Oriana Fallaci Portret Kobiety. Cristina De Stefano

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Oriana Fallaci Portret Kobiety - Cristina De Stefano страница 2

Oriana Fallaci Portret Kobiety - Cristina De Stefano

Скачать книгу

wybuchnęła płaczem. Policzek wymierzony przez ojca zaskoczył ją i pozbawił na chwilę oddechu. „Nie wolno ci płakać!” – powiedział ostrym tonem. Oriana często opowiadała o tym zdarzeniu, dodając, że od tego czasu zawsze starała się nie płakać publicznie. Nieraz miała powody do łez i nie powstrzymywała ich – „dobrze jest płakać, to pomaga wydalić z siebie cierpienie” – ale rzadko pozwalała sobie na nie przed ludźmi.

      Innym mężczyzną należącym do rodziny, który odegrał bardzo ważną rolę w jej życiu, był Bruno Fallaci, starszy brat ojca, nazywany Mózgowcem. Bruno był rodzinnym intelektualistą, należał do świata bardzo odległego od tego, do którego należeli jej rodzice – do świata ludzi żyjących z pisania. Był wziętym dziennikarzem, odpowiedzialnym za dział kulturalny florenckiego dziennika „La Nazione”, następnie redaktorem naczelnym tygodnika „Epoca” i mężem pisarki Gianny Manzini. Był pierwszym, a może i jedynym mistrzem Oriany. Przez całe życie cytowała jego rady. „Kiedy mówił o zasadach pracy dziennikarza, grzmiał: »Przede wszystkim nie zanudzać czytelnika!«”.

      Tosca chodziła sprzątać jego mieszkanie i zabierała czasem z sobą najstarszą córkę. Gianna Manzini siedziała najczęściej na tapczanie, czytając książki i paląc papierosy w długiej czarnej fifce. Co jakiś czas, nie przerywając lektury, wyciągała smukłą upierścienioną dłoń do pudełka z czekoladkami. Za każdym razem przed wejściem do mieszkania szwagra Tosca ostrzegała córkę: „Nie waż się o nie poprosić!”.

      W jednej ze swoich książek Oriana opisała uczucie upokorzenia, jakiego doznawała za każdym razem, gdy bogata ciotka odpakowywała czekoladki powolnymi ruchami szczupłych palców, nie obdarzając jej nawet spojrzeniem, jakby nie istniała. Jeszcze trzydzieści lat później czuła w ustach gorycz poniżenia. Pomimo tego przyznawała zawsze, że ciotka była piękną kobietą. Obserwowała ją, gdy przygotowywała się do wyjścia z domu, zakładała kapelusz i kołnierz z lisa. Gianna Manzini była wysoka i bardzo elegancka, miała delikatne rysy twarzy i wielkie oczy, które starannie podkreślała makijażem. W rodzinie nikt za nią nie przepadał. Oriana wspominała, jak babka Giacoma postawiła kiedyś ze złością na stole wazon z kwiatami, które dostała od synowej, burcząc: „Kwiaty, kwiaty…! Przyszyłaby lepiej guziki do koszuli mojego syna!”. Pewnego dnia podczas spaceru z ciotką i dziadkiem Antoniem Oriana była świadkiem, jak Gianna Manzini usiadła okrakiem na balustradzie mostu Ponte Vecchio, grożąc: „Zobaczysz, tato, że się rzucę! Naprawdę się rzucę!”. W odpowiedzi dziadek postukał niecierpliwie laską w bruk i powiedział: „Jak chcesz, to się rzuć. Tylko się pospiesz, bo muszę zaprowadzić dziecko do domu”. Gianna Manzini rozstała się z Brunonem w 1933 roku, przeprowadziła się do Rzymu i zniknęła z dzieciństwa Oriany. Zostało jej po ciotce tylko jedno: elegancka kaligrafia, z dużymi okrągłymi samogłoskami, które nauczyła się naśladować, kopiując je godzinami w szkolnych zeszytach. W ten sposób wyrobiła sobie swój charakterystyczny podpis, który kiedyś stanie się słynny.

      Wspomnienia z dzieciństwa to głównie wspomnienia o biedzie. Nie starczało jedzenia dla wszystkich, matka często udawała, że nie jest głodna, i oddawała swoją porcję córkom. Posłana po zakupy Oriana wstydziła się prosić w sklepie o skromne produkty: pięć deka sera, pięć deka marmolady, tym bardziej że sprzedawcy musieli się wychylać za ladę, żeby ją dostrzec. „Ale znosiliśmy biedę z godnością. Kto nas widział na ulicy, nie domyślał się, że żyjemy w nędzy. Byliśmy czyści i dobrze ubrani. Matka stała się mistrzynią nicowania, szyła dla nas szykowną odzież ze sprutych ubrań, przewróciwszy materiał na lewą stronę”. Edoardo był dobrym rzemieślnikiem, lubił swoją pracę stolarza, zapełnił mieszkanie meblami własnej produkcji. Nie miał jednak talentu do interesów i rodzina wiecznie borykała się z niedostatkiem. „Nigdy nie zapominajcie, że wasz ojciec jest wielkim artystą” – powtarzała córkom Tosca.

      Orianę od dziecka fascynował pewien tajemniczy mebel przechowywany w rodzinie od pokoleń. Była to stara skrzynia wyprawowa, rzeźbiona, z nóżkami w kształcie lwich łap i z metalowymi uchwytami. W domu nazywano ją skrzynią Ildebrandy, od imienia antenatki, o której mówiono, że została spalona na stosie jako heretyczka. Oriana lubiła przesiadywać przy niej i wymyślać na jej temat fantastyczne historie. Prosiła czasem, żeby ją otworzyć, i grzebała w jej zawartości.

      Latami wkładano do niej bez ładu i składu rodzinne pamiątki i teraz były w niej między innymi: podręcznik do rachunków i elementarz, traktat medyczny po francusku, lutnia bez strun, gliniana fajka, para binokli, paszport kataloński, stara moneta, pocerowana trójkolorowa włoska flaga, ostatni list przodka wcielonego do armii napoleońskiej, wysłany z Rosji, krótko zanim biedak zamarzł na śmierć. Każdy z przedmiotów budził w Orianie ogromną ciekawość. Czasami udawało jej się namówić dziadków na wspominki i zbierała okruchy przeszłości, z których każdy mógłby być fragmentem fascynującej historii: Monserrat grała na lutni także wtedy, gdy znalazła się w domu wariatów… Caterina leczyła całą wieś, posługując się traktatem doktora Barbette… Giobatta wrócił z wojny z twarzą zeszpeconą przez wystrzał armatni… Pamiątkowa skrzynia uległa zniszczeniu razem z całym domem pewnej nocy w 1944 roku podczas bombardowania. Oriana przez całe życie nie mogła jej odżałować. Jako dorosła osoba poprosiła ojca, żeby zrobił jej dokładną kopię, i zabrała ją do swojego mieszkania w Nowym Jorku. Ze składanych w niej pamiątek ocalało tylko parę listów napisanych w Curtatone i Montanarze przez przodka Oriany, który walczył jako ochotnik w pierwszej włoskiej wojnie niepodległościowej; ocalały, bo Oriana przepisała je do szkolnego zeszytu. Już wtedy wiedziała, że każda rzecz przemawia i może opowiedzieć jakąś historię, trzeba tylko umieć słuchać.

      Kiedy w 1934 roku Edoardo Fallaci zachorował na zapalenie opłucnej, rodzina zaczęła cierpieć jeszcze większy niedostatek. Przeprowadzili się na rok do mieszkania w suterenie przy piazza Carmine. Oriana zabawiała się obserwowaniem nóg przechodniów mijających na chodniku ich zakratowane okna. Ojciec, bardzo osłabiony po chorobie, leżał prawie cały czas w łóżku. Znajomi przekonywali go, że powinien zapisać się do partii faszystowskiej, pomogłoby mu to znaleźć pracę, ale on nie chciał o tym nawet słyszeć. „Widzę jeszcze ojca w łóżku, jak rozpalony gorączką pokasłuje i powtarza: »Nigdy, nigdy!«”. Wszyscy w rodzinie byli antyfaszystami. Dziadek Antonio został nawet za swoje poglądy aresztowany na ulicy. „Miał wtedy siedemdziesiąt osiem lat, często spierał się w miejscach publicznych z faszystami. Tamtego dnia krzyknął: »A Mussoliniemu śmierdzi z nosa!« – za co od razu zaprowadzono go do siedziby partii i zamknięto w komórce. Miał być za to sądzony. Babka Giacoma poszła, żeby go wyciągnąć z tarapatów, i mało brakowało, a sama też wylądowałaby w areszcie”.

      Opór wobec władzy był w rodzinie tradycją. Oriana opowiadała często z głębokim szacunkiem o dziadku ze strony matki, Auguście Cantinim, który pod koniec życia nie miał grosza przy duszy i zmarł w szpitalu dla ubogich. Był anarchistą, w młodości zdezerterował, bo nie chciał walczyć na wojnie, którą uważał za bezsensowną kłótnię między imperialistami. „Innym dzieciom wpajano wtedy kult pierwszej wojny światowej, to było istne pranie mózgów, mnie zaś opowiadano o dziadku dezerterze. Mama mówiła z dumą: »Mój ojciec był dezerterem pierwszej wojny światowej!«. W dzieciństwie z zachwytem słuchała, jak śpiewał rewolucyjne pieśni z czasów młodości: »Ludziom, co są jak bezwolne stado / rządzący narzucają swoje prawa. / Jeżeli nie zabłyśnie Słońce Anarchii, zedrą z was skórę«”.

      Edoardo Fallaci wstąpił do Partii Socjalistycznej w wieku siedemnastu lat. W 1923 roku został ranny w starciu z bojówką faszystowską. Od 1929 roku współpracował z podziemną prasą

Скачать книгу