Echo z otchłani. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Echo z otchłani - Remigiusz Mróz страница 13

Echo z otchłani - Remigiusz Mróz Chór zapomnianych głosów

Скачать книгу

maszynownię, jakby zamiast licznej aparatury stały tu idee. Podszedł do jednej z konsol i wprowadził kilka krótkich ciągów znaków.

      – Mam połączenie z wahadłowcem – powiedział. – System komunikacyjny jest sprawny. Jeśli tylko wskażemy Alhassanowi, by tam poszedł, będziemy mogli…

      – Zetrzeć go z powierzchni Ziemi – weszła mu w słowo Sang. – To lepsze niż rozmowa.

      Loïc postanowił tego nie skomentować. Ciążył na nim wprawdzie rozkaz od rosyjskiej pułkownik, a także obowiązek wymierzenia kary, którą sam zasądził – teraz jednak ważniejsze było to, by się porozumieć.

      – Jak mu zasugerować, żeby się tam udał? – zapytał.

      Milczeli, nie mając dla dowódcy odpowiedzi.

      – Pytanie, czy to w ogóle roztropne – zauważyła Channary. – Może jakimś sposobem uzyskać dostęp do naszych systemów, a potem przesłać ansiblem sygnał do Diamentowych.

      Jaccard spojrzał na Hallforda. Ten pokręcił głową, choć bez wielkiego przekonania.

      – Zakładamy, że to niemożliwe – powiedział major. – Jak go tam ściągnąć?

      – Nie ma na to sposobu – odparł Gideon.

      – Zastanów się.

      – Mogę zastanawiać się nawet przez eony, to nic nie zmieni. Wiatry nad tą wyspą sprawią, że kapsuła komunikacyjna ulegnie zniszczeniu. Radia najwyraźniej tam nie mają, a…

      – W porządku – uciął Loïc, trąc skronie.

      – Jedyne rozwiązanie to zejście na dół.

      Nozomi odwróciła się ku niemu, gotowa, by ruszać nawet teraz.

      – Zwariowałeś? – zapytała Channary Sang. – Sam mówisz, że wieje tam jak pomiędzy dwiema strefami na Rah’ma’dul.

      – Nie aż tak – zauważył. – Ale jeśli zdecydujemy się na zejście, nie musimy lądować na Tristan da Cunha. Możemy zwodować awaryjnie gdzieś u wybrzeży Afryki czy Ameryki Południowej. Stamtąd morzem dostaniemy się na wyspę.

      Chwilę trwało, nim oswoili się z tym pomysłem. Potem przenieśli wzrok na dowódcę, a ten zrobił głęboki wdech. Wiedział, że nie może sam podjąć tej decyzji – powinien wywołać Romanienko, a potem rozpocząć żmudną procedurę przepychanek.

      Korciło go, by tego nie robić. Kennedy był jego okrętem, on powinien decydować.

      – Panie majorze? – zapytała gorączkowo Ellyse.

      Z drugiej strony, w obliczu globalnej tragedii hierarchia wojskowa była na wagę złota. Jak zresztą każdy inny przejaw cywilizowanego życia.

      – Wywołaj ISS Galileo – powiedział.

      Nozomi zawahała się, ale tylko na moment. Potem aktywowała odpowiedni system na wyświetlaczu. Nie musieli długo czekać, aż na ekranie pojawi się Wieronika. Przesunęła ręką po krótkich, rudych włosach, po czym wbiła wzrok w obiektyw. Powtórka z rozrywki, pomyślał Jaccard, szybko żałując, że zdecydował się na uszanowanie hierarchii służbowej.

      – Pani pułkownik, mamy pewien problem – oznajmił.

      Otworzyła usta, ale nie dał jej dojść do słowa, szybko relacjonując wszystko, co miało miejsce. Gdy skończył, Romanienko przez moment milczała.

      – Muszę przyznać, że kwestie związane z obcą technologią jeszcze mi umykają – powiedziała. – Czytałam twoje raporty, oczywiście, ale pewne rzeczy są tam dość mętnie wytłumaczone.

      – Postaram się je rozwinąć, gdy się spotkamy.

      – Naturalnie. A tymczasem rozjaśnij mi, dlaczego chcecie tam zejść, skoro ta…

      – Koncha.

      – Właśnie. Skoro koncha jest zniszczona i nie ma możliwości, by… uratować tego człowieka.

      – Wskrzesić – poprawił ją Gideon. – Nazywajmy rzeczy po imieniu. Sam to przeszedłem, więc mogę z ręką na sercu stwierdzić, że nie trzeba stosować eufemizmów. Nie stałem się Jezusem ani żadnym innym…

      – Wystarczy – ucięła Romanienko. – Czekam na wyjaśnienie, majorze.

      Loïc poczuł się, jakby wrócił do akademii wojskowej.

      – Przede wszystkim musimy się dowiedzieć, co się wydarzyło – odparł. – A także zabezpieczyć ciało.

      Kątem oka dojrzał, że Ellyse odwróciła głowę.

      – Ten człowiek na to zasługuje, pani pułkownik – dodał Jaccard. – Uratował nas wszystkich.

      – Oczywiście, akurat to nie ulega wątpliwości.

      – Odbierzemy także konchę. Być może nie jest z nią tak źle, jak sądzimy. Nie zapominajmy też o tym, że możemy dowiedzieć się czegoś od tych ludzi.

      Wieronika milczała, ale Loïc widział w jej oczach aprobatę.

      – Jest jeszcze jedna rzecz, o której nie wspomniałeś, majorze. Dija Udin. Należy go ująć, przetransportować na pokład i wykonać wyrok.

      – To może skomplikować całą misję.

      – Mimo wszystko powinniście…

      – I z pewnością zabezpieczy się na taką ewentualność – uciął Loïc.

      Romanienko posłała mu wrogie spojrzenie.

      – Ostatni raz mi przerwałeś, majorze.

      – Tak jest.

      Znów zaległo pełne wyczekiwania milczenie. Jaccard widział, jak Ellyse wpatruje się w monitor zaczerwienionymi oczami.

      – Postawię sprawę jasno – odezwała się Rosjanka. – Jeśli będzie taka możliwość, macie ująć tego człowieka.

      – Zrozumiałem.

      – Ale priorytet to odzyskanie członka załogi oraz zdobycie niezbędnych nam informacji.

      Jaccard skinął głową z pozorowanym przejęciem.

      – Jak zamierzacie się tam dostać?

      – Drogą morską – odparł Gideon. – Nie mamy jednak promu, który zniósłby wodowanie. W hangarach pozostałych jednostek z pewnością znajdzie się niejeden.

      Wieronika skinęła na jednego ze swoich podkomendnych.

      – Wysyłam do was ostatniego ocalałego z Wolszczana.

      – Nie jestem przekonany, czy to aby…

      – Nie

Скачать книгу