Niebezpieczna gra. Emilia Wituszyńska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niebezpieczna gra - Emilia Wituszyńska страница 8

Niebezpieczna gra - Emilia Wituszyńska

Скачать книгу

dlaczego mafia? Przecież każdy może cię wykończyć. Czego mi nie mówisz?

      – Czemu się czepiasz? Co mam ci powiedzieć? Tak mi się rzuciło, a ty będziesz to teraz rozkładać na czynniki pierwsze? – Prychnął i wytrzymał jej czujne spojrzenie.

      – Posłuchaj. Jeżeli coś wiesz, możesz mi powiedzieć. Pomogę ci, dobra?

      – Ale ja, kurwa, naprawdę nic nie wiem! – Jego głos odbił się echem we wnętrzu samochodu. – Widzę, że jednak potrafisz prowadzić – powiedział zarozumiałym tonem, patrząc na nią wymownie.

      – Zdarza mi się – odpowiedziała chłodno, zaciskając ręce na kierownicy. Reszta drogi upłynęła im w milczeniu.

      Chwilę później dojechali pod jego apartamentowiec. Zaparkowała samochód na parkingu niestrzeżonym. Czasami modliła się, by ktoś jej go ukradł. Może wtedy podjęłaby decyzję o kupnie nowego. Kiedy wyszła z samochodu, założyła czapkę, a na oczy nasunęła okulary, Przemek podszedł do niej, bez słowa chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą.

      – Co ty robisz? – Wskazała na ich splecione dłonie.

      – Prowadzę własną dziewczynę do domu – odpowiedział, niosąc na ramieniu swoją i jej torbę. Jego i tak była pusta. Garnitur upchnął w małym koszu w pokoju przesłuchań, żal mu jednak było, że wydał na niego tyle kasy.

      – Zanim wjedziemy na górę, pokaż mi, gdzie jest twój samochód, cwaniaczku – powiedziała szybko. Jednocześnie rozejrzała się czujnie, zapamiętując okolicę. Jej oczy rejestrowały każdy najmniejszy szczegół.

      – Musimy zjechać na podziemny parking.

      – To zjedźmy. – Weszli do budynku, gdzie zatrzymał ich portier.

      – Witam panienkę ponownie. – Uśmiechnął się, na co ona mu pomachała. – Panie Rej. – Skinął mu czapką, którą ściągnął z łysej głowy. Przemek uniósł w jego stronę rękę i pociągnął Werę w kierunku windy. Kiedy drzwi zamknęły się za nimi, nie puścił jej dłoni. Wcisnął guzik oznaczający najniższy poziom i winda zjechała.

      – Możesz mnie już puścić. – Poruszała palcami, by oswobodzić się z jego uścisku.

      – Nie, nie mogę, tu są kamery. Jak ci się udało przejść wcześniej koło cerbera? Nie każdego wpuszcza. – Obydwoje stali oparci o ścianę. Chłopak przekrzywił głowę i spojrzał na nią.

      – Powiedziałam mu, że jestem twoją dziewczyną i muszę zabrać coś od ciebie. Pomogły mi twoje klucze. – Weronika przypomniała sobie, że nadal je ma. Wolną ręką odsunęła kieszeń bluzy i podała mu klucze, które wziął od niej, a kiedy ich palce się zetknęły, poczuła zupełnie inny dotyk niż silny uścisk, z jakim trzymał jej dłoń. Ten był delikatny, Przemek tylko musnął jej palce. – Najwyraźniej nie uznał mnie tak jak ty za taką odrażającą – powiedziała szybko i puszczając jego dłoń, wyszła z otwartej windy.

      – Słuchaj, Wera – zaczął, ale mu przerwała.

      – Tak mówią do mnie przyjaciele. Ty mów Weronika. A teraz podaj mi moją torbę. – Wyciągnęła rękę po swój bagaż. Podał jej go i spojrzał na nią, wypuszczając powietrze.

      – Przepraszam, że tak o tobie powiedziałem na komendzie, miałem kaca, a ty strasznie się darłaś – rzucił niedbałym tonem, jak gdyby przeprosiny nie przychodziły mu łatwo. Robił przy tym miny, jakby jadł kwaśne żelki.

      – Daj spokój, gorsze rzeczy słyszałam na swój temat i wierz mi, nie obchodzi mnie twoja opinia. – Prychnęła na dowód swoich słów. – To gdzie masz ten samochód? – zapytała.

      – Nie obchodzi cię moje zdanie? – Stał nadal w tym samym miejscu i patrzył na nią zdezorientowany.

      – No widzisz, nie obchodzi. – Wzruszyła ramionami. – Nie przejmuj się, ty też nie jesteś w moim typie – odpowiedziała, obracając się na pięcie.

      Ciche „aha” wyrwało mu się z ust, a kiedy wyprzedził ją i pokierował w stronę samochodu, nawet na nią nie spojrzał – najwyraźniej jego wybujałe ego właśnie dostało kopa w dupę. Gdy stanęli przed sportowym bmw x6, Werze oczy prawie wyszły z orbit. No to teraz się nie dziwi, dlaczego facet tak marudził, gdy miał wsiąść do jej opla. Światła samochodu rozbłysły, gdy właściciel otworzył auto.

      – Nie wiem, co chcesz tam robić, ale poczekam tutaj – powiedział do niej i stanął z boku. – Masz może papierosa? – zapytał nagle, a ona w odpowiedzi rzuciła w niego paczką. Nie dziękując, wyjął jednego i przystanął z boku, miał totalnie w dupie wiszący nad głową znak zakazu palenia.

      Weronika weszła do środka i zaczęła lokować w samochodzie broń, którą wzięła ze sobą. Jeden z pistoletów ukryła w schowku pod siedzeniem, a nóż włożyła między fotele. Zamierzała mu później o tym powiedzieć, ale na razie nie musiał być tego świadomy. Lepiej dla niego, że o tym nie wie. Kiedy skończyła, wysiadła z auta i powiedziała, że wszystko gotowe.

      – Szukałaś podsłuchu?

      – No – przytaknęła, gdy wracali do windy. Pod jej bluzą był ukryty jeszcze jeden pistolet, z którym nigdy się nie rozstawała. Kiedy wsiedli do windy, znów trzymali się za ręce. W milczeniu wjechali na samą górę.

      ROZDZIAŁ 4

      Weszli do mieszkania i kobieta z ulgą puściła jego dłoń, po czym zdjęła buty w korytarzu. Przemek nie trudził się tym, wszedł w butach dalej.

      – Skoro masz tu mieszkać, to czuj się jak u siebie – powiedział, spoglądając przez ramię. Nie kłopotała się z odpowiedzią. Szła za nim, mimo że dokładnie znała rozkład całego apartamentu.

      – Chodź, pokażę ci, gdzie będziesz spać. – Niosąc torby, skierował się w stronę korytarza. Weronika wiedziała, że zajmie sypialnię po lewej stronie. Otworzył przed nią drzwi i położył jej torbę przy wejściu.

      – Dzięki – odpowiedziała, na nowo rozglądając się po pomieszczeniu. Apartament znajdował się na ostatnim piętrze. Spojrzała w górę i dostrzegła okna dachowe, których wcześniej nie zauważyła. Wiedziała, że w jego pokoju są normalne okna, ale to pomieszczenie ulokowano po przeciwnej stronie korytarza, gdzie dach był ścięty, więc to jedyny sposób zamontowania okien.

      – Jak będziesz chciała coś zjeść czy się napić, to zajrzyj sobie do lodówki, pokażę ci kuchnię – powiedział, ale ona pokręciła głową.

      – Widziałam już kuchnię. Przecież byłam tutaj, gdy szukałam ubrań dla ciebie. Na razie nie jestem głodna.

      – Czemu mnie to nie dziwi – mruknął pod nosem, opierając się o framugę i lustrując ją z góry na dół. Miała zgrabne, proste nogi, jednak gdyby nabrała parę kilo, wyglądałaby znacznie lepiej. Bluza z kapturem wisiała na niej gorzej niż na wieszaku, więc trudno

Скачать книгу