Niewierni. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Niewierni - Vincent V. Severski страница 6
– Już nie ma tego dawnego Marcina z pomadą na włosach, syntezy macho-żigolo… tych jego ciemnych okularków, podkoszulków i koszul à la Bahama…
– Chory? – wtrąciła z lekką ironią Sara.
– Sama idź i zobacz. – Konrad ruchem głowy wskazał na drzwi. – Dziś jego pierwszy dzień w nowej skórze. Dosłownie… nowej skórze. Poczekaj… – przerwał na moment. – Zawołam go. – Wcisnął interkom. – Ewa! Niech przyjdzie do mnie Marcin. I… dwie kawy.
Po jakiejś półminucie do gabinetu Konrada wszedł Marcin, ale Sara, siedząc w fotelu, w pierwszej chwili go nie poznała. Wstała, podeszła bliżej i z niedowierzaniem obejrzała go od stóp do głów. Konrad przysiadł na biurku i oglądał tę scenę z rozbawieniem.
– To ty? Marcin! Uszczypnij mnie, Konrad. – Sara z coraz większym rozbawieniem lustrowała wzrokiem Marcina. – Tak będziesz chodził codziennie? To… – dotknęła go ręką – to… jest wygodne? Jestem naprawdę… naprawdę bardzo zaskoczona. Ale… skąd ta niespodziewana zmiana?
– Taaak… – zareagował Marcin z wyraźnym ociąganiem i udawaną flegmą. – Teraz dopiero jestem sobą.
– Nooo… ja… nic nie mówię… więcej… muszę powiedzieć, że mi się podoba.
Marcin zrobił poważną minę, podciągnął nogawkę czarnych skórzanych spodni i pokazał wysoką cholewkę kowbojskich butów.
– Tysiąc! – zakomunikował.
– Skąd masz takie przetarte skórzane spodnie? – zapytał Konrad.
– No… kupiłem od jednego kolesia…
– A po co ci te rzemienie na bokach? To tak ma być?
– Nooo… jeszcze dobrze nie wiem, ale są cool.
– Podnieś tę kamizelkę… Frędzelki takie trochę nie tego… niemęskie – zauważyła z lekką ironią Sara.
– Czaszka ze skrzydłami w jakichś płomieniach. Ciekawe! Co to znaczy? – zapytał Konrad, oglądając czarną koszulkę Marcina, który kiwał tylko z politowaniem głową nad ignorancją szefa.
Stroju dopełniał srebrny sygnet na palcu, koraliki na szyi, dwudniowy zarost i zaczesane do tyłu włosy.
– Mam nadzieję, że nie masz tatuaży. Wiesz, że to u nas niedozwolone! – dorzucił Konrad. – Nooo… i nie jesteś chyba w żadnym gangu?
– Szefie, kurczę, szpieg też potrzebuje trochę wolności! Zawsze chciałem mieć motor… no… taki Easy Rider. Każdy prawdziwy mężczyzna mnie zrozumie… Ja dzisiaj tak tylko. Wczoraj zdałem prawo jazdy na motor…
– Jaki masz motor?
– Kupiłem od kolesia czarnego harleya-davidsona V-Rod VRSC z dwa tysiące piątego roku – ożywił się natychmiast Marcin i wyjął zdjęcie. – Oto cacuszko! Pojemność tysiąc sto, sto pięć koni… i niech szef patrzy… wydech Screaming Eagle, to znaczy słyszysz, a nie widzisz… Kupiłem go już trzy miesiące temu i wiernie na mnie czekał, aż się nauczę jeździć!
– Podoba mi się twoja metamorfoza – wtrąciła Sara. – Będziesz teraz musiał zabrać mnie na wycieczkę albo na jakiś zjazd… Goście na takich motorach są sexy. Liczę jednak, że masz też pod ręką nasz strój służbowy?!
– Czuję, że teraz używasz wody po goleniu Harley-Davidson. – Konrad przybliżył się do Marcina i pociągnął nosem.
– Szef to ma węch!
– Okej! Obejrzymy twój motor później – oznajmił Konrad. – Teraz odszukaj mi raport z naszej wizyty w Säpo we wrześniu… ten, który dotyczył nielegała Jorgensena. Pamiętasz?
– Jakże mógłbym zapomnieć?! Szefie! To moja sprawa… najlepsza… A co? Coś nowego?
– Przynieś i już!
Marcin wykręcił gwałtownie na wysokim, podciętym obcasie i o mało się nie przewrócił.
– Coś nowego? – zapytała Sara.
– Przyszła depesza od Olafa Svenssona. Ustalili, dlaczego Rosjanie chcieli zlikwidować Hansa Jorgensena i oszczędzili jego syna Carla. To może być ciekawe! Chcą jednak rozmawiać w cztery oczy i zapraszają nas do Sztokholmu.
– Świetnie! – zareagowała entuzjastycznie Sara. – Ta Linda Lund bardzo mi przypadła do serca. Profesjonalistka, przy tym wrażliwa. Ma dziewczyna głowę… i seksapil… nie?
– Podobna do ciebie. Macie coś wspólnego, chociaż to ty bardziej wyglądasz na Szwedkę niż ona. Masz, przeczytaj sobie całą depeszę ze Sztokholmu.
– Kiedy jedziemy? Bierzemy Marcina, jak poprzednio?
– Gdyby się dowiedział, że pojechaliśmy rozmawiać o Jorgensenie bez niego, mógłby być dla siebie niebezpieczny, nie mówiąc już o nas – zażartował Konrad. – Czekaj! – Nagle jakby coś sobie przypomniał. – Pamiętasz tego Hasana Mardana z dredami… no, tego arabskiego przystojniaczka od Olafa… nie pamiętasz?
– Jasne, że pamiętam! Co się tak dopytujesz? Żadna dziewczyna nie zapomni takiego faceta!
– Olaf mówił mi, że to też harleyowiec…
W tym momencie wszedł Marcin i położył na biurku Konrada raport. Miał już wyjść, kiedy zatrzymała go Sara.
– Jedziemy do Sztokholmu… w przyszłym tygodniu. – Spojrzała na Konrada, który potwierdził skinieniem głowy. – Zajmij się wszystkimi przygotowaniami. Jedziesz z nami, więc odśwież sobie sprawę Jorgensena…
– Pamiętasz Hasana Mardana? – zapytał Konrad.
– Tak.
– To ten oficer Säpo, pół Irańczyk, pół Irakijczyk…
– Pamiętam.
– On też podobno jest harleyowcem.
– Wiem.
– Skąd?
– Bo te spodnie i motor kupiłem od niego – odparł Marcin trochę niepewnym głosem.
Sara i Konrad popatrzyli na siebie ze zdumieniem, bo Marcin ani słowem nie zdradził, że utrzymuje kontakt z Mardanem, na co powinien mieć formalną zgodę przełożonych.
– Hasan to mój najlepszy przyjaciel. Muszę prosić o zgodę na przyjaciela? – zapytał z rozbrajającą miną.
Odpowiedziało mu wymowne milczenie obojga przełożonych, pokonanych jego szczerością.
– Nie masz wrażenia, że Marcin czasami czyta w twoich myślach? – zapytał Konrad, gdy zostali sami, ale Sara tylko wzruszyła ramionami i też wyszła z