miał zainstalowany system bezpieczeństwa niezależny od wewnętrznego wi-fi, więc na smartfonie utrwaliło się całe nagranie.

      Rozejrzał się po mieszkaniu. Jakby przeszła trąba powietrzna albo trzęsienie ziemi. Nawet go to nie zaskoczyło. Przedstawienie? – pomyślał.

      – Oczywiście, że to show pana Wesołowskiego i prokuratora Farbiarza – powiedział na głos. – Kto to teraz, kurwa, posprząta? Dziękuję kolegom z obserwacji za profesjonalny kipisz, ale trochę się wpierdoliliście, panowie… Co ja tak dzisiaj przeklinam?

      Podszedł do biurka w sypialni, otworzył szufladę i włożył do niej rękę. Wyczuł, że notatnik i pakiet z jego greckim paszportem i dowodem osobistym jest na miejscu.

      Wrócił do salonu i usiadł na fotelu. Włączył program monitorujący. Po chwili na ekranie pojawił się obraz: trzech mężczyzn z latarkami poruszało się nerwowo po mieszkaniu, wyrzucając ubrania z szafy, książki z biblioteki i sztućce z szuflady.

      No tak… – pomyślał. Niczego nie niszczą i niczego nie szukają, więc albo mieli takie polecenie, albo sami tak postanowili. W sumie kulturalnie zrobili ten rozpierdol. Może zadzwonić do Moniki? – przeleciało mu przez myśl, ale spojrzał na zegar i zobaczył, że minęła północ. Uznał, że Monika na pewno już śpi. Ale Stokrotka może jeszcze nie spać, a nawet jeżeli śpi, to akurat teraz powinna się obudzić.

      – Mam kilka pytań, pani naczelnik – powiedział, podnosząc z podłogi książki. – Może niech ktoś przyjedzie z Miłobędzkiej zrobić porządek…

      Uśmiechnął się, ale poczuł, że po raz pierwszy, odkąd rzucił na biurko raport o zwolnienie, zaczyna wzbierać w nim wściekłość, taka prawdziwa, i na pewno nie jest to skutek nadużycia alkoholu. Tak przynajmniej mu się wydawało. Odnalazł aplikację SafeOne, którą dostał od Gerber. Wybrał kontakt oznaczony Mar i nacisnął Połącz.

      Odebrała po dłuższej chwili, wyraźnie zaspana.

      – Obudziłem cię? – zapytał oschle.

      – Tak.

      – To bardzo dobrze.

      – Co? – Nie kryła zaskoczenia. – O czym ty mówisz?

      – To ty nasłałaś na mnie tych złodziei?

      – O czym ty mówisz? – powtórzyła, coraz bardziej poruszona. – Co się dzieje, Dima?

      – Zaraz ci pokażę co. Poczekaj…

      Rozłączył się, załadował kilkunastosekundowy urywek filmu i wysłał go Gerber.

      – Masz? – zapytał, gdy zadzwonił ponownie.

      – Mam.

      – To patrz!

      Przez chwilę trwała cisza.

      Pierwsza odezwała się Gerber.

      – Co to jest? To twoje mieszkanie?

      – Właśnie, moje mieszkanie…

      – A ty jesteś trzeźwy, Dima?

      – Nie, ale co to ma do rzeczy? Właśnie minąłem tych miłych panów na schodach. – Przerwał na moment i zdecydowanym tonem dodał: – Ty za tym stoisz? To na twoje… a raczej tego palanta Wesołowskiego zlecenie? Od wyjścia z prokuratury miałem dzisiaj ogon. Po chuj to robisz?

      – Czyś ty oszalał? – obruszyła się Maria. – Rzeczywiście, chyba za dużo się napiłeś. Agencja nie wystawiała żadnego zlecenia na ciebie. Musiałabym o tym wiedzieć, bo tylko WBW może to zrobić. To ktoś inny. Swoją drogą, może warto zgłosić to na policję. Będą mieli spory problem, bo spartolili robotę. Niech się pogimnastykują.

      – Okej… pomyślę – odparł spokojnie Dima, ale nie miał zamiaru nic zgłaszać na policję, bo nie potrzebował nowego problemu, potrzebował czasu i nie chciał robić na złość facetom z obserwacji, którzy w końcu byli fair i uprzedzili go, żeby zamykał drzwi. – Przepraszam – ciągnął. – Tak, napiłem się i cały czas mnie dzisiaj ponosi. Przepraszam, Marysiu. Nie powinienem…

      – Nie ma sprawy. Co się dzieje… – Przerwała na chwilę. – Spotkajmy się jutro. Pogadamy…

      – Nie wiem, czy dam radę. Mam sporo pilnych rzeczy… odezwę się.

      – To czekam.

      – Wiesz… ci z obserwacji robią tylko na pokaz, nie kryją się i dają mi sygnały. Jakby chcieli, bym wiedział, że są po mojej stronie.

      – Więc to pewnie ABW, bo CBA czy wojskowi by na to nie poszli. Dobrze! – rzuciła z wyraźną emfazą. – Pomacam jutro i dam ci znać.

      – Nie gniewaj się… – zdążył jeszcze powiedzieć, ale nie był pewny, czy usłyszała.

      Nie miał zamiaru robić teraz porządku w mieszkaniu. Siedział w fotelu, rozglądał się po pokoju i zastanawiał, co powinien przemyśleć w pierwszej kolejności. Czuł się przytłoczony, zmęczony i zdezorientowany. Musiał podjąć wiele drobnych i ważnych decyzji, a nie potrafił znaleźć sensu i logiki w swoim postępowaniu. Jakby stracił zdolność prostej analizy faktów i instynkt samozachowawczy, czyli to, co zawsze pozwalało mu wyjść z opresji, a nawet ratowało życie.

      Spodziewał się, że mogą wejść do mieszkania, bo przecież został dyskretnie ostrzeżony, ale mimo wszystko odebrał to jak cios. Poniżający i bolesny, bo wymierzony przez swoich. Musiał jednak wznieść się ponad to, zmobilizować w chwili kryzysu i przejść do ataku. Tak jak kiedyś.

      Popatrzył

Скачать книгу