Shadow Raptors. Tom 3. Gniazdo. Sławomir Nieściur

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Shadow Raptors. Tom 3. Gniazdo - Sławomir Nieściur страница 14

Shadow Raptors. Tom 3. Gniazdo - Sławomir Nieściur

Скачать книгу

szczegółów.

      – Owszem – potwierdziła. – Mam specjalizację drugiego stopnia… w dziedzinie inżynierii biomedycznej.

      – No proszę. To już nie było lepszych ofert pracy?

      – Proszę sobie oszczędzić… tych morałów, poruczniku – odcięła się ostrym tonem i natychmiast zaczęła kasłać. – Rocznie płacą mi tyle, ile pan nie zdoła uciułać w ciągu… w ciągu całej swej szlachetnej i niewątpliwie bohaterskiej służby… ilekolwiek by ona miała potrwać – dokończyła, gdy udało jej się opanować spazmy. – Duszę się – poinformowała spokojnie.

      – Zaraz panią podłączę – obiecał. – Jeszcze jedno pytanie.

      – Tylko… szybko… – wyrzęziła.

      – Ten transportowiec – machnął ręką w kierunku grodzi oddzielającej ładownię od reszty statku – to maszyna średniego zasięgu. Nie doleci do sektora trzeciego bez międzylądowania i uzupełnienia zapasów. Orientuje się pani, gdzie zamierza to zrobić?

      – Nie mam pojęcia… Naprawdę… Moim zadaniem jest nadzór medyczny nad obiektem… Poruczniku… proszę… Zaraz stracę przytomność. – Jej głos brzmiał coraz słabiej. Był już tak cichy, że aby usłyszeć ostatnie słowa, zmuszony był przytknąć przesłonę swojego hełmu do jej wizjera.

      Szarpnięciem rozerwał przewody łączące moduły komunikacyjne, chwycił nieprzytomną kobietę, przeciągnął ją w pobliże zaworu, po czym podłączył jej kombinezon do kolektora.

      Czekając, aż Sulu dojdzie do siebie, obszedł ładownię, zaglądając w każdy zakamarek. Jak na tak niewielki okręt, pomieszczenie było dość obszerne, długie na piętnaście kroków, szerokie na dziesięć, miało jakieś trzy metry wysokości. Bez problemu zmieściłby się w nim podstawowy model kanonierki, a nawet załogowy szperacz, gdyby zdemontować mu boczne płetwy z silniczkami manewrowymi.

      Ponieważ transportowiec HF-14 przeznaczony był do przewozu sprzętu, na część pasażerską składała się tylko kabina pilotów oraz maleńkie zaplecze socjalne w postaci wąskiego korytarzyka, gdzie znajdowały się dwie koje i sanitariat, oddzielony od nich cienkim przepierzeniem. Resztę kadłuba zajmował przedział reaktora fuzyjnego oraz sąsiadujące z nim bezpośrednio komory systemu chłodzenia.

      Systemy uzbrojenia, czyli dwa zestawy wielolufowych miotaczy plazmy i cztery zsynchronizowane wyrzutnie kinetyków umieszczone były na zewnątrz, pod dziobem okrętu oraz na bocznych, wielopłaszczyznowych platformach strzelniczych. Chociaż powolny i niezgrabny, transportowiec HF-14 z powodzeniem mógł stawić czoła dowolnemu skuńskiemu myśliwcowi.

      W jednej z wnęk Moss natrafił na zapakowany fabrycznie i opatrzony plombami służb bezpieczeństwa Autonomii przenośny system obrony stacjonarnej.

      Uradowany znaleziskiem, wywlókł ciężką skrzynkę na środek ładowni i przycisnąwszy kolanami jej krawędzie, oderwał metalowe wieko. Wewnątrz pojemnika, w tłoczonej piankowej formie spoczywał dwulufowy, hybrydowy miotacz plazmowo-kinetyczny, kasetka z amunicją i dwulitrowy zbiornik z wysokoenergetyczną mieszanką gazową. Pod spodem, na dnie skrzynki, znajdował się trójnóg, zasilacz z kompletem ogniw oraz pilot zdalnego sterowania.

      Posiłkując się wygrzebaną z banku pamięci kombinezonu instrukcją obsługi, zmontował zestaw, a następnie ustawił go w ten sposób, by lufy broni skierowane były zarówno w stronę tylnej rampy, jak i grodzi oddzielającej ładownię od części pasażerskiej. Z tak zabezpieczonym perymetrem nie musiał się już obawiać, że wróg podejdzie do wejścia na tyle blisko, żeby precyzyjnie ustalić jego lokalizację w mrocznym wnętrzu i załatwić go jedną, dobrze wymierzoną serią.

      Po raz kolejny wywołał „Rubież” i zażądał rozmowy z komandorem Luposem. Tym razem na odpowiedź dowódcy przyszło mu zaczekać nieco dłużej. Z każdą upływającą sekundą transportowiec pokonywał kolejne setki kilometrów, szybko powiększając dystans dzielący go zarówno od Sigila, jak i znajdującego się na jego wysokiej orbicie krążownika, holującego pokiereszowaną stację medyczną.

      – Cóż tam nowego, poruczniku? – usłyszał po mniej więcej minucie podejrzanie wesoły głos Luposa.

      Moss od razu domyślił się, że dowódca zamiast legalnej, dozwolonej przez regulamin i zalecanej przez lekarzy pokładowych dawki stymulantów, do poprawy nastroju użył czegoś bardziej konwencjonalnego, mniej legalnego i zdecydowanie bardziej wyrazistego pod względem walorów smakowych.

      – Udało mi się przesłuchać jeńca, panie komandorze – powiedział.

      – Zuch chłopak! – pochwalił komandor. Moss gotów był przysiąc, że wśród przeraźliwych trzasków zakłóceń usłyszał równie donośne czknięcie. – Co powiedziała?

      – Jest pracownikiem jednej ze spółek na Sigilu. ATM3, nieduża firma, wielobranżowa.

      – Po cholerę im Dressler?

      – Chcą zdobyć technologię nanowszczepową.

      – Niby jak?

      – Ona twierdzi, że pułkownik przeszedł pełną terapię. Zamrozili go, żeby uratować próbki zmodyfikowanych tkanek, nim ulegną zniszczeniu w ramach standardowych procedur leczniczych.

      – Sprytne dranie, trzeba przyznać – stwierdził Lupos. – Gdzie mają siedzibę?

      – Centrala znajduje się na Sigilu, mają też placówki na AEgirze. Dokładna lokalizacja podana jest w oficjalnych rejestrach – odrzekł Moss.

      – Zawiadomię nasze służby wewnętrzne. Zrobią im tam solidny kipisz – oznajmił komandor. – Tymczasem proszę spokojnie czekać na kawalerię, wkrótce powinni przechwycić transportowiec.

      – Komandorze, ten okręt nie leci do żadnej z ich oficjalnych baz. Ta kobieta twierdzi, że firma posiada tajną placówkę na starym skuńskim wraku, wie pan, tym, który parę lat temu objęliśmy kwarantanną.

      – O kurwa! – skwitował Lupos. – Sektor trzeci?

      – Zgadza się. Nasz słynny nawiedzony Oumuamua, na którym w tajemniczych okolicznościach zniknęło kilku górników. Wygląda na to, że właśnie odkryliśmy tajemnicę tych skuńskich duchów, komandorze – powiedział Moss. W głębi duszy żałował, że ich rozmowy nie słyszy Katia. Chciałby teraz widzieć jej minę.

      – Z tym również zrobię porządek.

      W głosie Luposa nie było już słychać ani wesołości, ani charakterystycznego pijackiego zaśpiewu, lecz wyłącznie groźbę.

      – Gdy tylko szperacze zakończą akcję z transportowcem, skieruję je w rejon kwarantanny, a potem wystąpię do sztabu Korpusu Planetarnego, żeby podesłali na wrak ludzi ze służb. To może być grubsza sprawa, poruczniku – dodał.

      – Też mam takie wrażenie – zgodził się Moss, podchodząc do leżącej pod ścianą Sulu.

      Wąż doprowadzający mieszankę oddechową do zbiornika jej kombinezonu drgał lekko, jednak dioda na obudowie zasobnika w dalszym ciągu alarmująco pulsowała czerwienią.

Скачать книгу