Niewierni. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niewierni - Vincent V. Severski страница 23
Postanowił jednak sprawdzić prawdziwość swoich podejrzeń i nacisnął na intercomie przycisk z napisem „Sara”.
Na jej telefonie wyświetlił się napis „Konrad” i Sara podniosła głowę znad komputera, spojrzała przez szyby na Konrada i równocześnie zapytała jakby nieco zdezorientowana:
– No… co jest?
– Przyjdź do mnie… albo nie, ja przyjdę – rzucił i rozłączył się.
Przeszedł do jej pokoju, usiadł w fotelu i już miał zacząć opowiadać o wizycie na Miłobędzkiej, gdy Sara z głośnym trzaskiem zapaliła papierosa.
– Dlaczego używasz takiej niewygodnej męskiej zapalniczki? To jakiś szpan czy pamiątka po… nim? – Konrad po raz pierwszy zapytał o to, o co chciał ją zapytać od zawsze. Zrobił to tak spontanicznie, że aż się zawstydził. – Mogłabyś rzucić palenie! – dodał świadomy bezsensu tego, co powiedział.
– Co z tobą, Konrad? – Sara uniosła brwi i założyła nogę na nogę. – Coś się stało?
Kurwa! – zaklął w duchu. Że też ona zawsze mnie wyczuje…
– Co się stało?
– Nie, nic! – skłamał, przygryzł dolną wargę i zdecydował, że porozmawia z nią w bardziej sprzyjających okolicznościach.
– Gdybym cię nie znała, to pomyślałabym, że rzuciła cię dziewczyna albo, co gorsza, ktoś ci porysował saaba… 900i… turbo. Tak?
Konrad zmienił zdanie i chciał już wszystko powiedzieć, gdy zadzwonił jej telefon komórkowy. Znał tę melodię – to był jego ulubiony motyw z piosenki Cata Stevensa i Sara o tym wiedziała. Kiedyś nawet miał pewne podejrzenia, dlaczego ściągnęła sobie ten utwór na prywatną komórkę.
Zdążyli wysłuchać sporego kawałka melodii, nim odnalazła telefon w torebce. Konrad chciał już wyjść, ale dała mu ręką znak, żeby został.
Była trzynasta pięćdziesiąt sześć.
– Cześć, Jacek! Kopę lat! – zaczęła Sara, niby uradowana z telefonu.
Konrad od razu zrozumiał, że to Jacek Morawiec, szef ochrony hotelu Marriott, były oficer Wydziału Wschodniego kontrwywiadu ABW i dawny chłopak Sary. Razem byli w szkole wywiadu w Kiejkutach i potem jeszcze przez pół roku ze sobą chodzili. Rozstanie wymusiły alkoholowe problemy Jacka, lecz, jak zawsze twierdziła Sara, pozostali przyjaciółmi. Wkrótce odszedł też z ABW, z tych samych powodów.
– Poczekaj – odezwała się do Jacka i zwróciła do Konrada: – Coś dziwnego dzieje się w Marriotcie. Jacek? Słyszysz mnie dobrze? Jest u mnie Konrad… przełączę na głośniki… mów.
– Dobrze. – Konrad rozpoznał podniecony głos Morawca. – Słuchajcie uważnie. Minutę temu zadzwoniła do mnie jedna ze sprzątaczek. Przez przypadek weszła do pokoju… apartamentu i zobaczyła coś dziwnego. Przy stole siedziało kilku facetów, którzy bardzo się zdenerwowali jej niespodziewanym wtargnięciem i zaczęli chować pod stół jakieś papiery. Ale żeby było dziwniej… trzech facetów to Azjaci. Sprawdziłem. Pokój jest na Szweda, Gustava Winklunda. Oni tam teraz są…
– Może to jacyś biznesmeni? – zapytała zaciekawiona Sara.
– No… może… może nie?! Jednak znam tę sprzątaczkę. Była wyraźnie przerażona…
– Może to mafia? – wtrącił Konrad.
– Słuchajcie! – rzucił wyraźnie podniecony Jacek. – Coś tu nie gra! Ale jak was to nie interesuje…
– Daj spokój – odezwała się Sara. – Oczywiście, że nas interesuje! Co to za Azjaci? Zapytaj tę sprzątaczkę. Chińczycy, Japończycy…?
– Na głowę upadłaś! Ona rozróżnia co najwyżej białych, czarnych i żółtych…
– Okej! Weź z recepcji dane tego Szweda i podaj nam jego datę urodzenia i numer paszportu…
– Czekaj… – Jacek ściszył głos. – Czekaj… – Na chwilę w głośnikach zaległa cisza. – Ty… Sara… oni właśnie wychodzą… Trzech Azjatów w garniturach i dwóch białych… Coś dziwnego! Są mocno zdenerwowani!
– Zrób im zdjęcie – rzucił Konrad.
– Nie mam jak!
– Co się dzieje? Jacek?! – Sara poczuła wyraźne podniecenie.
– Jeden poszedł płacić do recepcji… przeszli obok mnie, jestem w holu.
– Jacek! Słuchaj! Jedź za nimi! Trzymaj telefon włączony…
– Żółci wsiadają do taksówki…
– Zajmij się białym! – Atmosfera w pokoju Sary z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej napięta.
– Biały wyraźnie czeka na tamtego, co płaci… Jest zdenerwowany!
Konrad poderwał się nagle z fotela i pobiegł do pokoju Marcina.
– Motor masz?
– Mam… ale…
Marcin zamarł ze zdziwienia.
– Pędem na motor! Włącz telefon i załóż słuchawki…
Tamten stał, jakby ogłuchł.
– Już! Zasuwaj! Dostaniesz dyspozycje!
Marcin chwycił kask, skórzaną kurtkę i pobiegł w kierunku wyjścia. Konrad wrócił do pokoju Sary, która z wypiekami na twarzy zrelacjonowała mu sytuację:
– Jacek w tej chwili ruszył taksówką za tym młodszym… białym. Stary… ten Szwed… właśnie wsiadł do drugiej taksówki hotelowej. Jacek zna kierowcę. Zaraz zadzwoni do operatora i zapyta, dokąd jadą.
– Marcin na swoim motorze czeka już na dole – powiedział z satysfakcją Konrad.
– Mądry chłopiec! – rzuciła Sara, mocno już pobudzona.
Telefon nie zdążył nawet zagrać pierwszych pięciu nut Morning Has Broken, kiedy Sara nerwowo nacisnęła zielony przycisk i zaraz przełączyła na głośnik.
– Jadą na lotnisko! Stoją w korku w Alejach – usłyszeli głos Jacka. – Ja jadę za tym młodszym w kierunku Wilanowa.
– Trzymaj się blisko, ale nie daj się złapać – powiedział Konrad, choć Jacek po służbie w kontrwywiadzie powinien znać zasady prowadzenia obserwacji. – Chyba nie zapomniałeś? Bądź cały czas na linii. Nie wyłączaj się!
Wyjął swojego iPhone’a i wybrał numer Marcina.
– Gdzie jesteś?
– Stoję