Nasi okupanci. Tadeusz Boy-Żeleński

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nasi okupanci - Tadeusz Boy-Żeleński страница 3

Жанр:
Серия:
Издательство:
Nasi okupanci - Tadeusz Boy-Żeleński

Скачать книгу

na wieczór dyskusyjny. Z ciekawości poszedłem. (Trochę to przypominało jeszcze Emancypantki Prusa i ową uroczą scenę, gdy jedna z uczestniczek na próżno domaga się prawa głosu, bo zawsze spychają ją z porządku „wnioski nagłe” i „wnioski w kwestii formalnej”. Czeka i czeka cierpliwie w poczuciu praworządności – w końcu, po dwóch godzinach, uzyskuje to prawo głosu, aby… powiedzieć, że lampa filuje, czego w ferworze dyskusji nikt nie zauważył). Otóż były tam na porządku dziennym dwa referaty. W pierwszym wybitna prawniczka referowała właśnie nową ustawę małżeńską, do której jakimś sposobem udało się jej dotrzeć; w drugim znakomita powieściopisarka mówiła ogólnie o stosunku kobiet do miłości. Następnie otwarto dyskusję. Można było przypuszczać, że dyskusja będzie tyczyła głównie pierwszego punktu, zwłaszcza że chodziło o postanowienie jakiejś akcji w tej sprawie; podczas gdy drugi punkt – kobieta i miłość – zdawał się raczej rzeczą osobistą i mniej nadającą się do publicznych roztrząsań. Tymczasem – o dziwo! – nikt nie zażądał głosu w sprawie nowej ustawy małżeńskiej, natomiast nie można było nastarczyć z udzielaniem głosu paniom i panienkom, które wygłupiały się na temat, że każda kobieta ma prawo do „wielkiej miłości” itd.

      Niewiele tedy może liczyć komisja kodyfikacyjna na pomoc społeczeństwa. A jednak trzeba sobie powiedzieć: od stworzenia tej ustawy do jej powołania do życia droga jest jeszcze długa i ciężka. Jeżeli społeczeństwo chce tę ustawę mieć, jeżeli chce w praktyce rozwodów, niestety (mówię niestety, bo wcale nie jestem entuzjastą rozwodów, jak mi to wmawiano!), niestety nieuchronnych – wyjść z dotychczasowego bagna szalbierstw, łupiestwa i niesprawiedliwości, będzie musiało o to walczyć.

      Rozmawiałem o tej ustawie z jednym z naszych dygnitarzy. Pytałem go, czy sądzi, że nowa ustawa przejdzie. Wzruszył ramionami. – Czy ja wiem? odparł. Go tu gadać. To jest przede wszystkim kwestia pieniężna. Kler na tym dużo traci. Jura stolae trzeba by odszkodować. To są duże sumy. Skąd na to wziąć pieniędzy? Nervus rerum, w tym rzecz, wszystko inne idzie dopiero potem…

      Zwracam uwagę, że to nie ja mówię, ale ów dygnitarz.

      „Łopatologia”

      Wpadł mi w rękę fachowy artykuł p. Henryka Jasieńskiego w „Przeglądzie Współczesnym” pt. Na marginesie nastrojów kryzysowych trwałe wnioski z przemijających doświadczeń, poświęcony „regulacji urodzeń”. Autor z tak sympatycznym uznaniem powołuje się na moje artykuły w tej sprawie, że przypomniało mi to ją i dodało bodźca, aby powrócić do niej raz jeszcze.

      Czemu w „Wiadomościach Literackich”? – zapyta ktoś. Właśnie w „Wiadomościach Literackich” jest dla niej miejsce. Dla dwóch przyczyn. Po pierwsze, jak słusznie podnosi autor wspomnianej rozprawki, najważniejsze tu jest poruszenie opinii, zmiana nastawienia i nastrojów, oczyszczenie gruntu z zastarzałych narowów myślowych, z narosłych wiekami całymi fałszów i komunałów. I gdzież to robić przede wszystkim, jeżeli nie w piśmie literackim, organie tych, którzy powinni być najczulsi na objawy życia, których zadaniem jest tworzenie opinii.

      A drugi powód, czemu miejsce dla tej sprawy jest w piśmie literacko-artystycznym, to że zagadnienie populacji wiąże się najściślej z kulturą kraju. Bez usunięcia tej bolączki, tak jak tkwimy po uszy w owej „pauperyzacji materialnej”, o której mówi prof. Adam Krzyżanowski (Pauperyzacja Polski współczesnej), tak będziemy się osuwali coraz głębiej w pauperyzację duchową.

      Mimo że wypowiadałem się nieraz w tej kwestii i mimo że p. Jasieński parę razy cytuje moje formuły, pozwolę sobie znów ja cytować jego. W ten sposób będzie poważniej.

      Otóż, zdaniem p. Jasieńskiego, zarówno w kwestii mieszkaniowej jak w kwestii rolnej, jak w wielu innych wreszcie, wszelkie środki zaradcze, których się szuka, będą złudne, dopóki się omija to, co jest główną przyczyną złego, tj. nadmierną produkcję ludności w Polsce. Mimo że tę „horrendalnie” – jak mówi – wysoką ilość urodzeń reguluje poniekąd wysoka śmiertelność niemowląt, i tak jest ona ogromna. Powoduje to nędzę i zbrodnię. W tym polskim przyroście ludności, którym dudki tak się chełpią, szukają nasi uczeni głównego źródła różnic przestępczości, która np. w całej Szwecji daje sześćset spraw karnych rocznie, a u nas dziesięć tysięcy w samej tylko Warszawie.

      Jedynie tedy – wywodzi p. Jasieński – ograniczenie przyrostu może być lekarstwem, wszystko inne jest okłamywaniem samych siebie. Pierwszym zadaniem jest uświadamiać w tej mierze ogół, wciąż o tym przypominać:

      „Uporczywe przypominanie i powtarzanie przy każdej sposobności jest tu tym bardziej konieczne, że chodzi o pewne wnioski oczywiste i zgodne z elementarnie logicznym rozumowaniem, ale sprzeczne z głęboko zakorzenionymi nałogami myślowymi, a wskutek tego niepopularne, niechętnie słuchane, skwapliwie usuwane poza obręb świadomości albo też zbywane, nawet przez ludzi nieraz poza tym rozsądnych, za pomocą tanich sofizmatów albo zdumiewających swą niefrasobliwością koziołków myślowych”.

      Wszystko się zmieniło; to, co było niegdyś siłą – stało się słabością; co było bogactwem – stało się nędzą; co było błogosławieństwem – stało się przekleństwem; ale mimo zupełnej zmiany okoliczności zabobon płodności trwa.

      „Dowodzi to – mówi p. Jasieński – iście zdumiewającej bezwładności ludzkiego umysłu, który do pojęć raz wytworzonych w jakichś długo działających warunkach odnosi się już nadal jako do czegoś raz na zawsze ustalonego i słusznego, choćby te pojęcia w warunkach zmienionych stały się już dawno całkowicie zbędne i w skutkach swoich najoczywiściej szkodliwe”.

      Religia – największy wróg regulacji urodzeń – częściowo ustąpiła z tego stanowiska. Niedawny zjazd anglikańskich biskupów w Londynie3 oświadczył się za regulacją. Mimo to, powtarza się bezmyślnie, że jest ona sprzeczna z etyką chrześcijańską. Poglądów religii niepodobna zresztą dyskutować, ponieważ przesuwa ona cele człowieka i sens jego życia w inną sferę; nie dobro ludzi na ziemi jest jej przedmiotem. Dlatego trudną bywa nieraz współpraca państwa z religią, gdyż zadaniem państwa jest, bądź co bądź, ułatwiać ludziom życie – na tym świecie.

      Stąd też te rozbieżności w interpretowaniu „etyki”. Dużo tu komu o etykę chodzi! Regulacja urodzeń od dawna uznana za sprawę użyteczności publicznej w Holandii, od dawna najszerzej praktykowana w Skandynawii, świeżo popierana przez najkonserwatywniejszą Izbę Lordów w Anglii, tępiona jest w liberalnej Francji. Uznaje ją zjazd biskupów anglikańskich, a bojkotują ją protestanckie Niemcy. Imperializm niemiecki i włoski, lęk Francji przed mnożnością sąsiadów, są przyczyną różnic w poglądach, które po staremu przemyca się pod flagą etyki; podczas gdy jest to sprawa przede wszystkim militaryzmu, fałszywie zresztą pojętego, bo więcej z tej płodności mają więzienia, szpitale i cmentarze niż ministerstwa wojny.

      Gdy chodzi o uświadamianie naszego ogółu w tej mierze, nastręcza się parę uwag. Regulacja urodzeń – mimo że ma odrębne swoje znaczenie i doniosłość – jest tylko fragmentem wielkiego ruchu, jaki dokonuje się w świecie pod znakiem reformy życia płciowego. Istnieje światowa liga tej reformy, odbywają się kongresy, biorą w ich pracach udział najwięksi pisarze. U nas prawie nic się o tym nie wie, nie mówi się o tym, nie pisze. Nie tylko nie ma żadnej organizacji, ale nie ma żadnych informacji. Dzienniki nasze, pochłonięte walkami politycznymi, nie zdają sobie sprawy z tego, że sprawy obyczajowe ważniejsze są może nawet od formy rządu i od brzmienia konstytucji.

      Nie

Скачать книгу


<p>3</p>

Religia (…) częściowo ustąpiła z tego stanowiska – Biskup Liverpoola, dr David, ogłosił świeżo książkę pt. Małżeństwo a regulacja urodzeń przeznaczoną, wedle jego słów, na to, „aby myślącym ludziom dopomóc, jak chrześcijańską naukę we właściwym sensie stosować i jak ją dostosować do współczesnych zagadnień życia oraz osobistych problemów”. „Obie wersje angielskiego modlitewnika stwierdzają, powiada biskup, że małżeńskie obcowanie płci ma, obok rozmnażania się, jeszcze inne cele. Rodzice mają nie tylko prawo, ale i obowiązek regulować przyrost dzieci i liczbę ich utrzymywać w możliwych granicach. Z odpowiedzialnością za nadmierną ilość dzieci rodzice nie mogą załatwić się słowami: „Dzieci Bóg zsyła”. Skoro małżeństwo uznaje równe prawa obu stron, tedy żądanie, aby kobietę chronić od zajścia w ciążę, musi być uznane. Zdobycze regulacji urodzeń dały nam moc, której nie powinniśmy odtrącać. Trzeba tylko tę siłę dobrze stosować”. [przypis autorski]