Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4 - Remigiusz Mróz страница 2

Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4 - Remigiusz Mróz Joanna Chyłka

Скачать книгу

pytanie.

      – Na które powinieneś odpowiedzieć w ciągu kilku sekund.

      – Mhm.

      – Więc? Jesteś ostatnią osobą, której bym się spodziewała.

      Nabrał tchu i poprawił poły marynarki. Nosił dobry garnitur, jakby pracował w sektorze prywatnym, nie publicznym. A może był to już nieaktualny stereotyp? Chyłka miała wrażenie, że minął czas siermiężnie ubierających się prokuratorów i sędziów, którzy toporność prawa zdawali się przenosić na swoją powierzchowność. Teraz śledzili trendy, mieli modne marynarki, a krawaty wiązali dokładnie tak, jak największe gwiazdy Hollywood podczas oscarowej gali.

      Sebastian bez wątpienia należał do nowego pokolenia jurystów. W połączeniu z jego kompetencjami i pewnością siebie otwierało mu to wiele drzwi. Tyle że w tym konkretnym momencie nie przypominał samego siebie.

      – Zadzwoniłem do Żelaznego & McVaya i…

      – To nigdy nie prowadzi do niczego dobrego – wpadła mu w słowo. – Ale w porządku, mów dalej.

      – Próbowałem cię namierzyć, słyszałem, że wróciłaś do firmy.

      – Dobre wieści podróżują szybko.

      – Te złe jeszcze szybciej.

      Joanna uniosła brwi.

      – W każdym razie powiedzieli mi, że jesteś w szpitalu.

      Zastanawiała się, kto był tak wylewny. Zordon z pewnością nie, on doskonale wiedział, że nawet liche kłamstwo będzie lepsze od prawdy. Ale w kancelarii było wiele osób, które chętnie podzieliłyby się tą wieścią z Sendalem.

      – Pomyślałem, że cię odwiedzę – dodał Sebastian. – Bo jeśli nic się nie zmieniło od studiów, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że nikt nie przyniesie ci kwiatów. A właściwie że nikt do ciebie nie zajrzy.

      Chyłka w istocie miała nadzieję, że tak będzie.

      – Co ci powiedzieli?

      – Że masz jakieś problemy zdrowotne.

      – Tylko tyle?

      – O więcej bym nie pytał.

      – W porządku – mruknęła. – Przejdźmy więc teraz do tematu, który interesuje mnie najbardziej. Co tu robisz, do cholery? I dlaczego potrzebujesz mojej pomocy?

      – A kto powiedział, że…

      – Mów, nie mam całego dnia.

      Spojrzał na łóżko, a potem przeniósł wzrok na pozostałych pacjentów. Najwyraźniej za punkt honoru postawili sobie udawanie, że nie słyszą toczącej się rozmowy.

      – Leżysz w szpitalu, czasu masz pod dostatkiem.

      – Niedługo wychodzę.

      – Nie wygląda na to.

      – Nieważne, jak co wygląda. Pozory są po to, by mylić.

      Sebastian otworzył usta, ale się nie odezwał. Przez moment wyglądał, jakby starał się upchnąć myśli gdzieś z tyłu głowy, nie pozwalając im stać się słowami. W końcu skinął głową.

      – Zostałem oskarżony o popełnienie przestępstwa.

      Joanna spojrzała na niego z powątpiewaniem.

      – Nie mogą cię o nic oskarżyć, chroni cię immunitet.

      – Formalnie nie wniesiono jeszcze aktu oskarżenia, ale wiem, że to tylko kwestia czasu.

      Tego jeszcze nie było. Jeśli pamięć jej nie myliła, żaden sędzia Trybunału Konstytucyjnego nie został ani pozbawiony immunitetu, ani tym bardziej oskarżony o jakiekolwiek przestępstwo.

      W okamgnieniu zapomniała o kroplówce, ledwo uświadomionym bólu głowy, suchości w gardle… a przede wszystkim o tym, że jest trzeźwa jak niemowlę. Nie pamiętała, kiedy ostatnim razem mogła to powiedzieć.

      To, co działo się w ostatnich dniach, ostatnie sprawy, którymi się zajmowała… wszystko sprawiało wrażenie wspomnień należących do kogoś innego.

      Skupiła myśli na Sendalu. Uznała, że skoro pamięć odmawia współpracy w sprawie nieodległej przeszłości, najlepiej będzie, jeśli skoncentruje się na teraźniejszości.

      – Jesteś pewien, że będą chcieli postawić zarzuty?

      – Tak.

      – Pozostali sędziowie uchylą ci immunitet?

      – Nie wiem – odparł z wahaniem. – Ale… nie, chyba nie. Nie sądzę.

      Jej również nie wydawało się, by był to realny scenariusz. Mimo że – jak na grupę wybitnych prawników przystało – członkowie Trybunału potrafili skakać sobie do gardeł, solidarność zawodowa miała się w najlepsze, jak w każdym innym organie sądowniczym.

      Chyba że oskarżenie naprawdę coś miało. To zmieniałoby postać rzeczy.

      – O co cię oskarżą?

      – Zabójstwo.

      – Co proszę?

      – Prokurator postawi mi zarzut z artykułu sto czterdzieści osiem, Chyłka. Muszę powtarzać?

      – Nie. A nawet nie powinieneś tego robić, jeśli nie chcesz działać mi na nerwy.

      Przez chwilę milczeli. Właściwie mogłaby szeptem zapytać go, czy prokuratura ma mocny materiał, albo jeszcze ciszej zagadnąć, czy rzeczywiście zrobił to, o co został oskarżony. Odpowiedzi na te pytania niespecjalnie ją jednak interesowały.

      – Można to wygrać? – zapytała.

      – Nie wiem. Być może.

      Brzmiało to całkiem nieźle, uznała w duchu. I nadawało się w sam raz na sprawę, dzięki której mogłaby wrócić na należne jej miejsce w palestrze. Wprawdzie pozycję w kancelarii odbudowała, ale renoma w środowisku to co innego. Tego nie osiągnie w jeden dzień. Chyba że wybroni przed zarzutami sędziego Trybunału Konstytucyjnego.

      Zmrużyła oczy.

      – Dopiero co zostałeś wybrany – powiedziała. – Immunitet będzie cię chronił jeszcze przez dziewięć lat.

      – Mhm.

      – Nie zdążyłeś też jeszcze nikomu podpaść. A władza od momentu wyboru się nie zmieniła.

      – Zgadza się.

      – Więc prokurator, który zamierza postawić ci zarzuty, albo jest samobójcą, albo zebrał naprawdę

Скачать книгу