W kręgach władzy Większość bezwzględna Tom 2. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу W kręgach władzy Większość bezwzględna Tom 2 - Remigiusz Mróz страница 26

W kręgach władzy Większość bezwzględna Tom 2 - Remigiusz Mróz W kręgach władzy

Скачать книгу

to wszystko dość dobrze, ale jedna rzecz nie dawała mu spokoju.

      – To legalne? – spytał. – Tworzenie profili psychologicznych do celów wyborczych?

      – Wszystko, co niezabronione prawem, jest legalne.

      Nie miał zamiaru z nią polemizować. Przez moment przyglądał się wykazowi na ekranie. Czterystu pięćdziesięciu dziewięciu wyborców. Tyle samo profili psychologicznych, o których stworzenie nikt nie będzie podejrzewał Mileny ani Hauera.

      – Na Boga, to będzie prawdziwa skarbnica… – powiedział cicho.

      Milena skinęła głową z uśmiechem.

      – Nawet nie będą wiedzieć, co w nich uderzyło – skwitowała.

      – Nie wszyscy. Ktoś może przejrzeć, co robimy.

      – Nie szkodzi.

      – Tak sądzisz?

      – Tych zniszczymy – zapowiedziała. – I każdego innego, kto stanie nam na drodze.

      Poczuł, że serce zabiło mu nieco szybciej. To było to, co oboje uwielbiali i bez czego nie mogli żyć. To był ich odpowiednik seksu, realizacji dzikich, nieokiełznanych żądz. Spojrzeli na siebie z nowym wigorem i wyraźnym animuszem.

      – Jutro z samego rana zaczynamy – powiedziała Milena. – Wchodzimy na twoją nową drogę na szczyt.

      Rozdział 10

      Nie sposób było zapanować nad kryzysami, jeśli te wybuchały jeden po drugim. Ledwo Seyda dowiedziała się o możliwej prowokacji Rosjan, kandydacie Zjednoczonych na premiera, a kolejny front otworzył się na jej prywatnym polu walki.

      Widziała, że jest jakiś problem, już kiedy z Chronowskim podeszli pod drzwi jej gabinetu. Mina czekającego na nią Huberta nie pozostawiała żadnych złudzeń.

      – Możemy porozmawiać w cztery oczy? – spytał szef kancelarii.

      – Nie teraz, Hubert, muszę…

      – To zajmie tylko chwilę.

      – Koniecznie teraz?

      – Koniecznie – uparł się, zupełnie ignorując Chronowskiego.

      Seyda poleciła premierowi, by poczekał w pokoju obok, ale ten zapewnił, że korytarz jest równie dobrym miejscem. Daria weszła z Korodeckim do gabinetu, a potem zajęła miejsce za biurkiem.

      – Mam sporo na głowie – powiedziała. – Jeśli przychodzisz do mnie z dokładką problemów, muszę cię ostrzec, że jestem pełna.

      Nie odpowiadał.

      – Nie żartuj… – jęknęła.

      – Obawiam się, że mi nie do śmiechu, pani prezydent.

      – Co się dzieje?

      – Urszula Garnicka jest w Warszawie.

      Seyda poruszyła się nerwowo.

      – I? – spytała. – To wolny człowiek, może być, gdzie jej się żywnie podoba. W Warszawie, Krakowie, Poznaniu… Męcikale, Jęczydole czy nawet Starych Niemyjach.

      Korodecki popatrzył na nią niepewnie, ale kąciki ust nawet mu nie drgnęły.

      – Naprawdę są takie miejscowości? – spytał.

      – Są. Ale to tylko krople w morzu ciekawych nazw. Jeśli chcesz, jest taka strona, na której…

      – Wolałbym skupić się na Garnickiej.

      Seyda zaklęła bezgłośnie. Wiedziała doskonale, że jest tylko jeden powód, dla którego Hubert mógłby wspomnieć o byłej kochance jej męża.

      Byłej? Nie, nie było sensu się łudzić. Kto jak kto, ale szef kancelarii nie traciłby czasu na rozmowę o tej kobiecie, gdyby do czegoś nie doszło. Daria westchnęła głęboko i spuściła wzrok.

      – Gdzie ich widziano? – zapytała.

      – Na Krakowskim Przedmieściu.

      – Co takiego? Miał czelność…

      Ugryzła się w język, zanim powiedziała za dużo. Jeśli jakikolwiek moment był dobry, by dać upust swoim emocjom, to ten z pewnością do nich nie należał. Miała na głowie znacznie ważniejsze, państwowe sprawy. Jej małżeństwo zresztą już jakiś czas temu zeszło na dalszy plan.

      Przynajmniej częściowo. Na moment zamknęła oczy, starając się przekonać do tego samą siebie. Prawda była jednak taka, że od miesiąca sytuacja powoli się poprawiała. Na powrót zaczęli się do siebie zbliżać, spędzali razem coraz więcej czasu. Zula była szczęśliwa, a oni znaleźli się na jak najlepszej drodze, by móc powiedzieć to samo o sobie.

      Wiele dzieliło ich jeszcze od odbudowy zaufania, ale Seyda coraz częściej myślała o tym, że to możliwe. Jak większość zdrad, ta również nie wynikała z braku miłości, ale szacunku. Krzyśkowi zabrakło go wcześniej, teraz ona straciła go wobec męża. Z każdym dniem wydawało się jednak, że obydwoje mają go względem siebie coraz więcej.

      Aż do teraz.

      – Kto ich widział? – spytała.

      – Jeden z funkcjonariuszy BOR-u.

      Co za upokorzenie, pomyślała Daria.

      – Ale… – zaczęła, a potem pokręciła głową i ze świstem wypuściła powietrze. – Czy ten idiota nie zdawał sobie sprawy, że ochrona cały czas ma na niego oko?

      – Zdawał.

      – Więc?

      – Wszedł do jednej z kawiarni – odparł beznamiętnie Korodecki, jakby relacjonował mało istotny fakt. – Ochrona oczywiście poszła za nim, ale pani mąż w pewnym momencie wyszedł do toalety. Kiedy zbyt długo nie wracał, jeden z oficerów postanowił sprawdzić, co się dzieje. Zastał go w… dwuznacznej sytuacji.

      – Jak bardzo dwuznacznej?

      Hubert nie odpowiedział.

      Seyda podniosła się zza biurka, okrążyła je, a potem zatrzymała się przy oknie. Wyjrzała na zewnątrz, bębniąc palcami o parapet.

      – Nie sądziłam, że jest takim durniem.

      – Nie?

      Obejrzała się przez ramię.

      – Nie aż takim – sprecyzowała. – Ale najwyraźniej miłość, namiętność, czy co ich tam łączy, naprawdę przesłania zdrowy rozsądek.

      – Pani prezydent…

      Machnęła

Скачать книгу