Afekt. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Afekt - Remigiusz Mróz страница 13
– Dajecie tu jeść czy trzeba sobie coś, kurwa, upolować? – rzuciła w kierunku dziewczyny stojącej przy stoliku obok.
Ta szybko skończyła obsługiwać tamtego klienta i podeszła do dwójki prawników. Zanim Chyłka zdążyła uraczyć ją kolejnym przejawem swojego uroku osobistego, Kordian uznał, że najlepiej, jeśli to on złoży zamówienie.
– Ja poproszę quinoa burgera – powiedział szybko. – A dla mojej narzeczonej będzie hickory-smoked barbecue combo.
– Duo czy…
– Trio – uciął szybko. – Bez sałatki cytrusowej. I bez fasolki.
– Będzie coś do picia?
– Dwa piwa – wyrwała się do odpowiedzi Chyłka.
– Jedno. Dziękujemy.
Dziewczyna również podziękowała, a Joanna złożyła dłonie na stole i popatrzyła z uznaniem na Oryńskiego.
– Pomijając kwestię alkoholu, muszę sobie oddać, że dość dobrze cię wytresowałam.
– Chciałem tylko zaoszczędzić tej Bogu ducha winnej dziewczynie traumy na całe życie.
– I przy okazji sprawiłeś sobie nieco satysfakcji, tytułując mnie swoją narzeczoną.
– Bo brzmi to całkiem nieźle.
Chyłka uśmiechnęła się nieznacznie, ale szybko spoważniała, wbijając spojrzenie w listę nazwisk na telefonie. Któraś z tych osób musiała wysłać Żelaznemu list. Ale która? I skąd czerpała wiedzę?
Oryński obrócił komórkę w swoją stronę i przesunął wzrokiem po wykazie.
– Najbardziej prawdopodobny wydaje się Szymon – mruknął.
– Tyle że on nie miałby powodu, żeby kontaktować się przez Żelaznego. Po pierwsze go nie zna, a więc mu nie ufa. Po drugie znalazłby lepszy sposób, żeby się do nas odezwać.
Kordian zaklął cicho, przyznając jej rację. Sięgnął za pazuchę marynarki i wyjął blister tabletek, po czym posłał pytające spojrzenie Joannie. Skinęła lekko głową.
Od jakiegoś czasu przyjmował xanax w takich dawkach, jakie zaleciła mu lekarka. Nie czuł tego, co dawniej – momentami właściwie wydawało mu się, że tabletki nie działają. Nie miał jednak zamiaru wracać do miejsca, z którego udało mu się uciec.
– Sprawdzimy te wszystkie osoby – powiedziała Chyłka. – I zrobimy to tak, żeby nikt nie miał o tym bladego pojęcia.
Kordian przez moment milczał.
– Zresetować cię? – rzuciła po chwili Joanna.
– Zastanawiam się, czy Żelazny po prostu tego nie wymyślił.
– Po jaką cholerę miałby to robić?
– Choćby po taką, żeby nastawić nas negatywnie do szefostwa i…
– Do tych trzech tępych chujów? – obruszyła się Chyłka. – Mnie nie da się bardziej negatywnie do nich nastroić. I Artur zdaje sobie z tego sprawę.
Oryński znów musiał przyznać, że to ma ręce i nogi. Żelaznemu zwyczajnie brakowałoby powodu, żeby coś takiego wymyślać.
Kiedy kelnerka zjawiła się z zamówieniem, Kordian oparł się bezsilnie o stół. Nie miał przesadnie wielkiego apetytu – Chyłka tradycyjnie wprost przeciwnie. Ledwo znalazł się przed nią talerz wypełniony mięsem, zabrała się do roboty.
– W takim razie to prawda – odezwał się.
– Hę? – rzuciła z pełnymi ustami.
– Facet, który steruje całym Konsorcjum, jest też naszym szefem.
– No – odparła Joanna, wybierając widelcem kolejną ofiarę. Tym razem padło na kawałek ręcznie szarpanej wieprzowiny. – I szamaj, bo ci ta imitacja burgera wystygnie.
Oryńskiego nadal niespecjalnie interesowało to, co miał na talerzu.
– Który z nich? – spytał, wbijając wzrok w sufit. – Kosmowski jest za młody, chociaż z drugiej strony… dlaczego to miałaby być przeszkoda? Messer z pewnością by się nadawał, przynajmniej pod względem charakteru. Bliżej mu do mafiosa niż prawnika. A Krat? Niby najmniej parszywy z całej trójki, ale może właśnie dlatego, że steruje nielegalną organizacją.
– Skończyłeś trajlować?
Kordian potrząsnął głową i w końcu sięgnął po burgera. Po pierwszym kęsie jego apetyt nieco się rozbudził.
– Dojdziemy do tego – odezwała się Joanna. – Ale najpierw rozwiążmy inną kwestię.
– Jaką?
– Rozbieżności w zeznaniach. Twoich.
Oryński przełknął niepewnie kęs. Doskonale wiedział, do czego zmierza Chyłka.
– Więc kiedy ostatnio widziałeś Asiannę? Dziesięć czy sześć lat temu? Nie machnąłeś się, to zbyt duża różnica.
– Cóż…
– Poświadczyłeś nieprawdę, a za to może spotkać cię w najlepszym przypadku embargo łóżkowe na cały miesiąc. O najgorszym nie chcesz nawet wiedzieć.
Kordian odłożył wegetariańskiego burgera na talerz i wytarł dłonie serwetką.
– Od dziesięciu lat nie utrzymujemy kontaktu. To sześć czy siedem lat temu było całkowicie przypadkowym, pojedynczym zdarzeniem.
– Ehe.
– I nie trwało zbyt długo, więc…
– Mówisz, jakbyś wpadł na nią w warzywniaku. A przypuszczam, że tak nie było.
Mocno wbiła widelec w kawałek kurczaka, a Oryński odniósł wrażenie, jakby zaraz miała to samo zrobić z nim.
– Nie – przyznał. – Wpadliśmy na siebie w Operze, zupełnym przypadkiem.
– Ty w operze?
– Mam na myśli ten klub przy placu Teatralnym.
– Ach, czyli wixa.
Kordian odchrząknął nerwowo. Gdy wracał myślami do tamtych czasów, zdawało mu się, że wspomina życie kogoś innego. Nie miał wtedy pojęcia, że jego przyszłość będzie tak bardzo różniła się od wyobrażeń przeciętnego młodego prawnika.
– Popiliśmy, zaczęliśmy wspominać, wiesz, jak to