Niewierni. Vincent V. Severski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niewierni - Vincent V. Severski страница 40

Niewierni - Vincent V. Severski Czarna Seria

Скачать книгу

rzecznicy prasowi, ale to też pozostawało tylko kwestią czasu.

      W nocy mocno padało, aż Linda musiała wstać i wytrzeć zalaną podłogę w salonie. Olaf spał jak zabity i nawet nic nie zauważył. Rano zjedli razem śniadanie, potem Olaf włożył swój najlepszy garnitur i pierwszy wyszedł z domu. Musiał być wcześniej w pracy, bo chciał się przygotować do spotkania z norweskimi kolegami z PST. Dlatego poszedł do najbliższej stacji metra Medborgarplatsen i pojechał na Polhemsgatan 30 z przesiadką na Centralen.

      Linda wyjrzała przez okno i uznała, że pogoda jest wystarczająco dobra, by mogła jechać do pracy na rowerze. Włożyła niebieskie spodnie, bluzkę z długim rękawem i żółtą bawełnianą marynarkę z paskiem typu safari oraz granatowe półbuty na niskim obcasie. Na plecy zarzuciła wytarty granatowy plecak Fjällräven. Wzięła też pompkę rowerową, bo kiedy wracała wieczorem do domu, wydawało jej się, że z przedniego koła zeszło powietrze.

      Olaf miał je napompować wieczorem, ale dyskusja na temat ostatniego tomu trylogii Stiega Larssona wybuchła tak gwałtownie, że prozaiczna sprawa powietrza w kole zeszła na dalszy plan, a w końcu gdzieś się rozpłynęła. Teraz Linda patrzyła na ten problem zupełnie inaczej i była zła na Olafa, bo pompowanie koła rano nie należało do jej ulubionych zajęć. Mogła oczywiście jechać metrem, ale to nie byłoby w jej stylu. Jak sobie coś postanowiła, to tak musiało być.

      Do pracy miała trzy i pół kilometra, więc jeśli nie musiała dłużej stać na światłach, dojeżdżała na Polhemsgatan w piętnaście minut. Za każdym razem, kiedy wracała już z pracy do domu przez Centralbron, najpierw po prawej stronie mijała wydawnictwo Norstedts, które ożywiło książki Larssona, a zaraz potem dom na wysokiej skale, w którym mieszkała Lisbeth Salander. I chociaż doskonale wiedziała, że to czysta fikcja literacka, miała nieodparte wrażenie, że ona tam siedzi wysoko nad wodą w oknie swojego ogromnego mieszkania i patrzy, jak Linda przejeżdża przez most.

      Kiedy Stieg Larsson stworzył tę postać, Linda z radością stwierdziła, że ma nareszcie kogoś, kto myśli i czuje podobnie jak ona. Mikael Blomkvist mógł dla niej nie istnieć. Facet bez jaj, co daje dupy każdej babie i nie tylko. Nie tak jak Lisbeth, ona bierze sama i tylko to, co chce. Nawet jeżeli niektórzy uważają, że to współczesna Pippi Langstrumpf. Ale to akurat Lindzie podobało się w niej najbardziej.

      – Zarezerwowałem dla nich Park Hotel na Karlavägen, obok polskiej ambasady – zakomunikował Hasan Mardan, kiedy tylko Linda pojawiła się na korytarzu.

      – Może nie chcą się pokazywać w okolicach swojej ambasady? – zapytała.

      – Może. O ile wiem, nie upierają się na udział w rozmowach łącznika z placówki…

      – To nie tak. To nasza decyzja… Właściwie Olafa. Sprawa Jorgensena ma wciąż najwyższą klauzulę tajności…

      – Tak wysoką, że nie widać jej końca – wtrącił Hasan.

      – Żebyś wiedział! – potwierdziła poważnym tonem.

      Hasan usiadł za niedużym stołem konferencyjnym i przyglądał się, jak Linda rozkłada dokumenty na biurku. Mocniej upiął swój ogon z dredów i położył ręce na kolanach. Odczekał jeszcze, aż Linda z głośnym westchnieniem zapadnie się w fotelu, i zapytał, od czego ma zacząć.

      – Od przyniesienia mi kawy, dżentelmenie! – I zanim zdążył się podnieść, zapytała o coś, co od dawna ją intrygowało. – Jak ty zakładasz na te włosy kask motocyklowy?

      – Normalnie. Od góry – odpowiedział i wyszedł.

      Przyniósł kawę także dla siebie. Usiadł na tym samym krześle i otworzył tekturową teczkę.

      – Wygląda na to – zaczął – że Polska i Szwecja zawarły jakiś tajemny sojusz i Warszawa chce naszego Karola Gustawa na króla, a potem zrobimy im potop…

      – Dowcipniś! Jaki potop? A nasz Karolek chyba nie weźmie drugiej fuchy – stwierdziła Linda, przekładając dokumenty do podpisu.

      – Nie pamiętasz? – Hasan z lekkim niedowierzaniem pokręcił głową. – Chyba nie byłaś wtedy… tego…

      – Nie zbaczaj z tematu! – przerwała mu, zanim powiedział coś, czego potem mógłby żałować.

      – Oni w Polsce mówią „potop” na najazd szwedzki w siedemnastym wieku – wyjaśnił Hasan.

      – Myśmy nigdy nikogo nie najeżdżali – odparła Linda ze zmarszczonymi brwiami. – Zawsze byliśmy neutralni. Szwedzi to spokojni rolnicy… Ciągle nas mylą z Norwegami… Co tam masz?

      – To od Konrada. Zobacz. – Podsunął Lindzie plik zdjęć. – Przyszło wczoraj po południu. Azjaci to prawdopodobnie północni Koreańczycy, chyba ze służb. Spotkali się w Warszawie z tymi dwoma facetami.

      Linda zrobiła zdziwioną minę, a Hasan dotknął palcem zdjęć.

      – Ten, numer dwa, nieznany, brak danych. Nie wiadomo, kto to jest. Ale ten to prawdziwa ciekawostka. Nazywa się Gustav Winklund, numer ID 3810040312…

      – Szwed?

      – Nooo… nie bardzo…

      – A co?

      – Takiego człowieka w naszym królestwie nie ma. Ot co! Sprawdzaliśmy nawet zbliżone dane. I nic!

      – Czyli ma fałszywe dokumenty. Nie podszywa się pod kogoś? To bardzo ciekawe… bardzo ciekawe. – Linda była wyraźnie poruszona. – Co tam jeszcze trzymasz w zanadrzu?

      – Gość używa szwedzkiej komórki. Mamy jej numer w Telii. I kolejna ciekawostka! – Hasan zawiesił na chwilę głos. – Ta komórka to prepaid kupiony na Arlandzie ponad trzy lata temu i… i ten numer nigdy się nie zalogował na terytorium Szwecji.

      – A to już bardzo ciekawe! – Linda aż wstała zza biurka. – Ruski? Nielegał? Chyba nie… czuć amatorszczyzną…

      – Nie wiem, ale to nie jest amatorszczyzna – stwierdził stanowczo Hasan. – Azjatów sprawdziłem w naszych archiwach i w wojsku. Są nieznani. Nikt ich nigdy nie widział. Przygotowałem odpowiedź dla Konrada – podsunął Lindzie pismo. – Przeczytaj. Zaraz ją wyślemy. O szczegółach pogadamy, jak przyjadą…

      – Niewiele tego – przerwała mu, postawiła parafkę i oddała dokument.

      – Myślę, że nasza odpowiedź, mimo że tak krótka, da Konradowi dużo do myślenia. Nie sądzisz? Musimy jeszcze sprawdzić, z jakiego adresu zrobiono rezerwację dla tego Winklunda, ale nie spodziewałbym się niczego ciekawego. Jest pewne, że to jednorazowy prepaid.

      – Cóż, skoro facet nie istnieje, nie możemy zrobić nic więcej. – Linda pokręciła głową i usiadła. – Na wszelki wypadek zabezpiecz tego Winklunda w naszej kartotece. Ciekawe, kto to może być… Duńczyk, Fin, Norweg…?

      – To tyle. Masz jeszcze coś do mnie? Bo się spieszę – oznajmił Hasan i podniósł się do wyjścia.

      – Dokąd?

      – Jadę do FRA. Jestem umówiony z dyrektorem Hermanssonem.

      – Zaraz,

Скачать книгу