Niewierni. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niewierni - Vincent V. Severski страница 54
Mimo próśb rodziny dziadek Alejandro zdecydował się pozostać pod podłogą aż do powrotu republiki i śmierci Franco. Przez czterdzieści lat przeczytał setki książek, więc nikt nigdy nie mógł powiedzieć, że jest z nim coś nie w porządku. Przeciwnie, w ostatnich latach jego dziwna, pustelnicza walka z Franco, pełna poświęcenia, jakby złożył śluby czystości, zdobyła uznanie i szacunek okolicznych mieszkańców. Po wkroczeniu frankistów w 1936 roku została zamordowana większość jego przyjaciół i Alejandro uważał, że musi żyć, by dalej walczyć, a walczyć może tylko żywy. W końcu był ateistą.
W 1975 roku po trzech zawałach zmarł jego osobisty wróg, generalissimus Franco, i Alejandro miał nadzieję, że długo się nacierpiał. Młody król Juan Carlos szybko i sprawnie odbudował demokrację, ale to już nie było to.
Z domu wyszedł po raz pierwszy dziewiętnastego stycznia 1976 roku przy aplauzie zebranych na zewnątrz mieszkańców i wznosząc zaciśniętą pięść, trzykrotnie przemaszerował wzdłuż całej stumetrowej ulicy. Przez pierwsze lata poszukiwał mogił przyjaciół. Znalazł dwa masowe groby, ale nie było wtedy badań DNA i nie udało się ustalić, kto w nich leży.
Zrobiono o nim kilka programów telewizyjnych, udzielił kilkunastu wywiadów i na koniec został conserje w domu dla bogatych Europejczyków, bo był najbardziej oczytany.
Los Alejandra Marii Fernanda tak wstrząsnął Claesem, że ten przez kilka nocy nie mógł spać i poprzysiągł zemstę wszystkim jego wrogom. Nie był w stanie zrozumieć, dlaczego nie urodził się, jak on, w 1920 roku, by z bronią w ręku walczyć o wolność. Potem przeczytał mnóstwo książek o wojnie domowej w Hiszpanii i chociaż nie wszystko mu się u republikanów podobało, to jednak wolności po tej stronie było tyle, że bez trudu mógł tam znaleźć miejsce i broń dla siebie.
Z czasem przestał czytać na ten temat, sporo zapomniał, a nieraz też dowiedział się nie tego, czego oczekiwał. Ale pozostał wierny ideałom. Solidaryzował się całym sercem ze wszystkimi, którzy gdziekolwiek na świecie toczyli walkę o wolność.
Gdy Lady Gaga zaśpiewała piosenkę Alejandro, Claes uznał, że nie ma już odwrotu.
Nie opuścił w Europie prawie żadnego wiecu, demonstracji czy protestu, a już na pewno nie w Sztokholmie, i nigdy nie stał z rękami w kieszeniach. I choć zebrał sporą kolekcję blizn, ta forma walki dalece nie zaspokajała jego ambicji.
Męczyłby się jeszcze długo w swej bezsilności, gdyby pewnego dnia nie spotkał niewiele od siebie starszego Polaka, który wyjaśnił mu, że prawdziwa wolność jest w sieci, i przyjął go do Zatoki Psów Niewiernych. Nazywał się Mirmillo i – jak to Polak – o wolności wiedział wszystko. Uważał, że walka w sieci to suma wszystkich rewolucji i wojen o wolność, jakich doświadczył dotąd świat, i sprawił, że Claes von Utrecht stał się Galem – na zawsze, jak uważał.
Za kilka dni do Sztokholmu miał przylecieć Mirmillo, więc Gal chciał się przygotować do jego wizyty. Zresztą wszystkie dni do końca tygodnia miał dokładnie zaplanowane i nie miał czasu na rozmowę z mecenasem Blumem, który przynudzał nieustannie, by uzasadnić sens swojego istnienia.
We wtorek Gal wybierał się na spotkanie organizacyjne Komitetu Poparcia Mudżahedinów, na którym miał przedstawić projekt nowej strony internetowej organizacji. Po południu zamierzał zrealizować zlecenie z firmy konsultingowej w Huddinge w sprawie przygotowania zabezpieczeń w sieci komputerowej. Zadatek wziął już dawno temu, więc musiał w końcu wykonać to zlecenie, bo urywały się telefony z ponagleniami i groźbami. Gal miał jednak ciągle coś ważniejszego do załatwienia.
Zobowiązał się, że w środę pomoże przygotować transparenty i plakaty wzywające do uwolnienia Aziza Hazimiego. Demonstracja miała się odbyć jak zwykle o siedemnastej na Sergels Torg.
Hazimi został aresztowany za próbę podłożenia ładunku wybuchowego pod pomnikiem Gustawa II Adolfa w Sztokholmie, co miało stanowić protest przeciw udziałowi Szwecji w wojnie afgańskiej. Gal uważał zawsze, że pomysł Hazimiego był strzałem w dziesiątkę, bo nie tylko dotykał największego imperialisty spośród szwedzkich królów, ale też sam pomnik miał wprost idealną lokalizację, bo stał przed szwedzkim MSZ, Ministerstwem Obrony, Operą i Parlamentem, a naprzeciwko Pałacu Królewskiego.
Szanse na uwolnienie Aziza były jednak tym razem mniejsze niż poprzednio. Dwa lata wcześniej został on zatrzymany z bronią i pieniędzmi w Jemenie i oskarżony o przynależność do Al-Kaidy, ale zorganizowana akcja powstałego spontanicznie Komitetu Obrony Wolności, do którego przyłączyło się kilka znanych nazwisk i polityków opozycji, nie pozostawiła szwedzkiemu MSZ nawet chwili na wahanie i doprowadziła do szybkiego uwolnienia Hazimiego. W końcu jest on obywatelem Szwecji, chociaż nigdy nie płacił w tym kraju podatków.
Ponownie Aziz został aresztowany w Tunezji w towarzystwie poszukiwanego terrorysty. Tym razem nie poszło już tak łatwo i trzeba było się znacznie więcej napracować, by wrócił do Szwecji, chociaż tamtejsze i tutejsze władze groziły mu poważnymi konsekwencjami. Jego wspaniałe powitanie na lotnisku Arlanda transmitowały wszystkie szwedzkie stacje telewizyjne.
Wiec w sprawie uwolnienia Aziza był ważny dla Gala, ale najważniejszy był czwartkowy wiec poparcia dla Juliana Assange’a. Wszystkie ciemne siły kapitalizmu, wojny i niewolnictwa sprzysięgły się właśnie, by zniszczyć WikiLeaks, pierwszy prawdziwy taran wolności, i aresztować jego twórcę. To była dla Gala prawdziwie osobista sprawa, bo Juliana i Mirmilla uważał za swoich ideowych przewodników, chociaż każdego w inny sposób i w innym wymiarze.
Przywiązanie do nich obu było dla niego problemem, z którym nie mógł sobie poradzić.
Kiedyś zaproponował, by rozszerzyć klan jeźdźców w plemieniu do sześciu i włączyć do niego Juliana. Albo nawet połączyć obie struktury. Mirmillo jednak zaprotestował gwałtownie, bo choć wyrażał się z najwyższym uznaniem o osiągnięciach Juliana i WikiLeaks w kruszeniu murów, to mimo wszystko uznał, że jego wstąpienie do plemienia byłoby dla nich śmiertelnym niebezpieczeństwem.
Mówił, że WikiLeaks, jak przystało na wielkie medium, działa jawnie, ma swoją twarz i jedno kryterium – prawdy – i na tym polega jego siła. Plemię zaś jest jak jednostka bojowa, tajna, przeznaczona do zadań specjalnych, do działania za linią wroga. Jej zadaniem jest uderzać w najczulsze miejsca, ale cel ma ten sam. Inne jest jednak ryzyko, bo o ile WikiLeaks może się bronić zasadami wolności i prawa, to plemię jest spod prawa wyjęte.
Mirmillo zabronił mu zatem jakichkolwiek kontaktów z Julianem Assange’em i WikiLeaks i Gal mu to przysiągł. Ale tęsknota za wolnością totalną kłóciła się z tym żądaniem i nie był w stanie dotrzymać przysięgi.
Ostatnio coraz częściej się zastanawiał, jak zareagowałby Mirmillo, gdyby wiedział, że jest on zaangażowany w działalność Komitetu Obrony Wolności, Komitetu Poparcia Mudżahedinów i jeszcze kilku podobnych organizacji.
Dlatego na wszelki wypadek zawsze nosił czarną bluzę z kapturem, czarną bejsbolówkę i w chłodniejsze dni kefiję.