Niewierni. Vincent V. Severski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niewierni - Vincent V. Severski страница 41

Niewierni - Vincent V. Severski Czarna Seria

Скачать книгу

19

      Michaił Wiktorowicz Popowski, naczelnik Wydziału Polskiego Służby Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej, przez ostatnie miesiące czuł się świetnie. I to nie z powodu przedwczesnego awansu na podpułkownika, choć i to było miłe, lecz dlatego, że rzeczywiście przysłużył się ojczyźnie, co dokładnie tymi właśnie słowami określił sam Władimir Władimirowicz. Zostały co prawda wypowiedziane w wąskim gronie kierownictwa SWZ, brzmiały jednak i smakowały wyśmienicie. Po kilku połowicznych zwycięstwach i kilku porażkach Michaił Popowski w końcu wziął odwet na Konradzie Wolskim, chociaż on o tym jeszcze nie wiedział. Od wielu tygodni Popowski kombinował, jak mu ten fakt uzmysłowić, mimo że było to wbrew kardynalnej zasadzie wszystkich służb wywiadowczych, że o zwycięstwach się nie mówi, a porażki widzą wszyscy.

      Tymczasem cieszył się nagrodą, jaką dostał od prezydenta. Nie dość, że wystarczyło na najnowszy model bmw X5, to jeszcze zostało na roczny karnet do centrum sportowego Gloria.

      Teraz przeciskał się samochodem zatłoczonymi ulicami Moskwy, by jak najszybciej dotrzeć do domu na Fłockiej. Był piątek i o dziewiętnastej miał umówione spotkanie ze starszym sierżantem Andriejem Trubowem.

      Popowski wiedział, w jakiej jednostce służy Trubow, bo umówił się z nim za pośrednictwem Szybkiego Griszy, przyjaciela jeszcze z czasów Akademii Andropowa. Cokolwiek Grisza robił, robił szybko i dokładnie, i dlatego zaraz po skończeniu nauki gdzieś znikł. Nawet podczas przypadkowego spotkania nikt nigdy nie pytał, gdzie znikł Grisza, ale każdy się domyślał, że jest w oddziale Gamma.

      Michaił jednak o oddziale Gamma wiedział więcej niż inni, i to nie tylko dlatego, że miał tam kilku przyjaciół, ale także dlatego, że sam niegdyś blisko z nim współpracował przy realizacji kilku spraw. Dlatego zgodził się porozmawiać z Andriejem Trubowem, który osobiście miał mu przedstawić swoją prośbę. A jako że prośba była nie do końca służbowa – jak stwierdził Szybki – więc chciał się spotkać poza firmą.

      Popowski był już spóźniony prawie piętnaście minut i kiedy wjeżdżał do podziemnego garażu, zauważył przed domem ubranego na czarno mężczyznę z jasnymi włosami związanymi w kucyk. Od razu pomyślał, że to musi być sierżant Trubow.

      Jeżeli to on, to pierwszy sierżant specnazu z kucykiem, jakiego widziałem – pomyślał Michaił z pewną dozą uznania.

      Wjechał z garażu windą na piąte piętro i ledwie zdążył zapalić światło, odezwał się domofon.

      – Kto?

      – Trubow.

      – Piąte piętro – powiedział Popowski i pomyślał, że facet musi być wyjątkowo bystry, skoro wyczaił światło w oknie. Od razu go polubił.

      Nie minęła minuta, kiedy zadźwięczał dzwonek do drzwi. Popowski z niedopiętym rozporkiem aż znieruchomiał między toaletą a korytarzem i z niedowierzaniem spojrzał na zegarek. To było po prostu niemożliwe, żeby Trubow wjechał windą tak szybko, ale zaraz pomyślał, że coś musiało mu się pokręcić.

      Spojrzał przez wizjer, ale nikogo nie zauważył.

      – Kto?

      – Trubow.

      Spojrzał jeszcze raz, ale dalej nikogo nie widział. Po chwili zdziwienia otworzył drzwi. I nie pomylił się. Stał przed nim wysportowany mężczyzna o ładnej rosyjskiej twarzy, z blond kucykiem, ubrany od stóp do głów w czerń bez stylu i smaku.

      Wyciągnął rękę na przywitanie.

      Popowski poczuł twardą dłoń. Od razu było widać, że nie jest to jakaś ślamazara z Jasieniewa, tylko prawdziwy mężczyzna. Wydawało się nawet, że w tym uścisku Trubow przekazał mu pełną informację, że jest kimś wyjątkowym, nawet niebezpiecznym, i dobrze mieć kogoś takiego za przyjaciela.

      Do Popowskiego dotarło, że ktoś taki nie może przychodzić z jakimś głupstwem. Sierżant zrobił jeszcze większe wrażenie, gdy bez słowa wskazał palcem na jego rozporek.

      Tak naprawdę jednak gapiostwo Popowskiego wcale Trubowa nie obchodziło, bo miał do niego ważną, bardzo osobistą sprawę, więc wszedł głębiej do mieszkania i od razu trafił do salonu. Usiadł na brzegu dużego skórzanego narożnika i beznamiętnie zaczął lustrować pokój.

      Popowski, wchodząc za nim, zapalił światło i wtedy Trubow ujrzał na przeciwległej ścianie potężny bizantyjski kredens. Tak wysoki, że aż dotykał sufitu, choć mieszkanie nie było niskie. Przeplatany odcieniami złota, intarsjowany mahoniem i hebanem, barwionym kryształem. Opierał się na pięciu mosiężnych sfinksach, a na obu górnych rogach widniały dziwaczne stwory: na poły węże, na poły kobiety o uroczo wysuniętych do przodu nagich piersiach. Kredens był zdobiony, rzeźbiony i tak bił w oczy wszelakim bogactwem, że Trubow po raz pierwszy w życiu otworzył z zachwytu usta i stracił głos. Nie wiedział, czy jest w cerkwi, czy w Ermitażu. Zdawało mu się, że odczuwa obecność jakiegoś nadprzyrodzonego zjawiska, więc gotów był nawet uklęknąć, gdyby ktoś mu powiedział jak. Nigdy czegoś tak pięknego w cerkwi nie widział, więc nabrał dla podpułkownika Popowskiego szczególnego szacunku.

      To jest rosyjski, nadzwyczaj rosyjski dom – uznał od razu. A kredens wart ze trzy mercedesy – pomyślał – może nawet cztery!

      – Podoba ci się? – usłyszał, ale dopiero po sekundzie dotarło do niego, że Popowski stoi w drzwiach.

      – Bardzo – odpowiedział Trubow z pewnym ociąganiem, ale zgodnie z prawdą. – Jak w cerkwi na Kremlu… albo jeszcze lepiej! Co to jest?

      – Kredens.

      – Piękne cycki! – Wskazał głową na rzeźbę. – Szkoda, że nie mają cipek… gdzieś już takie widziałem…

      – To chimery… albo raczej echidny – wyjaśnił Popowski.

      – Musi być bardzo drogi!

      – Wart niezły samochód.

      – Mercedesa? Lexusa… jednego?

      – Volkswagena golfa… nowego – odparł Popowski.

      – Niemożliwe! – rzucił Trubow, autentycznie zaskoczony. Z niedowierzaniem pokręcił głową i pomyślał, że też mógłby kupić sobie taki mebel.

      – Napijesz się czegoś? – zapytał Popowski i otworzył drzwiczki w kredensie.

      Trubow wstał i podszedł bliżej. Wewnątrz stał rząd dyskretnie oświetlonych różnokolorowych butelek, ale tylko kilka było mu znajomych. Nigdy nie widział czegoś tak pięknego, nawet na filmach. Jeżeli jakiś oficer wywiadu może sobie pozwolić na coś takiego, taki kredens i barek, to co dopiero ma jakiś Abramowicz! I nagle dotarło do niego, że są też inne piękne rzeczy w życiu, nie tylko robienie porządków na Kaukazie.

      – Wódki – odparł pewny, że dobrze i bezpiecznie wybrał.

      – Ja… jacka danielsa… chyba.

      Popowski nalał dwie szklanki i usiedli na kanapie. Whisky i wódka były w temperaturze pokojowej i bez lodu, ale nie robiło

Скачать книгу