Bajki nieco niegrzeczne, czyli Bajek dla dużych dzieci ciąg dalszy. Mander

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bajki nieco niegrzeczne, czyli Bajek dla dużych dzieci ciąg dalszy - Mander страница 2

Автор:
Серия:
Издательство:
Bajki nieco niegrzeczne, czyli Bajek dla dużych dzieci ciąg dalszy - Mander

Скачать книгу

się nie liczy,

      gdy łódź stoi jak należy,

      Na jeziorze jest inaczej,

      browarami czas się mierzy.

      Chyba tak przy trzecim piwie,

      drapie jeden się po głowie,

      Na kolegę się nie patrząc,

      tak do niego nagle powie:

      – Chyba z żoną się rozwiodę,

      bo jak wrócę, mogę przysiąc,

      Znowu będzie tak jak zawsze,

      nie odezwie się przez miesiąc…

      Drugi cmoka, głową kreci

      – nie dam rady byle jakiej,

      Przemyśl jeszcze stary sprawę,

      bo nie znajdziesz drugiej takiej…

      Wieczór kawalerski

      Czwarta rano, dzień się budzi,

      mrok powoli czerń wytraca,

      Cały jeszcze blok uśpiony,

      on do domu chyłkiem wraca.

      Ona czeka z wałkiem w ręku

      – ach ty draniu! Ty pijaku!

      Jak ci nie wstyd? Jak tak można?

      No, co powiesz? Ty łajdaku!

      – Daruj proszę mi kochanie,

      mój stan może zbyt anielski,

      Ale widzisz, mój kolega,

      robił wieczór kawalerski…

      – Już to widzę, jest kultura,

      na początek kilka piwek,

      A nie minie pół godziny

      i aż roi się od dziwek!

      – Nie kochanie, jesteś w błędzie,

      wieczór wprawdzie jest szalony,

      Ale kobiet nie ma żadnych,

      bo kobietom wstęp wzbroniony.

      – Nie kłam proszę tak bezczelnie,

      bo się strasznie zezłościłam,

      Co ty myślisz, że ja nigdy,

      na czymś takim to nie byłam?

      Niekorzystne warunki atmosferyczne

      Dwóch grabarzy na cmentarzu,

      dyskretnie i bez hałasu,

      Trzyma karty w swoich rękach,

      dla zabicia grają czasu.

      – Co za nuda – mówi pierwszy

      – nic nie pada, nic nie wieje.

      Gdy stabilne jest ciśnienie,

      to normalnie źle się dzieje.

      Niech by chociaż jakiś upał,

      lub ciśnienia jakieś skoki,

      No bo bieda teraz taka,

      że normalnie swędzą boki…

      Bo jak taka jest pogoda,

      próżno liczyć na sercowców,

      I to samo się też tyczy,

      jeszcze wszystkich ciśnieniowców.

      No i bilans mamy przez to,

      taki w mordę znakomity,

      Przyszło na to że normalnie,

      nikt odwalić nie chce kity.

      Drugi na to głową kiwnął,

      wytarł ręce w kombinezon:

      – No masz rację, taa, cholera,

      strasznie martwy mamy sezon…

      Pilna sprawa

      Na plebani siedzi proboszcz,

      w swym fotelu się kołysząc,

      Aż tu nagle wpada Jasiek,

      chwilę stoi ciężko dysząc.

      – Bo mam sprawę proszę księdza,

      a przybiegłem prosto z klubu,

      Żeby jutro mnie i Kaśce,

      by udzielił nam ksiądz ślubu…

      – Zaraz Jasiek, powolutku,

      by nie było niedomówień,

      To się nie da tak od ręki

      i nie trzeba mi przemówień…

      – Nie ma czasu do stracenia,

      starzy Kaśki są w panice,

      Ktoś załatwił im robotę,

      jadą jutro za granice.

      W dobrej wierze tu przyszedłem,

      na kościół się nie wypinam

      Jak ksiądz nie chce, to bez łachy,

      pojutrze i tak zaczynam…

      O czym marzy dziewczyna?

      Mnóstwo gości jest w lokalu,

      ona to prawdziwa dama,

      Lecz nie wiedzieć całkiem czemu,

      wciąż przy barze siedzi sama.

      Wielki ekran jest na ścianie

      i nic chyba się niezmienni,

      Bo mężczyźni wszyscy w ekran,

      są niezmiernie zapatrzeni.

      Na co patrzą? Szkoda gadać.

      Obraz przykry i ponury,

      Bo dwudziestu gości goni,

      za kawałkiem świńskiej skóry.

      W okno patrzy smętnym wzrokiem,

      zapłonęły jednak lica,

      Gdy przed lokal zajechała

      wypasiona BMWica.

      Elegancki gość wysiada,

      oczy niczym krople rosy,

      Krok sprężysty, proste plecy,

      srebrem przyprószone włosy.

      Garnitur najwyższej marki,

      jaką noszą dygnitarze,

      Zbytnio się nie rozglądając,

      W kilku krokach był przy barze.

      Wręczył setkę barmanowi

      – szybko chcę załatwić sprawę,

      Jeśli można to poproszę,

      niezbyt mocną, czarną kawę.

      Spojrzał także na dziewczynę:

      – witam panią, cóż za dama,

      Gdzie faceci mają oczy,

      że przy barze siedzisz sama?

      Uśmiechnęła się zalotnie:

      – toż to sami inwalidzi,

      Żadnej klasy ani stylu,

      proszę spojrzeć, sam pan widzi…

      Gość uśmiechnął się przyjaźnie:

      – jeśli nie masz nic przeciwko,

      To zapraszam cię na drinka,

      albo kawę, albo piwko.

      Zjemy razem kolacyjkę,

      poczęstuję dobrym ciastem,

      Mały domek mam z ogródkiem,

      niedaleko, tuż

Скачать книгу