Niewierni. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niewierni - Vincent V. Severski страница 19
– Niesamowite! Jakby tu była! Ubóstwiam ją… dobrze wybrałeś – oznajmiła Linda z uniesieniem.
– To piękne, ale wolę Evę Dahlgren… – Olaf chciał coś jeszcze powiedzieć, gdy rozległ się dzwonek jego telefonu. – Nie mogą sobie beze mnie poradzić – rzucił i wszedł do domu.
Wrócił na taras i dopiero wtedy odebrał.
– Witaj, Konrad! – odezwał się po angielsku i po chwili dodał: – Nie… jesteśmy z Lindą na Fårö… w domu jej wuja… – Zamilkł na chwilę, a potem w ciągu prawie dwóch minut powiedział przynajmniej piętnaście razy yes i na zakończenie stwierdził: – Sprawa może jeszcze poczekać, ale mimo wszystko dobrze byłoby pogadać… no i… – Znów na moment przerwał i zaraz zakończył krótko: – Czekamy. Do usłyszenia.
Usiadł na leżaku.
– Nie przyjadą? – Linda zamknęła oczy.
– Mają jakąś pilną robotę. Będą w przyszłym tygodniu.
– Nic im nie mówiłeś, że przeszłam do antyterrorystów?
– Skąd!
– Ale zaprosisz mnie na kolację, jak przyjadą? – zapytała z nutką zadufania.
– Jasne, Puchatko! – Pochylił się i pocałował ją w nos.
– Masz już pomysł, jak się dobrać do aktywów Carla Jorgensena w Kaliningradzie?
Słońce było już nisko nad horyzontem i nabrało ostrości, oświetlając na czerwono twarz Lindy.
– Nie mam! To, co zrobiliśmy dotąd, pachnie amatorszczyzną. Zresztą… – Zamyślił się na moment – Teraz to sprawa KSI i zespołu Pera. Ja mam tylko głos doradczy.
– No to dlaczego ty zapraszasz Polaków? – zainteresowała się Linda i uniosła powieki. – Chyba nie chcesz powiedzieć, że Sara wpadła ci w oko? Olaf! Popatrz na mnie!
Jej głos zabrzmiał zupełnie poważnie, aż Olaf spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– Nooo… ona jest rzeczywiście atrakcyjna, ale blondynek mamy dostatek…
– Nie takich!
– W porządku! – odparł natychmiast, jakby chciał już zakończyć temat.
Linda zręcznie podchodziła Olafa, który w takich sytuacjach był zakłopotany, bezradny i taki zabawny. Bez trudu mogła go kontrolować.
– Nie wiem dlaczego, ale sprawa tego nielegała, tej Róży Stefanowicz, nie daje mi spokoju…
– To ze sprawy Jorgensena? – przerwała mu Linda.
– Tak! Notatki Hansa to kopalnia informacji. Stary wiedział, co zapisywać, co jest ważne.
Usiadła wygodniej, jakby oczekiwała, że Olaf powie coś ciekawego. Praktycznie od zakończenia sprawy Jorgensenów w lecie ubiegłego roku nie miała już z nią do czynienia. Najpierw trzymiesięczne zwolnienie lekarskie, a potem nowe zadania odsunęły ją od sprawy, którą sama rozpoczęła. W domu Olaf unikał rozmowy na ten temat, bo bał się, że u Lindy może nastąpić nawrót depresji. Bał się, ale w rzeczywistości to on był słabszą połową tego związku.
– Kto to jest Róża Stefanowicz? – zapytała z zaciekawieniem.
– Nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć, ale postać ta w jakiś dziwny sposób przyciąga moją uwagę. Mam wrażenie, że różni się od wszystkich pozostałych, o których opowiedział nam Jorgensen, jest jakaś inna, tajemnicza…
– To znaczy?
– No, nie wiem! Spośród trzydziestu ośmiu nielegałów KGB i SWZ to była jedyna Polka, właściwie to był jedyny nielegał z polską tożsamością czy też pod polską flagą. To była też jedyna kobieta, którą KGB przerzucało samą. Jeżeli pojawiały się kobiety, to zawsze w parze z mężczyzną. W tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym pierwszym roku Jorgensen przetrzymywał ją w swojej przechowalni trzy tygodnie. Twierdził, że to była kobieta niezwykła, piękna. Miała wtedy dwadzieścia sześć lat i Jorgensen poczuł do niej coś szczególnego…
– Zauroczenie? Przecież kochał swoją żonę… Ingrid.
– Nic z tych rzeczy! – odparł zdecydowanie Olaf. – Jorgensen ma lekkie odchylenie mistyczne czy coś w tym rodzaju i twierdzi, że Róża Stefanowicz jest teraz gdzieś w pobliżu i odegra jeszcze ważną rolę…
– Gdzie? Co? Jak?! No, rzeczywiście ma odchylenie! – wtrąciła Linda.
– Gdybym ci przytoczył szczegóły tego, co nam powiedział Hans Jorgensen, tobyś nie uwierzyła. Więcej powściągliwości, Puchatko! – Olaf pomyślał przez moment, że Linda może mieć uraz do tej sprawy.
– Niech ci będzie. Co dalej?
– Przyjechała do Szwecji jako Róża Stefanowicz, a wyjechała jako Róża Bielska i wyruszyła gdzieś w świat. Ma teraz sześćdziesiąt jeden lat, czyli jest jeszcze w sile wieku.
Słońce znikło za horyzontem i w dali majaczyło już tylko halo. Zrobiło się nagle zimno. Linda zamilkła i wpatrywała się przez chwilę w morze. Olaf włożył sweter. Siedzieli tak w ciszy kilka minut i wyglądało na to, że oboje myślą o owej tajemniczej Polce.
– Wiesz… może rzeczywiście coś w tym jest – odezwała się niespodziewanie Linda. – To o tym chcesz rozmawiać z Konradem? Może ona była nie radzieckim, tylko polskim nielegałem albo zrobionym w kooperacji z KGB?
– Jorgensen zdecydowanie to wykluczył. Zresztą nielegałów tak się nie robiło – odpowiedział pewnie Olaf. – Tak, chcę o tym porozmawiać z Konradem, bo ta sprawa nie daje mi spokoju. Zaraziłem się od Hansa czy co?
– Popatrz, Olaf, jest tyle różnych wysp na świecie, ale Fårö jest tylko jedna. Przeszywająca swoją atmosferą i tajemnicą. Widziałam tu kiedyś na plaży kroczącą śmierć w czarnym stroju… i tu… straciłam dziewictwo. Uwierzyłbyś? – Olaf spojrzał na nią z lekkim półuśmiechem. – Zimno już! – dodała po chwili, podniosła się z leżaka i wchodząc do domu, rzuciła: – Pójdziemy do sauny? A potem poczytamy Kubusia Puchatka albo obejrzymy Łowcę androidów.
– Mmmm… – zamruczał, wchodząc za nią. – To może najpierw obejrzymy, a potem poczytamy… scenariusze Bergmana.
– Najpierw sauna!
– Trzyyy, cztery…
Zaczęli rozbierać się na wyścigi, rozrzucając po salonie części garderoby. Jego but poszybował tak precyzyjnie, że strącił lampkę ze stolika.
– Zaczekaj! – zawołał Olaf i pobiegł do przedpokoju. Wrócił z kaskiem rowerowym i rzucił go nagiej już Lindzie. – Załóż! Jestem nastawiony dzisiaj bardzo bojowo! – I zaczął