Nielegalni. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nielegalni - Vincent V. Severski страница 49
Witalij przyleciał poprzedniego dnia wieczorem. Na lotnisku Szeremietiewo II przywitali go dwaj koledzy z Wydziału Polskiego. Odebrali od niego pakiet dyplomatyczny zawierający kartę pamięci, którą wcześniej wyjął ze schowka nieopodal pomnika pod Mławą. Przesyłkę od agenta Hooka. Witalij nie wiedział, co jest w środku, ale słusznie podejrzewał, że sprawa musi być nadzwyczaj ważna i pilna, bo inaczej Misza Popowski nie ściągałby właśnie jego. I to w takim tempie.
Bobriukow czekał przy wejściu do stacji metra Riecznoj, na ulicy Fiestiwalnej. Obok, w mocno zniszczonej czteropiętrowej kamienicy, było mieszkanie konspiracyjne Służby Wywiadu Zagranicznego, w którym się zatrzymał.
Czuł podniecenie na myśl, że przyjedzie po niego naczelnik Popowski, który mieszkał w pobliżu. Ale jeszcze bardziej cieszył się z tego, że zobaczą to koledzy w Jasieniewie. Pomyślą z pewnością, że przybył do Centrali w nadzwyczaj ważnej sprawie, skoro sam szef przywozi go do pracy samochodem.
Popowski, który mieszka w Chimkach, na co dzień jeździł do pracy metrem, najpierw do stacji Jasieniewo, a stamtąd służbowym autobusem. Teraz jednak wlekli się w żółwim tempie jego nowym volkswagenem passatem niemiłosiernie o tej porze zatłoczoną i nieustannie wymagającą remontu obwodnicą MKAD.
– Jak ci tam w Warszawie, Witia? – zaczął naczelnik bez zbędnych ceregieli. – Lubię to miasto… nie mam jakiegoś ulubionego miejsca, po prostu je lubię. Sam dobrze nie wiem dlaczego… za atmosferę, za Polaków…
– Za niezwykłą lekkość bytu… – dorzucił Witalij.
– Dobrze to ująłeś! To właśnie czuje się w Warszawie, szczególnie gdy przyjeżdża się tam z Moskwy. Polski już pewnie opanowałeś idealnie? – I nie czekając na odpowiedź, zapytał: – Wiesz, dlaczego cię tu ściągnąłem?
– Nie mam pojęcia…
– Włączam cię do nowej operacji. Jesteś dobrym oficerem… znasz Polskę, Polaków i nie jesteś zacietrzewionym homo sovieticus czy jakimś wielkorusem. Jesteś po prostu normalny, a przeciwnika trzeba znać, szanować, nawet lubić…
– Najbardziej lubię i szanuję Polki… – żartobliwie wtrącił Witalij.
– No właśnie! Słyszałeś kiedy, żeby Rosjanin powiedział, że są piękniejsze kobiety niż nasze? – Popowski uciął nagle i zawiesił głos, jakby chciał coś jeszcze dodać. Wyglądało, że się zamyślił.
Witalij milczał z uczniowską pokorą.
– Przywiozłeś pocztę od Hooka. Wczoraj odczytaliśmy zapis z karty pamięci. To był ostatni brakujący dokument. Plan ukrycia archiwum wywiadu nielegalnego NKWD sprzed wojny… – Popowski spojrzał na zdziwioną twarz Witalija. – Tak jest, i rzecz w tym, że Polacy też o nim wiedzą. Wygra ten, kto pierwszy je dostanie! Sprawa historyczno-polityczna z najwyższej półki, nadzorowana przez Kreml. Zabrałem cię dzisiaj, bo chciałem już wcześniej z tobą porozmawiać. Poza tym cię lubię! Jakbym widział siebie z dawnych lat!
– A gdzie to jest ukryte?
– I tu jest pewien problem, Witia. Otóż trzyma na tym łapę Łukaszenka. Nasz skarb jest zakopany na terenie twierdzy brzeskiej…
– Jaki problem? Nie możemy tego zrobić oficjalnie? – zapytał Bobriukow.
– To nie jest zwykły materiał historyczny, jakieś tam archiwum… starocie. To bomba genealogiczna i polityczna! Ważna dla Polaków i dla nas… Toteż jak się Łukaszenka zorientuje, to będzie chciał to przejąć i grać z nami i z Polską. Nie możemy na to pozwolić, Witia! Rozumiesz?! Interesuje się tym Kreml, osobiście… Zresztą porozmawiamy o tym później, jak się zapoznasz z dokumentami. Liczę na twoją pomysłowość i inicjatywę. Zebrałem mały zespół, ale sprawę prowadzimy we dwóch… będziesz moim zastępcą!
– Dziękuję! To dla mnie zaszczyt! – Bobriukow był szczerze poruszony. – Jak rozumiem, jest jakiś przybliżony termin naszej akcji w Brześciu?
– Jak najszybciej! Gdy tylko będziemy gotowi! Czekam jeszcze na jedną ważną informację… W zasadzie od niej zależy, czy w ogóle odpalimy silniki. To, co przywiozłeś na karcie, to tylko cyfrowa fotografia tego planu, wykonanego zresztą jeszcze w czasie wojny. Nie podejmę się tej operacji, dopóki nie będę pewien, że Polacy nie robią nas na szaro i nie chcą nas sprowokować. A… stać ich na to! By przeprowadzić dobrą operację inspiracyjną czy grę operacyjną, wcale nie trzeba Jasieniewa czy Langley. Wystarczy jeden twardy łeb, który wie, że im cenniejsze, bogatsze czy barwniejsze informacje, tym trudniej je ocenić…
– Konrad? – zapytał Witia.
– Najprawdopodobniej… Trzeba się z tym liczyć… Nawet chciałbym, żeby to był on… Bardzo!
Bobriukow wiedział, że Popowski zna Konrada Wolskiego, ale zdziwiło go trochę to, co właśnie usłyszał. Nie pasowało do Popowskiego, było zbyt osobiste i w zbyt ciepłej tonacji, nie bardzo przystającej rosyjskiemu oficerowi. Ale już po chwili przestał o tym tak myśleć, bo uważał, że szef Michaił doskonale wie, co robi i mówi. Teraz zastanawiał się, na jaką ważną informację jeszcze czeka, ale nie mógł go o to zapytać.
– Hook będzie miał w swoich rękach oryginał planu przez parę dni – usłyszał mocny głos Popowskiego. – To spore ryzyko dla niego i dla nas, bo jak się Polacy zorientują, że dokumentu nie ma tam, gdzie powinien być, to Hook wpadnie i całą naszą operację diabli wezmą albo jeszcze gorzej. Władimir Władimirowicz nie będzie zadowolony… Rozumiesz?! Dlatego wysłałem kogoś specjalnego, kto fachowo zbada ten dokument i w możliwie wysokim stopniu oceni jego autentyczność. Pewności w takich warunkach nigdy nie będzie, ale trzeba coś zrobić, by zbliżyć się do prawdy. Myślałem, żeby plan po prostu podmienić, ale nie ma na to czasu i wbrew pozorom jest to bardzo skomplikowane. Ryzyko spore, ale trzeba zapłacić tę cenę!
Witalij był dumny, że Popowski mówi to wyłącznie jemu, ale i tak niewiele zrozumiał.
– No tak… oczywiście! – skomentował, by podtrzymać pozory.
– Jak ci się układa z rezydentem? Wytrzymasz jeszcze te parę miesięcy? – Popowski na szczęście zmienił temat.
– Nie jest lekko, ale daję sobie radę… – odrzekł beznamiętnie Witalij, chociaż chciał powiedzieć, że rezydent to zwykłe bydlę. Nawet jeżeli Misza Popowski też tak uważał, to oficer nigdy nie krytykuje przełożonego w obecności innego zwierzchnika. Bobriukow znał tę prostą i słuszną zasadę. – Ale dlaczego parę miesięcy? – zapytał zaskoczony. – Przecież on ma jeszcze dwa lata do powrotu!
– Nieważne! Jest już decyzja, że zjeżdża. Potem emerytura… Zadowolony?
– Aha… no… to nie ma znaczenia. Teraz jest ważne, kto przyjedzie na jego miejsce… – powiedział Bobriukow obojętnym tonem, ale myślał zupełnie inaczej.
Wiedział, że zjazd z placówki przed czasem to kara dla rezydenta, i bardzo się z tego cieszył. Tak bardzo, że teraz jakiś Hook, archiwum, Popowski nie mieli dla niego znaczenia, a pytanie „zadowolony?” było po prostu śmieszne. Czuł, że eliminacja tego spleśniałego durnia i prześladowcy