Krzyżacy. Henryk Sienkiewicz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krzyżacy - Henryk Sienkiewicz страница 47

Krzyżacy - Henryk Sienkiewicz

Скачать книгу

blasku ujrzał Zbyszko białe czoło, ciemne brwi i wysunięte naprzód usta dziewczyny, które dmuchały w zatloną911 hubkę912. Wówczas dopiero pomyślał, że ona przyszła do tego boru, żeby mu dać pomoc, że bez jej wideł mogłoby być z nim źle – i poczuł tak wielką wdzięczność dla niej, że nie namyślając się długo, chwycił ją wpół i ucałował w oba policzki.

      A jej hubka i krzesiwo wypadły na ziemię.

      – Daj spokój! Czego? – poczęła powtarzać stłumionym głosem, ale jednocześnie nie usuwała mu twarzy, owszem, ustami dotknęła nawet niby wypadkiem ust Zbyszka.

      On zaś puścił ją i rzekł:

      – Bóg ci zapłać. Nie wiem, co by się bez ciebie przygodziło913.

      A Jagienka kucnąwszy w ciemności, by odnaleźć krzesiwo i hubkę, poczęła się tłumaczyć:

      – Bojałam się914 o ciebie, bo Bezduch poszedł też z widłami i z toporem – i niedźwiedź go ozdarł915. Broń czego Boże, Maćkowi byłoby markotno, a on przecie i tak ledwie dycha… No, to i wzięłam widły, i poszłam.

      – Toś to ty zachodziła tam za sosny?

      – Ja.

      – A ja myślał, że to „złe”.

      – Niemały i mnie strach brał, bo tu koło Radzikowego błota w nocy bez ognia niedobrze.

      – Czemuś się nie obezwała916?

      – Bom się bała, że mnie odpędzisz.

      I to rzekłszy, znów zaczęła krzesać, a następnie położyła na hubkę kłaczek suchych konopnych paździerzy917, które wnet strzeliły jasnym płomieniem.

      – Mam dwie szczypki918 – rzekła – a ty nazbieraj wartko919 sucharzy920; będzie ogień.

      Jakoż po chwili buchnęło rzeczywiście wesołe ognisko, którego blask rozświecił ogromne, rude cielsko niedźwiedzia leżące w kałuży krwi.

      – Hej, sroga stwora! – ozwał się z pewną chełpliwością Zbyszko.

      – Ale ci łeb prawie caluśki rozwalony! o Jezu!

      To powiedziawszy, schyliła się i zanurzyła rękę w kudły niedźwiedzie, aby przekonać się, czy zwierz dużo ma w sobie sadła, po czym podniosła się z wesołą twarzą:

      – Będzie sadła na jakie dwa roki!

      – A widły połamane, patrz!

      – To i bieda, bo co ja w domu powiem?

      – Albo co?

      – Bo tatuś nie byliby mnie wcale do boru puścili, więc musiałam czekać, póki się wszyscy nie pokładą.

      Po chwili zaś dodała:

      – Nie powiadaj921 też, żem tu była, żeby nade mną nie cudowali.

      – Ale cię pod dom odprowadzę, bo jeszcze wilcy na cię napadną, a wideł nie masz.

      – No – dobrze!

      I tak rozmawiali czas jakiś przy wesołym brzasku ogniska, nad trupem niedźwiedzia, podobni oboje do jakichś młodych leśnych stworzeń.

      Zbyszko popatrzał na wdzięczną twarz Jagienki oświeconą blaskiem płomienia i rzekł z mimowolnym zdziwieniem:

      – Ale takiej drugiej dziewczyny jak ty, to chyba na świecie nie ma. Tobie by na wojnę chodzić!

      Ona zaś spojrzała mu na chwilę w oczy, po czym odrzekła prawie smutno:

      – Ja wiem… ale nie śmiej się ze mnie.

      Rozdział trzynasty

      Jagienka sama wytopiła duży garnek niedźwiedziego sadła, którego pierwszą kwartę922 wypił Maćko z ochotą, albowiem było świeże, nie przypalone i miało zapach dzięgielu, którego znająca się na lekach dziewczyna dorzuciła w miarę923 do garnka. Pokrzepił się też zaraz Maćko na duchu i nabrał nadziei, że wyzdrowieje.

      – Tego mi było trzeba – mówił. – Jak się w człeku wszystko godnie924 wytłuści, to się może i ta, psia mać, drzazga którędy wypsnie925.

      Następne kwarty926 nie smakowały mu jednak tak dobrze jak pierwsza, ale pił przez rozum927. Jagienka dodawała mu też otuchy, mówiąc:

      – Będziecie zdrowi. Biludowi z Ostroga wbili ogniwa od kolczugi928 głęboko pod karkiem, a od sadła mu wyszły. Jeno929, jak się rana otworzy, trzeba skromem930 bobrowym zatykać.

      – A skrom masz?

      – Mamy. Jeśli zasie świeżego będzie trzeba, to pójdziem ze Zbyszkiem do żeremiów931. O bobra nietrudno. Ale nie wadziłoby932 także, żebyście jakiemu świętemu co przyobiecali, takiemu, który jest patronem od ran.

      – Mnie już to przez głowę przechodziło, tylko że nie wiem dobrze: któremu? Święty Jerzy933 jest patronem rycerzów: on ci strzeże wojennika934 od przygody i wżdy935 męstwa we wszelakiej potrzebie mu przydawa936, a powiadają, że często osobą własną po sprawiedliwej stronie staje i niemiłych Bogu bić pomaga. Ale taki, co sam rad937 bije, rzadko rad sam smaruje, i od tego może być inny, któremu on nie będzie chciał wchodzić w drogę. Każdy święty ma w niebie swój urząd i swoją gospodarkę – to się wie! A jeden do drugiego nigdy się nie miesza, bo z tego mogłyby niezgody wyniknąć, w niebie zaś nie przystoi się świętym wadzić alibo się potykać… Są Kosma i Damian938, też wielcy święci, do których się medycy modlą o to, by choróbska na świecie nie wyginęły, gdyż inaczej nie mieliby co jeść. Jest także święta Apolonia939 od zębów i święty Liboriusz940 od kamienia – ale to wszystko nie to! Przyjedzie opat941, to mi powie, do kogo mam się udać – bo i nie byle kleryk wszystkie tajemnice boskie posiadł, i nie każdy takie rzeczy wie, chociaż ma głowę wygoloną942.

      – A żebyście samemu Panu Jezusowi ślubowali.

      – Pewnie, że On nad wszystkimi. Ale to byłoby tak, jakoby mi, nie przymierzając, twój ojciec chłopa pobił, a ja bym do Krakowa do króla na skargę jechał. Co by mi ta król powiedział? Powiedziałby tak: „Ja nad całym Królestwem gospodarz, a ty do mnie z twoim chłopem przychodzisz! A to nie masz urzędów? nie możesz iść do grodu, do mojego kasztelana943 i pośrzednika944?” Pan Jezus jest gospodarzem nad całym światem – rozumiesz? – a od mniejszych spraw ma świętych.

      – To ja wam powiem – rzekł Zbyszko, który nadszedł na koniec rozmowy – ślubujcie naszej nieboszczce królowej, że jeśli się za wami przyczyni, to pielgrzymkę do Krakowa, do jej grobu odprawicie. Albo to się tam mało cudów już w naszych oczach przygodziło945? Po co obcych świętych szukać, kiedy jest swoja Pani od innych lepsza.

      – Ba!

Скачать книгу